sobota, 22 marca 2014

7. Wielki Noriaki prowadził!

     Ewa:



     -No to Maniek mów co się dzieje.- ponagliłam siedzącego naprzeciw mnie bruneta.

     -To jest... to jest tak pokręcone, że nie wiem od czego zacząć.- westchnął głęboko i podszedł do dużego  okna za, którym rozciągał się ten słynny widok na góry, który Kamil tyle razy pokazywał mi przez skypa.
     -Najlepiej od początku. Kim jest ta dziewczyna, którą przed chwilą widziałam z moim mężem? Bo to o nią chodzi, tak? Oni coś tego... razem?- spytałam z mieszanymi uczuciami. Mimo, że byłam pewna, że Kamil mnie nigdy nie zdradzi to po minie Macieja mogłam się wszystkiego spodziewać.
     -Nie nie nie! Coś ty, to w ogóle nie oto chodzi...gdzież Kamil i Majka... nie...- znów westchnął i wrócił na poprzednio zajmowane krzesło.
     -Maciuś...
     -No dobra. Wszyscy myślą, że Maja jest moją kuzynką, bo Kuba tak przedstawił sytuację, a tak na prawdę namieszał i to strasznie i wysłał tu tą straszną dziewuchę, która mnie nie znosi i najbardziej by się cieszyła jakbym wypadł z progu prosto na bulę i się połamał. A jak by tego było mało to przyjechał tu za nią jakiś podejrzany typ, przez którego ona ciągle płacze i ostatnio musiałem ją przed nim bronić... czuję, że dopiero się zaczyna... i nie wiem co mam dalej zrobić. Wygadała się Kamilowi... on od początku coś podejrzewał... był świadkiem kilku dziwnych scen w naszym wykonaniu na przykład rozdzielił nas jak mało się nie pobiliśmy w nocy, tak że ona musiał mu powiedzieć, no i jestem pewien, że on to dla siebie zachowa, ale sama rozumiesz... jak ktoś inny się domyśli... się dowie, to będzie po mnie. Jak by tego było mało wszyscy próbują z nią romansować... nie wiem na prawdę nie wiem, urwę Kubie łeb!- zakończył i patrzył na mnie tym swoim niewinnym wzrokiem. Nie wiele z tego zrozumiałam, ale to co do mnie dotarło wprawiło mnie w osłupienie... że niby ta dziewczyna udaje kuzynkę Kota, a tak na prawdę go nienawidzi... i niby to wszystko przez Kubę... eh...
     -Maciek, eee nie wiem co mam powiedzieć... czego oczekujesz? Mam z nią porozmawiać? Mam z Kamilem porozmawiać... jak Ci pomóc?- spytałam.
      -Możesz pogadać z Mają... wybadać ją... bo my tak dłużej nie pociągniemy...


      Maciek:


      Nareszcie przyjechała Ewa. Mogłem się wygadać... wszystko jej opowiedzieć. Mam wielką nadzieję, że uda jej się coś wyciągnąć z Majki na temat tego faceta... w końcu to Ewa, a Ewa ma świetne podejście do ludzi, musi dać radę!


     Po obiedzie pojechaliśmy z chłopakami na skocznie, na szybki trening, po którym miała odbyć się seria próbna no i konkurs. Zauważyłem, że Ewka się gdzieś wymknęła z Mają... czyli wzięła ją w obroty. Bardzo dobrze. Miałem nadzieję, że już wkrótce czegoś się dowiem.
Pod skocznią gromadzili się już kibice. Panował zwykły przed konkursowy gwar. Nagle zauważyłem tego faceta, który biegał za moją "kuzynką" i już miałem do niego podejść, kiedy mój brat pojawił się nie wiadomo skąd i chwycił mnie za ramię:
      -Cześć stary! Jak tam z Mają? Żyjecie? Nikt nie ucierpiał do tej pory?- spytał.
      -Wyobraź sobie, że jakimś cudem wszyscy są cali... ale mamy problem...- westchnąłem i opowiedziałem mu skrótowo o sytuacji z tym facetem. Po jego reakcji wywnioskowałem, że nie wie nic więcej ode mnie. Obiecał, że postara się porozmawiać z Majką i rozeszliśmy się w swoje strony; ja na skocznie, on od obsługi.


