sobota, 22 marca 2014

7. Wielki Noriaki prowadził!

     Ewa:



     -No to Maniek mów co się dzieje.- ponagliłam siedzącego naprzeciw mnie bruneta.

     -To jest... to jest tak pokręcone, że nie wiem od czego zacząć.- westchnął głęboko i podszedł do dużego  okna za, którym rozciągał się ten słynny widok na góry, który Kamil tyle razy pokazywał mi przez skypa.
     -Najlepiej od początku. Kim jest ta dziewczyna, którą przed chwilą widziałam z moim mężem? Bo to o nią chodzi, tak? Oni coś tego... razem?- spytałam z mieszanymi uczuciami. Mimo, że byłam pewna, że Kamil mnie nigdy nie zdradzi to po minie Macieja mogłam się wszystkiego spodziewać.
     -Nie nie nie! Coś ty, to w ogóle nie oto chodzi...gdzież Kamil i Majka... nie...- znów westchnął i wrócił na poprzednio zajmowane krzesło.
     -Maciuś...
     -No dobra. Wszyscy myślą, że Maja jest moją kuzynką, bo Kuba tak przedstawił sytuację, a tak na prawdę namieszał i to strasznie i wysłał tu tą straszną dziewuchę, która mnie nie znosi i najbardziej by się cieszyła jakbym wypadł z progu prosto na bulę i się połamał. A jak by tego było mało to przyjechał tu za nią jakiś podejrzany typ, przez którego ona ciągle płacze i ostatnio musiałem ją przed nim bronić... czuję, że dopiero się zaczyna... i nie wiem co mam dalej zrobić. Wygadała się Kamilowi... on od początku coś podejrzewał... był świadkiem kilku dziwnych scen w naszym wykonaniu na przykład rozdzielił nas jak mało się nie pobiliśmy w nocy, tak że ona musiał mu powiedzieć, no i jestem pewien, że on to dla siebie zachowa, ale sama rozumiesz... jak ktoś inny się domyśli... się dowie, to będzie po mnie. Jak by tego było mało wszyscy próbują z nią romansować... nie wiem na prawdę nie wiem, urwę Kubie łeb!- zakończył i patrzył na mnie tym swoim niewinnym wzrokiem. Nie wiele z tego zrozumiałam, ale to co do mnie dotarło wprawiło mnie w osłupienie... że niby ta dziewczyna udaje kuzynkę Kota, a tak na prawdę go nienawidzi... i niby to wszystko przez Kubę... eh...
     -Maciek, eee nie wiem co mam powiedzieć... czego oczekujesz? Mam z nią porozmawiać? Mam z Kamilem porozmawiać... jak Ci pomóc?- spytałam.
      -Możesz pogadać z Mają... wybadać ją... bo my tak dłużej nie pociągniemy...


      Maciek:


      Nareszcie przyjechała Ewa. Mogłem się wygadać... wszystko jej opowiedzieć. Mam wielką nadzieję, że uda jej się coś wyciągnąć z Majki na temat tego faceta... w końcu to Ewa, a Ewa ma świetne podejście do ludzi, musi dać radę!


     Po obiedzie pojechaliśmy z chłopakami na skocznie, na szybki trening, po którym miała odbyć się seria próbna no i konkurs. Zauważyłem, że Ewka się gdzieś wymknęła z Mają... czyli wzięła ją w obroty. Bardzo dobrze. Miałem nadzieję, że już wkrótce czegoś się dowiem.
Pod skocznią gromadzili się już kibice. Panował zwykły przed konkursowy gwar. Nagle zauważyłem tego faceta, który biegał za moją "kuzynką" i już miałem do niego podejść, kiedy mój brat pojawił się nie wiadomo skąd i chwycił mnie za ramię:
      -Cześć stary! Jak tam z Mają? Żyjecie? Nikt nie ucierpiał do tej pory?- spytał.
      -Wyobraź sobie, że jakimś cudem wszyscy są cali... ale mamy problem...- westchnąłem i opowiedziałem mu skrótowo o sytuacji z tym facetem. Po jego reakcji wywnioskowałem, że nie wie nic więcej ode mnie. Obiecał, że postara się porozmawiać z Majką i rozeszliśmy się w swoje strony; ja na skocznie, on od obsługi.


     Kamil:

     I tak jak myślałem Kot opowiedział Ewie historię Mai i moja żona, zniknęła gdzieś z tą dziewczyną i nawet nie zdążyliśmy porozmawiać przed wyjazdem na skocznie. W przerwach miedzy treningiem, serią próbną, a serią konkursową też nie mieliśmy chwili dla siebie. Więc chcąc czy nie chcąc ruszyłem w kierunku wyciągu. Dalej do mnie nie docierało, że mam już złoty medal i stoję przed niepowtarzalną szansą, żeby zaraz do niego dorzucić drugi. 
I zaczęło się... świadomość, że Ewka jest gdzieś na dole i trzyma za mnie kciuki sprawiała, że denerwowałem się trochę mniej, ale łatwo nie było.
Widziałem, że Piotrkowi nie wyszło najlepiej... 118 metrów... no niestety nie nie trafił z formą na te igrzyska. Potem Maciek, wiem, że on mierzy wysoko i 126 metrów, które uzyskał stawiały go na dobrej drodze do dość dobrego wyniku. Po nich na belce usiadł się mój współlokator; Jan. No i co... nie zawiódł ! 128, 5 metra! Wiem, że stać go na jeszcze więcej. 
Kiedy na starcie pojawił się Thomas Morgenstern zaczęła się jakaś czarna seria. Najpierw on dostał tak mocny podmuch wiatru, że wstrzymaliśmy wszyscy oddech. Ciągle przed oczyma mam ten jego wypadek z Kulm i wielki szacun za to, że zdążył przygotować się na igrzyska! Teraz na szczęście udało mu się uniknąć upadku, ale 122 metry nie dawały mu szans na awans do drugiej serii... szkoda, kto jak kto, ale on na to najbardziej zasłużył. Po nim zarówno Robert Kranjec jak Thomas Diethart i Andreas Wellinger nie popisali się i zajęli jakiś odległe pozycję.
Coraz większymi krokami zbliżała się moja kolej. Wielki Noriaki prowadził, przed niesamowitym ostatnimi czasy Severinem, a Peter po swoim skoku zajmował trzecie miejsce za nimi. Wiedziałem już, że muszę się bardzo postarać, żeby ich wyprzedzić. Poleciałem...

     -139 metrów! Tyle co mistrz Kasai, ale Kamil ma mniej odjętych punktów i wydaje się, że będzie prowadził! Taaaakkkk! Kamil Stoch liderem!!!- krzyczał jakiś polski dziennikarz i podszedł, a raczej podbiegł mi pogratulować. Upewniłem się patrząc na tablicę wyników i poszedłem szukać mojej żony. Niby uśmiechnięta i szczęśliwa, ale w jej oczach zobaczyłem, że coś jest nie tak.
      -Gratulacje, oby tak dalej!- powiedziała i rzuciła mi się na szyję -Później pogadamy...- dodała, widząc, ze chcę o coś zapytać i odeszła w kierunku trenerów. 
Nie chciałem myśleć o czym pogadamy...

Druga seria, a emocje coraz większe. Nie wiem dlaczego, ale ze skoku na skok coraz bardziej się denerwowałem. Kiedy przechodziłem po raz enty przez naszą "poczekalnie" podeszła do mnie ostatnia osoba jakiej mogłem się spodziewać... Gregor Schlierenzauer.
     -Zdaję sobie sprawę, że zawaliliśmy i prawdopodobnie nie wywieziemy stąd żadnego indywidualnego medalu, ale wiem na pewno, że ty to wygrasz! Jest moc stary! dasz radę!- powiedział i poklepał mnie po plecach. Szczerze powiedziawszy zdziwiło mnie to, bo mistrz Schlieri uchodził za takiego, co to po nieudanej próbie pokazywał swoje nerwy rzucając nartami i stukając się w czoło, a potem się gdzieś chował... no ale cóż... wychodzi na to, że na igrzyskach na prawdę dzieją się niespodziewane rzeczy...
Kilkanaście minut później Noriaki poszybował na ponad 133 metr i wiedziałem, że poprzeczka stoi cholernie wysoko. Usiadłem na belce, poprawiłem wiązanie, na sekundę przymknąłem oczy i odepchnąłem się... i klops... błąd na progu... byłem pewny, że wszystko jest już stracone, ale walczyłem do końca o odległość. Telemark i totalna plątanina w głowie... tablice z wynikami pokazywał, że uzyskałem o metr krótszą odległość od Japończyka. Zobaczyłem go kątem oka, stał przy bramce w towarzystwie kolegów z drużyny i przypuszczam, że denerwował się nie mniej ode mnie. W sumie pomyślałem, że jeżeli teraz przegrałem to i tak będzie super, bo to przecież wielki mistrz i podziwiam go za to co robi, za to że w takim wieku jest w stanie tak dobrze skakać!
Nawet nie wiem kiedy obok mnie pojawił się Jasiek z Maćkiem. Pogratulowali mi wygranej, ale tak na prawdę nie było jeszcze nic wiadomo. Sędziowie zdecydowanie za długo liczyli te punkty. I nagle na trybunach zapanował wielki hałas, a ja byłem niesiony na barkach moich kolegów. Nawet nie zdążyłem spojrzeć na wyniki. To było coś niewiarygodnego! Nie wierzyłem. Chłopcy postawili mnie na śniegu i podbiegł do mnie Noriaki. Pogratulowaliśmy sobie, potem przyszedł Peter i inni, aż w końcu dane mi było wpaść w objęcia żony.
      Jedno jest pewne... długo do mnie nie dotrze co się stało... najpierw Zbyszek Bródka, potem ja... ten dzień na pewno pozostanie na zawsze w pamięci wszystkich polskich kibiców i nas...


     Maja:

     Poznałam tą całą Ewę; żonę Kamila i naprawdę nie wiem co w tej kobiecie jest takiego, że jedna poważna rozmowa z nią i to jeszcze na pewno zaaranżowana przez jaśnie genialnego przemądrzałego pana Kocura sprawiła, że coś we mnie pękło i zdałam sobie sprawę, ze moje kretyńskie podejście do życia nic dobrego nikomu, a tym bardziej mnie nie przyniesie. Nie znaczy, to że zostanę nagle przyjaciółką mojego "kuzyna" i nie zmieni to tego, że go nie znoszę, ale uświadomiłam sobie, że to wszystko nie miało tak wyglądać.
Nie wiem co na to wpłynęło, ale opowiedziałam Ewie wszytko... o Igorze... o mojej przeszłość, dobrze mi to zrobiło. Nie dziwię się, że Kamil mając przy sobie taką kobietę, został podwójnym mistrzem olimpijskim i jest na najlepszej drodze do zdobycia Pucharu Świata!