     Kamil:

     I tak jak myślałem Kot opowiedział Ewie historię Mai i moja żona, zniknęła gdzieś z tą dziewczyną i nawet nie zdążyliśmy porozmawiać przed wyjazdem na skocznie. W przerwach miedzy treningiem, serią próbną, a serią konkursową też nie mieliśmy chwili dla siebie. Więc chcąc czy nie chcąc ruszyłem w kierunku wyciągu. Dalej do mnie nie docierało, że mam już złoty medal i stoję przed niepowtarzalną szansą, żeby zaraz do niego dorzucić drugi. 
I zaczęło się... świadomość, że Ewka jest gdzieś na dole i trzyma za mnie kciuki sprawiała, że denerwowałem się trochę mniej, ale łatwo nie było.
Widziałem, że Piotrkowi nie wyszło najlepiej... 118 metrów... no niestety nie nie trafił z formą na te igrzyska. Potem Maciek, wiem, że on mierzy wysoko i 126 metrów, które uzyskał stawiały go na dobrej drodze do dość dobrego wyniku. Po nich na belce usiadł się mój współlokator; Jan. No i co... nie zawiódł ! 128, 5 metra! Wiem, że stać go na jeszcze więcej. 
Kiedy na starcie pojawił się Thomas Morgenstern zaczęła się jakaś czarna seria. Najpierw on dostał tak mocny podmuch wiatru, że wstrzymaliśmy wszyscy oddech. Ciągle przed oczyma mam ten jego wypadek z Kulm i wielki szacun za to, że zdążył przygotować się na igrzyska! Teraz na szczęście udało mu się uniknąć upadku, ale 122 metry nie dawały mu szans na awans do drugiej serii... szkoda, kto jak kto, ale on na to najbardziej zasłużył. Po nim zarówno Robert Kranjec jak Thomas Diethart i Andreas Wellinger nie popisali się i zajęli jakiś odległe pozycję.
Coraz większymi krokami zbliżała się moja kolej. Wielki Noriaki prowadził, przed niesamowitym ostatnimi czasy Severinem, a Peter po swoim skoku zajmował trzecie miejsce za nimi. Wiedziałem już, że muszę się bardzo postarać, żeby ich wyprzedzić. Poleciałem...

     -139 metrów! Tyle co mistrz Kasai, ale Kamil ma mniej odjętych punktów i wydaje się, że będzie prowadził! Taaaakkkk! Kamil Stoch liderem!!!- krzyczał jakiś polski dziennikarz i podszedł, a raczej podbiegł mi pogratulować. Upewniłem się patrząc na tablicę wyników i poszedłem szukać mojej żony. Niby uśmiechnięta i szczęśliwa, ale w jej oczach zobaczyłem, że coś jest nie tak.
      -Gratulacje, oby tak dalej!- powiedziała i rzuciła mi się na szyję -Później pogadamy...- dodała, widząc, ze chcę o coś zapytać i odeszła w kierunku trenerów. 
Nie chciałem myśleć o czym pogadamy...

Druga seria, a emocje coraz większe. Nie wiem dlaczego, ale ze skoku na skok coraz bardziej się denerwowałem. Kiedy przechodziłem po raz enty przez naszą "poczekalnie" podeszła do mnie ostatnia osoba jakiej mogłem się spodziewać... Gregor Schlierenzauer.
     -Zdaję sobie sprawę, że zawaliliśmy i prawdopodobnie nie wywieziemy stąd żadnego indywidualnego medalu, ale wiem na pewno, że ty to wygrasz! Jest moc stary! dasz radę!- powiedział i poklepał mnie po plecach. Szczerze powiedziawszy zdziwiło mnie to, bo mistrz Schlieri uchodził za takiego, co to po nieudanej próbie pokazywał swoje nerwy rzucając nartami i stukając się w czoło, a potem się gdzieś chował... no ale cóż... wychodzi na to, że na igrzyskach na prawdę dzieją się niespodziewane rzeczy...
Kilkanaście minut później Noriaki poszybował na ponad 133 metr i wiedziałem, że poprzeczka stoi cholernie wysoko. Usiadłem na belce, poprawiłem wiązanie, na sekundę przymknąłem oczy i odepchnąłem się... i klops... błąd na progu... byłem pewny, że wszystko jest już stracone, ale walczyłem do końca o odległość. Telemark i totalna plątanina w głowie... tablice z wynikami pokazywał, że uzyskałem o metr krótszą odległość od Japończyka. Zobaczyłem go kątem oka, stał przy bramce w towarzystwie kolegów z drużyny i przypuszczam, że denerwował się nie mniej ode mnie. W sumie pomyślałem, że jeżeli teraz przegrałem to i tak będzie super, bo to przecież wielki mistrz i podziwiam go za to co robi, za to że w takim wieku jest w stanie tak dobrze skakać!
Nawet nie wiem kiedy obok mnie pojawił się Jasiek z Maćkiem. Pogratulowali mi wygranej, ale tak na prawdę nie było jeszcze nic wiadomo. Sędziowie zdecydowanie za długo liczyli te punkty. I nagle na trybunach zapanował wielki hałas, a ja byłem niesiony na barkach moich kolegów. Nawet nie zdążyłem spojrzeć na wyniki. To było coś niewiarygodnego! Nie wierzyłem. Chłopcy postawili mnie na śniegu i podbiegł do mnie Noriaki. Pogratulowaliśmy sobie, potem przyszedł Peter i inni, aż w końcu dane mi było wpaść w objęcia żony.
      Jedno jest pewne... długo do mnie nie dotrze co się stało... najpierw Zbyszek Bródka, potem ja... ten dzień na pewno pozostanie na zawsze w pamięci wszystkich polskich kibiców i nas...


     Maja:

     Poznałam tą całą Ewę; żonę Kamila i naprawdę nie wiem co w tej kobiecie jest takiego, że jedna poważna rozmowa z nią i to jeszcze na pewno zaaranżowana przez jaśnie genialnego przemądrzałego pana Kocura sprawiła, że coś we mnie pękło i zdałam sobie sprawę, ze moje kretyńskie podejście do życia nic dobrego nikomu, a tym bardziej mnie nie przyniesie. Nie znaczy, to że zostanę nagle przyjaciółką mojego "kuzyna" i nie zmieni to tego, że go nie znoszę, ale uświadomiłam sobie, że to wszystko nie miało tak wyglądać.
Nie wiem co na to wpłynęło, ale opowiedziałam Ewie wszytko... o Igorze... o mojej przeszłość, dobrze mi to zrobiło. Nie dziwię się, że Kamil mając przy sobie taką kobietę, został podwójnym mistrzem olimpijskim i jest na najlepszej drodze do zdobycia Pucharu Świata!


     Maciek:


      Eh nie udało mi się... Kamil wygrał, no i świetnie, super... to jest na prawdę wielki wyczyn, ale mi się nie udało. Pewno wszyscy powiedzą, że dwunaste miejsce w debiucie olimpijskim to świetny wynik, ale miałem być w czołowej dziesiątce, takie było założenie, więc nie mam się z czego cieszyć...
      Wróciłem do hotelu bardzo późno, w dobrym nastroju, ale jednak z małym niedosytem. Wziąłem szybki prysznic i kiedy wróciłem do pokoju Piotrka jeszcze nie było. Nie miałem pojęcia, gdzie on mógł się podziewać, ale średnio mnie to obchodziło. Już miałem wskoczyć pod tą piękną, kolorową kołdrę, kiedy do sypialni wbiegła zapłakana Maja, a za nią nie mniej wzburzona Ewa. Moja kuzynka dość nieoczekiwanie uwiesiła mi się na szyi, a żona Kamila, zamknęła drzwi i usiadła obok nas. Nie miałem pojęcia co się znowu stało, ale czułem, że zaraz się dowiem.
      -No powiedz mu... Maja tak nie może być... powiedz mu, Maniek na pewno zrozumie...- szepnęła blondynka i pogładziła po ramieniu zdezorientowaną brunetkę.
      -Powiecie mi co się stało?!- nie wytrzymałem i potrząsnąłem delikatnie Mają.
      -Bo... bo ja... ja Ci muszę to wszystko wyjaśnić...- załkała i wtuliła się w ramiona Ewy.
      -To może ja was zostawię...- zaproponowała blondynka, ale moja "kuzynka" gwałtownie zaprotestowała.
     -Słucham...- zachęciłem
     -No bo ten chłopak... Igor... on jest moim... moim znajomym z domu dziecka...byliśmy kiedyś razem... ale jak poznałam... twojego brata, zrozumiałem, że Igor... jest zły... że nie nie powinnam się w to pakować i go zostawiłam... ale on nie chciał odpuścić... groził mi...łaził za mną... pobił mnie kilka razy...i... przyjechał tu... Maciek to już nie chodzi o mnie... zrobi mi coś, trudno, ale on chyba myśli, że my jesteśmy razem i... groził, że coś Ci zrobi!- wyrzuciła z siebie i ukryła twarz w dłoniach.
Maja... dom dziecka... Igor... pobicia... my razem! Nie mogłem w to uwierzyć. W pierwszym momencie miałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że pewno było by jej na rękę, jak by coś mi zrobił i że ma się stąd wynieść razem z nim, ale jedno spojrzenie Ewy wystarczyło, żebym odrzucił te myśli i jakoś jej pomógł.
     -Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wszystkiego wcześniej...?- zapytałem, chociaż dobrze znałem odpowiedź.
         -Maniek...- westchnęła.
         -Ok. Po pierwsze możesz być pewna, że on nic nie zrobi, ani Tobie, ani mi! Nie musisz się bać! A po drugie, żebyśmy nie musieli sobie niepotrzebnie utrudniać życie, obiecaj, że przestaniemy ze sobą walczyć i zaczniemy się traktować jak normalni ludzie...- odparłem sam się sobie dziwiąc. W odpowiedzi Maja kiwnęła twierdząco głową i ponownie się do mnie przytuliła...


***

No i Kamil ma Kryształową Kulę!:D Nasz Mistrz!!! Ale szkoda, że sezon się kończy:( 

Pozdrawiam :*

niedziela, 9 marca 2014

6. Pamiętaj ja się tak łatwo nie poddaje!

       Maciej:


      Dzień po konkursie mieliśmy wolne. Mogliśmy go wykorzystać jak chcieliśmy. Zero treningów, zebrań z trenerem, nic... odpoczynek. Maja gdzieś przepadła po śniadaniu i nie mogłem z nią porozmawiać, więc umówiłem się z Kubą i poszliśmy do mamy, a potem razem z Piotrkiem zrobiliśmy małą wycieczkę po wiosce i kilka głupich zdjęć w sam raz na facebooka. Ludzie na wszystko narzekają, cały internet jest zawalony fotkami przedstawiającymi wszelkie niedociągnięcia Rosjan; to krzywy karnisz, to dziura w chodniku, to kaloryfer gdzieś pod sufitem, a przecież tu jest tak pięknie. Począwszy od widoków, które każdego poranka zaraz po wstaniu z łóżka, mam okazje podziwiać, poprzez wszelkie atrakcje, czekające na nas w wiosce, aż po świetne wzory, które są dosłownie wszędzie: na kołdrze, obok skoczni, na wszelkich tablicach... eh patrząc na takie coś od razu poprawia się humor! Więc postanowiliśmy poprawić wszystkim kibicom humor (choć na pewno po zwycięstwie Kamila mają już znakomity) i uwieczniliśmy to wszystko na fotografiach (myślę, że Ewa by nas pochwalił!).

Po obiedzie wróciłem do hotelu, Mai nadal nie było i zaczynałem się już denerwować, Janek siedział na skypie i podziwiał swoją śpiącą córeczkę, nasz mistrz Stoch spał, Piotrek jak zwykle kłócił się o coś z Dawidem więc musiałem sam jej poszukać. Jednak nie było to takie proste...