     Maciek:


      Eh nie udało mi się... Kamil wygrał, no i świetnie, super... to jest na prawdę wielki wyczyn, ale mi się nie udało. Pewno wszyscy powiedzą, że dwunaste miejsce w debiucie olimpijskim to świetny wynik, ale miałem być w czołowej dziesiątce, takie było założenie, więc nie mam się z czego cieszyć...
      Wróciłem do hotelu bardzo późno, w dobrym nastroju, ale jednak z małym niedosytem. Wziąłem szybki prysznic i kiedy wróciłem do pokoju Piotrka jeszcze nie było. Nie miałem pojęcia, gdzie on mógł się podziewać, ale średnio mnie to obchodziło. Już miałem wskoczyć pod tą piękną, kolorową kołdrę, kiedy do sypialni wbiegła zapłakana Maja, a za nią nie mniej wzburzona Ewa. Moja kuzynka dość nieoczekiwanie uwiesiła mi się na szyi, a żona Kamila, zamknęła drzwi i usiadła obok nas. Nie miałem pojęcia co się znowu stało, ale czułem, że zaraz się dowiem.
      -No powiedz mu... Maja tak nie może być... powiedz mu, Maniek na pewno zrozumie...- szepnęła blondynka i pogładziła po ramieniu zdezorientowaną brunetkę.
      -Powiecie mi co się stało?!- nie wytrzymałem i potrząsnąłem delikatnie Mają.
      -Bo... bo ja... ja Ci muszę to wszystko wyjaśnić...- załkała i wtuliła się w ramiona Ewy.
      -To może ja was zostawię...- zaproponowała blondynka, ale moja "kuzynka" gwałtownie zaprotestowała.
     -Słucham...- zachęciłem
     -No bo ten chłopak... Igor... on jest moim... moim znajomym z domu dziecka...byliśmy kiedyś razem... ale jak poznałam... twojego brata, zrozumiałem, że Igor... jest zły... że nie nie powinnam się w to pakować i go zostawiłam... ale on nie chciał odpuścić... groził mi...łaził za mną... pobił mnie kilka razy...i... przyjechał tu... Maciek to już nie chodzi o mnie... zrobi mi coś, trudno, ale on chyba myśli, że my jesteśmy razem i... groził, że coś Ci zrobi!- wyrzuciła z siebie i ukryła twarz w dłoniach.
Maja... dom dziecka... Igor... pobicia... my razem! Nie mogłem w to uwierzyć. W pierwszym momencie miałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że pewno było by jej na rękę, jak by coś mi zrobił i że ma się stąd wynieść razem z nim, ale jedno spojrzenie Ewy wystarczyło, żebym odrzucił te myśli i jakoś jej pomógł.
     -Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wszystkiego wcześniej...?- zapytałem, chociaż dobrze znałem odpowiedź.
         -Maniek...- westchnęła.
         -Ok. Po pierwsze możesz być pewna, że on nic nie zrobi, ani Tobie, ani mi! Nie musisz się bać! A po drugie, żebyśmy nie musieli sobie niepotrzebnie utrudniać życie, obiecaj, że przestaniemy ze sobą walczyć i zaczniemy się traktować jak normalni ludzie...- odparłem sam się sobie dziwiąc. W odpowiedzi Maja kiwnęła twierdząco głową i ponownie się do mnie przytuliła...


***

No i Kamil ma Kryształową Kulę!:D Nasz Mistrz!!! Ale szkoda, że sezon się kończy:( 

Pozdrawiam :*

niedziela, 9 marca 2014

6. Pamiętaj ja się tak łatwo nie poddaje!

       Maciej:


      Dzień po konkursie mieliśmy wolne. Mogliśmy go wykorzystać jak chcieliśmy. Zero treningów, zebrań z trenerem, nic... odpoczynek. Maja gdzieś przepadła po śniadaniu i nie mogłem z nią porozmawiać, więc umówiłem się z Kubą i poszliśmy do mamy, a potem razem z Piotrkiem zrobiliśmy małą wycieczkę po wiosce i kilka głupich zdjęć w sam raz na facebooka. Ludzie na wszystko narzekają, cały internet jest zawalony fotkami przedstawiającymi wszelkie niedociągnięcia Rosjan; to krzywy karnisz, to dziura w chodniku, to kaloryfer gdzieś pod sufitem, a przecież tu jest tak pięknie. Począwszy od widoków, które każdego poranka zaraz po wstaniu z łóżka, mam okazje podziwiać, poprzez wszelkie atrakcje, czekające na nas w wiosce, aż po świetne wzory, które są dosłownie wszędzie: na kołdrze, obok skoczni, na wszelkich tablicach... eh patrząc na takie coś od razu poprawia się humor! Więc postanowiliśmy poprawić wszystkim kibicom humor (choć na pewno po zwycięstwie Kamila mają już znakomity) i uwieczniliśmy to wszystko na fotografiach (myślę, że Ewa by nas pochwalił!).

Po obiedzie wróciłem do hotelu, Mai nadal nie było i zaczynałem się już denerwować, Janek siedział na skypie i podziwiał swoją śpiącą córeczkę, nasz mistrz Stoch spał, Piotrek jak zwykle kłócił się o coś z Dawidem więc musiałem sam jej poszukać. Jednak nie było to takie proste...

     Maja:

     Zaraz po śniadaniu wymknęłam się z hotelu. Wiedziałam, że chłopaki mają wolny dzień i nie chciałam się narażać na spędzanie czasu z Maćkiem. Dobrze wiedziałam jak to się skończy. Z drugiej strony obawiałam się, że wpadnę gdzieś na Igora, i że on wykorzysta fakt, że będę sama, ale jakoś musiałam sobie dać z tym radę. Weszłam do jednej z kawiarni, zamówiłam kawę z mlekiem i postanowiłam zadzwonić do Asi, szybko odebrała:
      -Cześć kochana!- zaczęła
      -No witam.- odparłam i głęboko westchnęłam - Igor tu jest...- szybko wyjaśniłam
      -Rany boskie! Musisz powiedzieć wszystko Kubie, albo Maćkowi! Przecież on jest zdolny do wszystkiego, jeszcze komuś coś zrobi!
     -Właśnie dla tego nie mogę nic im powiedzieć! I tak Maniek już widział za dużo...
     -Majka do cholery, mam Ci przypomnieć co się działo jeszcze niedawno... jak przychodził... awanturował się i gdyby nie mój brat to wiesz...- aż za dobrze wiedziałam. To było mniej więcej rok temu, jak Asia zaczęła się spotykać z Kubą. Pojechali razem do państwa Kotów, a ja zostałam w naszym mieszkaniu i wtedy przyszedł on. Nie otwierałam drzwi, zaczął się awanturować, krzyczeć, grozić mi, że powie moim znajomym całą prawdę, że mnie nie zostawi. Podejrzewam, że gdyby Krzysiek; brat Asi wtedy się nie zjawił to Igor wyważył by drzwi i coś by się złego stało.
     -Wiem...ale nie mogę im powiedzieć i Ciebie proszę o to samo, wiem, że Maciek będzie drążył i wiem, że pewnie wdrąży w to Kubę, ale błagam Cię nic im nie mów!
     -Dobrze nie powiem, ale jeżeli coś się wydarzy... jeżeli sprawa zajdzie za daleko, to będę musiała złamać obietnicę...
     -Nie zajdzie za daleko...
     -Oby... Maja...oby...

   Rozłączyłam się i dopiłam kawę, ponieważ była dopiero jedenasta, musiałam wymyślić co robić dalej i wtedy zobaczyłam jego...


     Kamil:


    Dalej nie mogę uwierzyć, że za kilka godzin na mojej szyi zawiśnie złoty medal olimpijski. Tyle gratulacji to nie dostałem nawet w zeszłym roku w Val di Fiemme. Dzwoniła, cała rodzina, przyjaciele, dziennikarze i nawet prezydent! Z tego wszystkiego spać poszedłem grubo po trzeciej. Na szczęście dzień dekoracji mieliśmy wolny, bez żadnych treningów i ćwiczeń, więc mogłem spać tak długo jak mi się podobało... albo tak długo jak mi pozwolą... bo przed jedenastą mój ulubiony lokator; Jan narobił tyle hałasu, bo mu coś spadło w łazience, że zerwałem się na równe nogi. Zasnąć już nie potrafiłem, więc zwlokłem się z łóżka, zadzwoniłem do Ewki, ale nie odbierała ( zresztą nie miałem się czemu dziwić, bo jako moja menadżerka na pewno miała już masę telefonów) więc przywróciłem się do stanu używalności i wyszedłem się trochę przewietrzyć.

      Pogoda była wyśmienita. Słońce... kilkanaście stopni powyżej zera... to na pewno nie była aura, która powinna towarzyszyć zimowym igrzyskom, ale organizatorzy dawali radę i ze śniegiem nie było jeszcze problemów. Po kilkunastominutowym spacerku, mój żołądek przypomniał mi, że jeszcze nic nie jadłem, więc skierowałem swoje kroki do jednej z kawiarni. W środku panował typowy dla igrzysk gwar. Wszędzie było pełno sportowców, mniej lub bardziej znanych i innych ludzi ze sztabów. Nagle moim oczom rzuciła się drobna brunetka... która ponoć jest kuzynką naszego Macieja. Już miałem do niej podejść, kiedy minął mnie jakiś wysoki facet, chwycił ją mocno za łokieć i popchnął z powrotem na pufę, z której właśnie wstała. Potem wyszeptał jej coś do ucha i odszedł równie szybko jak przyszedł. Wydawało mi się to coraz bardziej podejrzane, mógłbym przysiąc, że już gdzieś tutaj widziałem tego faceta... cholera o co tu chodzi?