     Maja:

     Zaraz po śniadaniu wymknęłam się z hotelu. Wiedziałam, że chłopaki mają wolny dzień i nie chciałam się narażać na spędzanie czasu z Maćkiem. Dobrze wiedziałam jak to się skończy. Z drugiej strony obawiałam się, że wpadnę gdzieś na Igora, i że on wykorzysta fakt, że będę sama, ale jakoś musiałam sobie dać z tym radę. Weszłam do jednej z kawiarni, zamówiłam kawę z mlekiem i postanowiłam zadzwonić do Asi, szybko odebrała:
      -Cześć kochana!- zaczęła
      -No witam.- odparłam i głęboko westchnęłam - Igor tu jest...- szybko wyjaśniłam
      -Rany boskie! Musisz powiedzieć wszystko Kubie, albo Maćkowi! Przecież on jest zdolny do wszystkiego, jeszcze komuś coś zrobi!
     -Właśnie dla tego nie mogę nic im powiedzieć! I tak Maniek już widział za dużo...
     -Majka do cholery, mam Ci przypomnieć co się działo jeszcze niedawno... jak przychodził... awanturował się i gdyby nie mój brat to wiesz...- aż za dobrze wiedziałam. To było mniej więcej rok temu, jak Asia zaczęła się spotykać z Kubą. Pojechali razem do państwa Kotów, a ja zostałam w naszym mieszkaniu i wtedy przyszedł on. Nie otwierałam drzwi, zaczął się awanturować, krzyczeć, grozić mi, że powie moim znajomym całą prawdę, że mnie nie zostawi. Podejrzewam, że gdyby Krzysiek; brat Asi wtedy się nie zjawił to Igor wyważył by drzwi i coś by się złego stało.
     -Wiem...ale nie mogę im powiedzieć i Ciebie proszę o to samo, wiem, że Maciek będzie drążył i wiem, że pewnie wdrąży w to Kubę, ale błagam Cię nic im nie mów!
     -Dobrze nie powiem, ale jeżeli coś się wydarzy... jeżeli sprawa zajdzie za daleko, to będę musiała złamać obietnicę...
     -Nie zajdzie za daleko...
     -Oby... Maja...oby...

   Rozłączyłam się i dopiłam kawę, ponieważ była dopiero jedenasta, musiałam wymyślić co robić dalej i wtedy zobaczyłam jego...


     Kamil:


    Dalej nie mogę uwierzyć, że za kilka godzin na mojej szyi zawiśnie złoty medal olimpijski. Tyle gratulacji to nie dostałem nawet w zeszłym roku w Val di Fiemme. Dzwoniła, cała rodzina, przyjaciele, dziennikarze i nawet prezydent! Z tego wszystkiego spać poszedłem grubo po trzeciej. Na szczęście dzień dekoracji mieliśmy wolny, bez żadnych treningów i ćwiczeń, więc mogłem spać tak długo jak mi się podobało... albo tak długo jak mi pozwolą... bo przed jedenastą mój ulubiony lokator; Jan narobił tyle hałasu, bo mu coś spadło w łazience, że zerwałem się na równe nogi. Zasnąć już nie potrafiłem, więc zwlokłem się z łóżka, zadzwoniłem do Ewki, ale nie odbierała ( zresztą nie miałem się czemu dziwić, bo jako moja menadżerka na pewno miała już masę telefonów) więc przywróciłem się do stanu używalności i wyszedłem się trochę przewietrzyć.

      Pogoda była wyśmienita. Słońce... kilkanaście stopni powyżej zera... to na pewno nie była aura, która powinna towarzyszyć zimowym igrzyskom, ale organizatorzy dawali radę i ze śniegiem nie było jeszcze problemów. Po kilkunastominutowym spacerku, mój żołądek przypomniał mi, że jeszcze nic nie jadłem, więc skierowałem swoje kroki do jednej z kawiarni. W środku panował typowy dla igrzysk gwar. Wszędzie było pełno sportowców, mniej lub bardziej znanych i innych ludzi ze sztabów. Nagle moim oczom rzuciła się drobna brunetka... która ponoć jest kuzynką naszego Macieja. Już miałem do niej podejść, kiedy minął mnie jakiś wysoki facet, chwycił ją mocno za łokieć i popchnął z powrotem na pufę, z której właśnie wstała. Potem wyszeptał jej coś do ucha i odszedł równie szybko jak przyszedł. Wydawało mi się to coraz bardziej podejrzane, mógłbym przysiąc, że już gdzieś tutaj widziałem tego faceta... cholera o co tu chodzi?