     Maja:

    Zobaczyłam Kamila i już chciałam do niego podejść, ale nagle nie wiadomo skąd pojawił się Igor. Powiedział, że mam jakoś uśpić czujność Maćka, bo on sam się tym zajmie i poszedł. Nie wiedziałam,  co mam o tym wszystkim myśleć... dopiero po chwili, kiedy nasz mistrz stanął przede mną, uświadomiłam sobie, że wszystko widział...!
     -Maja... o co tu chodzi?! Ty nie jesteś kuzynką Maćka, prawda? Kim był ten facet?- spytał, a mi zrobiło się ciemno przed oczami. Wiedziałam, że już dłużej nie mogę kłamać... on by i tak nie uwierzył...
     -Nie... nie jestem jego kuzynką...- przyznałam cicho i spuściłam głowę, nie mogłam mu spojrzeć w oczy...- Ale błagam nie mów chłopakom... nikt nie może się dowiedzieć...
     -Kim ty jesteś do cholery?- spytał kompletnie lekceważąc moją prośbę.
     -Nie mogę... Kamil przepraszam, nie mogę...- wyszeptałam
     -Czyli chcesz, żebym poszedł do Kruczka i zaraz mu wszystko powiedział?!
     -Nie zrobisz tego!- zdawałam sobie sprawę, że to był by koniec.
     -Chcesz się przekonać?!- wiedziałam, że on nie żartuje. 
     -Kamil...
     -Powiedz przynajmniej kim jest ten facet?
     -Igor... mój...mój... kolega z domu dziecka...- wyjawiłam
     -Co on tu robi? Czego od Ciebie chce? Zrobił Ci coś?- Kamil był nie ugięty, wiedział już, że nie da mi spokoju i będzie drążył, aż się wszystkiego nie dowie.
     -Takie tam sprawy z dawnych czasów, nic poważnego... po prostu wrócił, żeby się ze mną policzyć...muszę sobie jakoś dać z tym radę...
     -Maciek wie?
     -Nie... znaczy domyśla się, ale nie zna szczegółów i proszę Cię żeby tak pozostało, przynajmniej do końca igrzysk...- poprosiłam z nadzieją, że okaże się człowiekiem i nie rozpowie wszystkim, że nie dość, że nie jestem kuzynką Kotów, to jeszcze wychowywałam się w bidulu i pewien psychopata przyjechał za mną do Soczi dopiec mi i wszystkim znajdującym się w moim otoczeniu.
     -Dobrze nie powiem nikomu, ale tylko ze względu na Maćka. Trener jak by się dowiedział prawy to na pewno by go jakoś ukarał, a on sama wiesz... jest strasznie ambitny i nie chcę mu mieszać w głowie przed zawodami, ale przysięgam, że jak ten typ nadal będzie się plątał gdzieś w pobliżu i jak nie zdecydujesz się mi wyjawić całej prawy przed końcem igrzysk to będę zmuszony im powiedzieć!- odparł zdecydowanie i razem ruszyliśmy w kierunku hotelu.

      Maciek:

 Majki nigdzie nie było. Kiedy już miałem dzwonić do Kuby i wszcząć alarm weszła z Kamilem do hotelu:
     -Maja gdzie byłaś?! Co wy macie takie miny?!- krzyknąłem
     -Porozmawiałem sobie trochę z TWOJĄ KUZYNKĄ i wiesz co młody, z Tobą też sobie będę musiał porozmawiać, ale to potem.- odparł Stoch i ruszył w kierunku schodów. Nie wiedziałem co się stało, ale nie miałem najlepszych przeczuć. 
     -On wie...- powiedziała krótko brunetka i usiadł na jednym z foteli. Nie wierzyłem w to co powiedziała.
     -CO?! Jak mogłaś być taka głupia i się przyznać do wszystkiego?! Jak on komuś powie to będzie po nas!!! Jesteś nienormalna! Najpierw stawiasz mojego brata w takiej sytuacji, on robi wszystko, żeby Cię zadowolić, a potem kiedy już mu się niestety udało Cię tu wepchać opowiadasz wszystkim jaka jest prawda i narażasz siebie i mnie na wyrzucenie z kadry!- krzyknąłem
    -To ty jesteś nienormalny! Po pierwsze zdajesz sobie sprawę w jakieś sytuacji postawił mnie kiedyś Twój brat, po tym wypadku!!! Po drugie myślisz, że przebywanie z Tobą jest mi na rękę?! Jesteś gburowatym oszołomem i mam Ciebie serdecznie dość! Jak tu jechałam myślałam, że będzie fajnie, że będąc tak blisko świata skoków, które tak lubię, spełnię swoje marzenia, ale teraz widzę, że to była pomyłka i nie... nie myśl, że stąd wyjadę! Jest już za późno, pamiętaj ja się tak łatwo nie poddaje!
    -Że co! W jakiej niby sytuacji postawił Cię Kuba?- czułem, że o czymś nie wiem.
    -Porozmawiaj sobie z nim! Ale powiem Ci jedno, mimo wszystko wolę Jego, powinieneś się uczyć od niego podejścia do życia bo zawsze będziesz sam!- krzyknęła i podeszła do mnie, uderzając mnie rękoma w ramię. Wziąłem kilka głębokich oddechów i przytrzymałem jej dłonie, patrząc w jej ciemne oczy.
    -Powiedz mi co powiedziałaś Kamilowi...- wyszeptałem spokojnie.
    -Tylko, że nie jesteśmy rodziną... nie miałam wyboru musiałam... ale nie musisz się bać, nie jestem na tyle głupia, żeby mu się ze wszystkiego spowiadać! Puki co niestety nic nie wskazuje na to, żeby ktoś chciał Cię wyrzucić z kadry...- westchnęła i wtedy nie wiem jak, nie wiem dlaczego i z czyjej inicjatywy nasze usta, złączyły się w jednym, krótkim, ale jakże magicznym pocałunku, który ona przerwała odskakując ode mnie jak oparzona i wymierzając mi siarczysty cios w policzek.
    -Jesteś nienormalny! Co to miało być?!- krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju zostawiając mnie samego z jakże mieszanymi uczuciami...

Kamil:

     Wiedziałem już więcej i nie myliłem się, twierdząc, że Maniek i Maja nie są rodziną, tylko o co w tym wszystkim chodzi... Chciałem porozmawiać z Młodym, ale najwyraźniej mnie unikał... pewno się bał. Wiedziałem, że denerwowanie go przed konkursem nie jest najlepszym pomysłem, więc postanowiłem zostawić tą kwestię na później. 

Popołudniu pojechaliśmy wszyscy na dekorację medalową. Nadal do mnie nie docierało, że wygrałem! Razem z Peterem i Andersem w towarzystwie pięknych Rosjanek z obsługi wyszliśmy na scenę, stanęliśmy obok podium i czekaliśmy, aż spiker wymieni po kolei nasze nazwiska. Trzeci Anders, drugi Peter i pierwszy ja... ja i złoty medal, który chwilę później wisiał już na mojej szyi. Rozległy się brawa, potem wszystko ucichło i z głośników wydobyły się pierwsze takty Mazurka Dąbrowskiego. To była niesamowicie wzruszająca chwila. Zagapiłem się i nawet nie zauważyłem, że grają drugą zwrotkę. Z każdej strony słyszałem słowa naszego hymnu śpiewane przed naszych niezawodnych kibiców, którzy są z nami wszędzie...

***

     W dzień drugiego konkursu obudziłem się wyjątkowo niespokojny. O ile przed normalną skocznią w ogóle się nie denerwowałam to teraz, aż coś skręcało mnie w żołądku. Teoretycznie powinienem być spokojny. W końcu miałem już złoto, sprostałem oczekiwaniu kibiców i nawet gdyby mi coś się nie udało, na dużej skoczni to i tak wrócił bym stąd szczęśliwy, ale mimo to coś mi nie dawało spokoju. 
Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Kiedy już z niej wróciłem Jan też nie spał. Siedział na łóżku i wpatrywał się we mnie z dziwną miną.
     -Hej stary! Jak tam gotowy na nowe wyzwanie?- spytał i rzucił we mnie poduszką -Ej coś ty taki jakiś niemrawy?
      -Wiesz... ta jakoś dziwnie się czuję...- wyjaśniłem
      -Nie mów, że znowu jesteś chory... chociaż jak ostatnim razem zaniemogłeś przed konkursem to nikt nie miał szans Cię potem pokonać!- przypomniał
     -Nie... nie w tym sensie... czuję po prostu, że coś się dzisiaj stanie...
     -Masz racje, stanie się oj stanie! Mój kumpel z pokoju zostanie podwójnym mistrzem olimpijskim!- krzyknął Ziobro i poklepał mnie po plecach.
Piętnaście minut później byliśmy już na śniadaniu. Trochę mnie zdziwiło, że nigdzie nie ma Łukasza, szczególnie, że miałem kilka technicznych pytań do niego, ale stwierdziłem, że później do niego pójdę i zabrałem się za kanapkę z żółtym serem. 
Maja jak zwykle siedziała z Dawidem, Maciek z Piotrkiem, ale nie dało się nie zauważyć, że cały czas spoglądał w jej kierunku...
     -Kamil, chcesz zobaczysz moją Wiwiankę! Angela przesłała mi nowe zdjęcia ze spaceru... chciałbym tam z nimi być...- Janek wyrwał mnie z rozmyśleń i dumnie zaprezentował fotografię, małej istotki, której byłem chrzestnym.
    -Kochany szkrab, wujek Kamil musi ją odwiedzić, jak tylko będzie chwila...
    -No myślę! Po sezonie zrobimy imprezę! U mnie! Weźmiesz Ewę, zrobi profesjonalną sesję na pamiątkę, zaprosimy Łukasz z żoną i dzieciakami, Mustafa, Pietrka z Justyną i ich ferajną, Mańka z Mają i ogólnie wszystkich, wszystkich! Zobaczysz będzie się działo, będzie impreza jakiej świat nie widział!- ogłosił radośnie.
    -Jestem za!- odparłem i chciałem wrócić do obserwowania naszych podejrzanych "kuzynów", ale Majki już nie było...