     Maja:

    Zobaczyłam Kamila i już chciałam do niego podejść, ale nagle nie wiadomo skąd pojawił się Igor. Powiedział, że mam jakoś uśpić czujność Maćka, bo on sam się tym zajmie i poszedł. Nie wiedziałam,  co mam o tym wszystkim myśleć... dopiero po chwili, kiedy nasz mistrz stanął przede mną, uświadomiłam sobie, że wszystko widział...!
     -Maja... o co tu chodzi?! Ty nie jesteś kuzynką Maćka, prawda? Kim był ten facet?- spytał, a mi zrobiło się ciemno przed oczami. Wiedziałam, że już dłużej nie mogę kłamać... on by i tak nie uwierzył...
     -Nie... nie jestem jego kuzynką...- przyznałam cicho i spuściłam głowę, nie mogłam mu spojrzeć w oczy...- Ale błagam nie mów chłopakom... nikt nie może się dowiedzieć...
     -Kim ty jesteś do cholery?- spytał kompletnie lekceważąc moją prośbę.
     -Nie mogę... Kamil przepraszam, nie mogę...- wyszeptałam
     -Czyli chcesz, żebym poszedł do Kruczka i zaraz mu wszystko powiedział?!
     -Nie zrobisz tego!- zdawałam sobie sprawę, że to był by koniec.
     -Chcesz się przekonać?!- wiedziałam, że on nie żartuje. 
     -Kamil...
     -Powiedz przynajmniej kim jest ten facet?
     -Igor... mój...mój... kolega z domu dziecka...- wyjawiłam
     -Co on tu robi? Czego od Ciebie chce? Zrobił Ci coś?- Kamil był nie ugięty, wiedział już, że nie da mi spokoju i będzie drążył, aż się wszystkiego nie dowie.
     -Takie tam sprawy z dawnych czasów, nic poważnego... po prostu wrócił, żeby się ze mną policzyć...muszę sobie jakoś dać z tym radę...
     -Maciek wie?
     -Nie... znaczy domyśla się, ale nie zna szczegółów i proszę Cię żeby tak pozostało, przynajmniej do końca igrzysk...- poprosiłam z nadzieją, że okaże się człowiekiem i nie rozpowie wszystkim, że nie dość, że nie jestem kuzynką Kotów, to jeszcze wychowywałam się w bidulu i pewien psychopata przyjechał za mną do Soczi dopiec mi i wszystkim znajdującym się w moim otoczeniu.
     -Dobrze nie powiem nikomu, ale tylko ze względu na Maćka. Trener jak by się dowiedział prawy to na pewno by go jakoś ukarał, a on sama wiesz... jest strasznie ambitny i nie chcę mu mieszać w głowie przed zawodami, ale przysięgam, że jak ten typ nadal będzie się plątał gdzieś w pobliżu i jak nie zdecydujesz się mi wyjawić całej prawy przed końcem igrzysk to będę zmuszony im powiedzieć!- odparł zdecydowanie i razem ruszyliśmy w kierunku hotelu.

      Maciek:

 Majki nigdzie nie było. Kiedy już miałem dzwonić do Kuby i wszcząć alarm weszła z Kamilem do hotelu:
     -Maja gdzie byłaś?! Co wy macie takie miny?!- krzyknąłem
     -Porozmawiałem sobie trochę z TWOJĄ KUZYNKĄ i wiesz co młody, z Tobą też sobie będę musiał porozmawiać, ale to potem.- odparł Stoch i ruszył w kierunku schodów. Nie wiedziałem co się stało, ale nie miałem najlepszych przeczuć. 
     -On wie...- powiedziała krótko brunetka i usiadł na jednym z foteli. Nie wierzyłem w to co powiedziała.
     -CO?! Jak mogłaś być taka głupia i się przyznać do wszystkiego?! Jak on komuś powie to będzie po nas!!! Jesteś nienormalna! Najpierw stawiasz mojego brata w takiej sytuacji, on robi wszystko, żeby Cię zadowolić, a potem kiedy już mu się niestety udało Cię tu wepchać opowiadasz wszystkim jaka jest prawda i narażasz siebie i mnie na wyrzucenie z kadry!- krzyknąłem
    -To ty jesteś nienormalny! Po pierwsze zdajesz sobie sprawę w jakieś sytuacji postawił mnie kiedyś Twój brat, po tym wypadku!!! Po drugie myślisz, że przebywanie z Tobą jest mi na rękę?! Jesteś gburowatym oszołomem i mam Ciebie serdecznie dość! Jak tu jechałam myślałam, że będzie fajnie, że będąc tak blisko świata skoków, które tak lubię, spełnię swoje marzenia, ale teraz widzę, że to była pomyłka i nie... nie myśl, że stąd wyjadę! Jest już za późno, pamiętaj ja się tak łatwo nie poddaje!
    -Że co! W jakiej niby sytuacji postawił Cię Kuba?- czułem, że o czymś nie wiem.
    -Porozmawiaj sobie z nim! Ale powiem Ci jedno, mimo wszystko wolę Jego, powinieneś się uczyć od niego podejścia do życia bo zawsze będziesz sam!- krzyknęła i podeszła do mnie, uderzając mnie rękoma w ramię. Wziąłem kilka głębokich oddechów i przytrzymałem jej dłonie, patrząc w jej ciemne oczy.
    -Powiedz mi co powiedziałaś Kamilowi...- wyszeptałem spokojnie.
    -Tylko, że nie jesteśmy rodziną... nie miałam wyboru musiałam... ale nie musisz się bać, nie jestem na tyle głupia, żeby mu się ze wszystkiego spowiadać! Puki co niestety nic nie wskazuje na to, żeby ktoś chciał Cię wyrzucić z kadry...- westchnęła i wtedy nie wiem jak, nie wiem dlaczego i z czyjej inicjatywy nasze usta, złączyły się w jednym, krótkim, ale jakże magicznym pocałunku, który ona przerwała odskakując ode mnie jak oparzona i wymierzając mi siarczysty cios w policzek.
    -Jesteś nienormalny! Co to miało być?!- krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju zostawiając mnie samego z jakże mieszanymi uczuciami...

Kamil:

     Wiedziałem już więcej i nie myliłem się, twierdząc, że Maniek i Maja nie są rodziną, tylko o co w tym wszystkim chodzi... Chciałem porozmawiać z Młodym, ale najwyraźniej mnie unikał... pewno się bał. Wiedziałem, że denerwowanie go przed konkursem nie jest najlepszym pomysłem, więc postanowiłem zostawić tą kwestię na później. 

Popołudniu pojechaliśmy wszyscy na dekorację medalową. Nadal do mnie nie docierało, że wygrałem! Razem z Peterem i Andersem w towarzystwie pięknych Rosjanek z obsługi wyszliśmy na scenę, stanęliśmy obok podium i czekaliśmy, aż spiker wymieni po kolei nasze nazwiska. Trzeci Anders, drugi Peter i pierwszy ja... ja i złoty medal, który chwilę później wisiał już na mojej szyi. Rozległy się brawa, potem wszystko ucichło i z głośników wydobyły się pierwsze takty Mazurka Dąbrowskiego. To była niesamowicie wzruszająca chwila. Zagapiłem się i nawet nie zauważyłem, że grają drugą zwrotkę. Z każdej strony słyszałem słowa naszego hymnu śpiewane przed naszych niezawodnych kibiców, którzy są z nami wszędzie...