     Po śniadaniu wróciliśmy do pokoju, mieliśmy jakieś trzy godziny wolnego przed treningiem więc chciałem zadzwonić do Ewy i spokojnie z nią porozmawiać. Otworzyłem drzwi i ku mojemu zdziwieniu na środku dywanu stała duża skrzynia... na początku nie wiedziałem co ona tam robi, ale po chwili zacząłem się domyślać co, a raczej kto jest w środku...i nie myliłem się! Po chwili wyskoczyła z niej moja piękna blondynka i rzuciła mi się na szyję! Nie wierzyłem, to był najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem! Teraz już wiedziałem, czego rano mi brakowało. Wraz z pojawieniem się Ewy wszystkie zmartwienia i wątpliwości zniknęły, a na ich miejsce pojawiła się nie opisana radość, sto razy większa niż ta po zdobyciu złoto. Janek posłał mi oczko i wyszedł pozwalając nam nacieszyć się sobą.
    -Mój kochany mistrz!- szepnęła 
    -Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, że tu jesteś!- odparłem nie mogąc się od niej oderwać. To była bez wątpienia kobieta mojego życia. Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem wiedziałem, że będziemy razem i kiedy zgodziła się zostać moją żoną, stałem się najszczęśliwszym facetem pod słońcem i staję się nim na nowo kiedy tylko ją zobaczę.
    -Musiałam!- powiedziała krótko i czule mnie pocałowała
    -Ale jak... skąd...?
    -A taka tam nasza konspira z Łukaszem!- wyjaśniła wesoło- Chcieliśmy Ci zrobić niespodziankę!- dodała.
     -Dziękuję...

Wiadomość, o tym że Ewa pojawiła się w Soczi szybko rozeszła się po całym hotelu i wszyscy; nie tylko z naszej kadry przyszli się z nią przywitać. Chciałem ją poprosić, żeby wybadała sprawę Maćka, ale Młody mnie uprzedził i sam ją poprosił o chwilę rozmowy...eh...mogłem przewidzieć, że Kot tylko czekał, na spotkanie z moją żoną, żeby wszystko jej wyjaśnić...jak zawsze...

***

No to dalej jesteśmy w Soczi, wspominamy te piękne chwile xD Mam nadzieję, że jeszcze sporo takich pięknych chwil przed nami!

Teraz przede mną dość napięty okres, dużo nauki więc z góry przepraszam, ale rozdziały mogą się pojawiać rzadziej nić raz w tygodniu;/

Pozdrawiam!:)


czwartek, 27 lutego 2014

5.... a potem była już tylko radość...

Maja:      

     Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że Maciek przechodził tamtędy, akurat w tym momencie i uwolnił mnie od Igora, ale z drugiej strony czuję, że on mi teraz nie da spokoju i będzie drążył. Na pewno mu nie powiem prawdy! On się nigdy nie może dowiedzieć, nikt się nie może dowiedzieć... w sumie tylko Asia wie, jak było. Do tego teraz nie dość, że ten psychopata się na mnie uwziął, to może chcieć coś zrobić Mańkowi... ale w sumie co mi tam...jak by go Igor trochę pokiereszował to, nie miał by już takiej pięknej buźki....Boję się tylko, że Maciek powie Kubie, a potem to już prosta droga do wyjawienia całej prawdy, bo wiem jak Kuba działa na Aśkę i wiem, że ona mu zawsze o wszystkim mówi. Ah cholera trzeba coś wymyślić...

Maciek:           

     Wróciliśmy do hotelu i Majka od razu pobiegła do swojego pokoju. Nic mi nie wytłumaczyła, nie chciała rozmawiać. W sumie patrząc na nasze relacje nie powinno mnie to obchodzić i nie powinienem się w to mieszać, ale kiedy zobaczyłem ją tam, taką bezbronną i tego facet, który ją bił coś we mnie pękło i nie mogę, nie umiem tego tak zostawić...Postanowiłem, że nie powiem nikomu o tym, dopóki nie dowiem się co to był za typ i co Majka ma z nim wspólnego. 
***            