***

     W dzień drugiego konkursu obudziłem się wyjątkowo niespokojny. O ile przed normalną skocznią w ogóle się nie denerwowałam to teraz, aż coś skręcało mnie w żołądku. Teoretycznie powinienem być spokojny. W końcu miałem już złoto, sprostałem oczekiwaniu kibiców i nawet gdyby mi coś się nie udało, na dużej skoczni to i tak wrócił bym stąd szczęśliwy, ale mimo to coś mi nie dawało spokoju. 
Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Kiedy już z niej wróciłem Jan też nie spał. Siedział na łóżku i wpatrywał się we mnie z dziwną miną.
     -Hej stary! Jak tam gotowy na nowe wyzwanie?- spytał i rzucił we mnie poduszką -Ej coś ty taki jakiś niemrawy?
      -Wiesz... ta jakoś dziwnie się czuję...- wyjaśniłem
      -Nie mów, że znowu jesteś chory... chociaż jak ostatnim razem zaniemogłeś przed konkursem to nikt nie miał szans Cię potem pokonać!- przypomniał
     -Nie... nie w tym sensie... czuję po prostu, że coś się dzisiaj stanie...
     -Masz racje, stanie się oj stanie! Mój kumpel z pokoju zostanie podwójnym mistrzem olimpijskim!- krzyknął Ziobro i poklepał mnie po plecach.
Piętnaście minut później byliśmy już na śniadaniu. Trochę mnie zdziwiło, że nigdzie nie ma Łukasza, szczególnie, że miałem kilka technicznych pytań do niego, ale stwierdziłem, że później do niego pójdę i zabrałem się za kanapkę z żółtym serem. 
Maja jak zwykle siedziała z Dawidem, Maciek z Piotrkiem, ale nie dało się nie zauważyć, że cały czas spoglądał w jej kierunku...
     -Kamil, chcesz zobaczysz moją Wiwiankę! Angela przesłała mi nowe zdjęcia ze spaceru... chciałbym tam z nimi być...- Janek wyrwał mnie z rozmyśleń i dumnie zaprezentował fotografię, małej istotki, której byłem chrzestnym.
    -Kochany szkrab, wujek Kamil musi ją odwiedzić, jak tylko będzie chwila...
    -No myślę! Po sezonie zrobimy imprezę! U mnie! Weźmiesz Ewę, zrobi profesjonalną sesję na pamiątkę, zaprosimy Łukasz z żoną i dzieciakami, Mustafa, Pietrka z Justyną i ich ferajną, Mańka z Mają i ogólnie wszystkich, wszystkich! Zobaczysz będzie się działo, będzie impreza jakiej świat nie widział!- ogłosił radośnie.
    -Jestem za!- odparłem i chciałem wrócić do obserwowania naszych podejrzanych "kuzynów", ale Majki już nie było...

     Po śniadaniu wróciliśmy do pokoju, mieliśmy jakieś trzy godziny wolnego przed treningiem więc chciałem zadzwonić do Ewy i spokojnie z nią porozmawiać. Otworzyłem drzwi i ku mojemu zdziwieniu na środku dywanu stała duża skrzynia... na początku nie wiedziałem co ona tam robi, ale po chwili zacząłem się domyślać co, a raczej kto jest w środku...i nie myliłem się! Po chwili wyskoczyła z niej moja piękna blondynka i rzuciła mi się na szyję! Nie wierzyłem, to był najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem! Teraz już wiedziałem, czego rano mi brakowało. Wraz z pojawieniem się Ewy wszystkie zmartwienia i wątpliwości zniknęły, a na ich miejsce pojawiła się nie opisana radość, sto razy większa niż ta po zdobyciu złoto. Janek posłał mi oczko i wyszedł pozwalając nam nacieszyć się sobą.
    -Mój kochany mistrz!- szepnęła 
    -Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, że tu jesteś!- odparłem nie mogąc się od niej oderwać. To była bez wątpienia kobieta mojego życia. Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem wiedziałem, że będziemy razem i kiedy zgodziła się zostać moją żoną, stałem się najszczęśliwszym facetem pod słońcem i staję się nim na nowo kiedy tylko ją zobaczę.
    -Musiałam!- powiedziała krótko i czule mnie pocałowała
    -Ale jak... skąd...?
    -A taka tam nasza konspira z Łukaszem!- wyjaśniła wesoło- Chcieliśmy Ci zrobić niespodziankę!- dodała.
     -Dziękuję...

Wiadomość, o tym że Ewa pojawiła się w Soczi szybko rozeszła się po całym hotelu i wszyscy; nie tylko z naszej kadry przyszli się z nią przywitać. Chciałem ją poprosić, żeby wybadała sprawę Maćka, ale Młody mnie uprzedził i sam ją poprosił o chwilę rozmowy...eh...mogłem przewidzieć, że Kot tylko czekał, na spotkanie z moją żoną, żeby wszystko jej wyjaśnić...jak zawsze...

***

No to dalej jesteśmy w Soczi, wspominamy te piękne chwile xD Mam nadzieję, że jeszcze sporo takich pięknych chwil przed nami!

Teraz przede mną dość napięty okres, dużo nauki więc z góry przepraszam, ale rozdziały mogą się pojawiać rzadziej nić raz w tygodniu;/

Pozdrawiam!:)