     I przyszedł czas na pierwszy konkurs. Czułem, że będzie dobrze. W kwalifikacjach byłem piąty, więc wystarczyło skoczyć podobnie w konkursie i mogło być dobrze, albo i bardzo dobrze. Kto wie? Mama do mnie dzwoniła, chciała się spotkać przed pierwszą serią, ale stwierdziłem, że nie chce się rozpraszać. Doskonale zdaję sobie sprawę, że wszystko zależy od głowy i mogę być w świetnej formie, ale jeżeli nie skupię się tylko i wyłącznie na skoku to nic nie osiągnę. Dlatego starałem się też nie myśleć o Majce i tajemniczym mężczyźnie, ale nie było to najłatwiejsze. Wprawdzie dziewczyna trzymała się cały czas Grześka i Kacpra, ale jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że ten typ gdzieś jest i nas obserwuje. Na szczęście kiedy tylko usiadłem na belce startowej wszystkie myśli związane z moją "kuzynką" odpłynęły i skupiłem się tylko na tym, żeby dobrze skoczyć i udało się. 101,5 metra dawało mi miejsce w pierwszej dziesiątce, ale cholera mogło być lepiej. Odpiąłem narty i poszedłem w kierunku reszty drużyny, kątem oka zobaczyłem mamę z ciotką, które stały w pierwszym rzędzie z wielkim transparentem z moją podobizną i ochoczo mi machały. Odwzajemniłem gest i podszedłem do Grześka, któremu Łukasz już przekazał jakieś uwagi na temat mojego skoku. Cierpliwie wysłuchałem co asystent trenera ma do powiedzenia i odszedłem w kierunku domku skoczków, rozglądając się w poszukiwaniu Majki.      
       -Mustaf!!!- krzyknąłem i podbiegłem do nieco przygnębionego blondyna - Majki nigdzie nie widziałeś?         -A co Maniuś kuzynkę zgubiłeś?- zaśmiał się.      
      -Wyobraź sobie, że właśnie skakałem i nie bylem w stanie kontrolować jej położenia z belki startowej!- odparłem nerwowo, no bo co mi kretyn będzie tu żartował, jak o ważne sprawy chodzi!      
      -No dobrze, spokojnie, ja tylko zapytałem...- udał obrażonego.     
       -Dawid do cholery! Widziałeś Maję czy nie?- to na prawdę takie trudne odpowiedzieć, prosto, logicznie i na temat bez zbędnych komentarzy i dopowiedzeń?      
      -Widziałem, jakieś dziesięć minut temu, albo i mniej szła z jakimś fagasem w tamtym kierunku.- odparł i wskazał ręką domki różnych reprezentacji. Otworzyłem szeroko oczy...      
      -Jakim facetem?!- spytałem pełen najgorszych uczuć.      
      -Nie wiem, nie znam go... ale chyba polak i chyba się znali...      
      -Jak wyglądał?      
      -Maniuś ogarnij się, przecież Twoje kuzynka jest dorosła i nie musisz jej niańczyć.- Kubacki się zaśmiał, a ja miałem ochotę mu w tym momencie przyłożyć.     
      -Mustaf gadaj jak wyglądał ten facet?!      
      -No dobra dobra... wysoki, ciemne włosy... nie wiem nie przyglądałem się za bardzo, ale chyba miał czerwoną czapkę...- odparł po dłuższym zastanowieniu i nogi się pode mną ugięły... wszystko się zgadzało... mimo, że wtedy pod hotelem było ciemno to mógłbym przysiąc, że facet był szatynem i na dodatek miał jakieś dziwaczne nakrycie głowy... możliwe, że czerwoną!
Zostawiłem zdziwionego Dawida i pobiegłem we wskazanym wcześniej przez niego kierunku. Przecież ten facet mógł jej coś zrobić, nie było chwili do stracenia. Już miałem wchodzić do domku oznaczonego biało- czerwoną flagą, kiedy zauważyłem skuloną postać pod drzewem. Bez trudu rozpoznałem w niej Majkę. Podszedłem i ukucnąłem obok, kładąc dłoń na jej ramieniu. Maja płakała, cała się trzęsła...      
     -Hej...co się stało...?- zapytałem niepewnie, ale odpowiedzi nie usłyszałem.- To ten typ, prawda? Zrobił Ci coś?      
     -Maciek do cholery, nie musisz się nad mną litować! Nic mi nie jest!- krzyknęła i niespodziewanie zerwała się na równe nogi, przewracając mnie.      
     -Maja czekaj!- dogoniłem ją bez trudu - Nie lituję się nad Tobą! Jesteś tu jakby nie było, pod moją opieką i nie chcę żeby coś Ci się stało. Więc daj sobie pomóc, powiedz co się dzieje...- poprosiłem spokojnie.    
     -Maniek... idź, skacz jeżeli już tu przyjechałeś. O ile się nie mylę, właśnie Kamil siada na belce, więc proszę idź mu kibicuj i nie myśl o mnie...- odparła spokojnie i odeszła. Nie próbowałem jej gonić, wiedziałem, że to w tym momencie nie ma żadnego sensu, zobaczyłem to w jej oczach, miałem tylko nadzieję, że nie natknie się już tego wieczoru na tego typa...          Kamil przeszedł samego siebie! 105, 5 metra i do tego w tak pięknym stylu! Na prawdę można by się od niego uczyć, nie wiem czy jest drugi taki skoczek, który ma tak idealną sylwetkę w locie! Na tym etapie rywalizacji był bezapelacyjnym liderem z przewagą 6,5 punktu nad drugim Bardalem, co na normalnej skoczni było miażdżącą przewagą, praktycznie nie możliwą do roztrwonienia. Czyżbyśmy mieli po czterdziestu latach kolejnego mistrza olimpijskiego w skokach?Moje siódme miejsce też nie było złe, plan minimum zrealizowany, ale liczyłem na więcej... mój medal był nadal realny...nie zostało nic innego jak walczyć w drugiej serii o awans w górę!Mai nadal nie było, nie miałem jednak czasu o tym myśleć, gdyż trzeba było powoli uciekać w kierunku wyciągu.

Kamil:           

     Widziałem, że od czasu pierwszego treningu na normalnej skoczni, między Majką, a Mańkiem jest jakieś dziwne napięcie. Nie wiem co się stało, ale czuję, że coś się zmieniło. Wiedziałem już, że trzeba to w końcu wyjaśnić i szczerze z naszym Maciejem- gwiazdorem porozmawiać, ale postanowiłem się tym zająć po konkursie. Teraz trzeba było oddać tylko drugi ponad stu metrowy skok i pokazać reszcie kto tu rządzi!Na belce siadał właśnie Peter Prevc, wiedziałem jaki jest chętny, żeby ze mną wygrać, wpatrywałem się w tabelę z wynikami oczekując co też ciekawego pokaże... no i boroczek nawet do setnego metra nie doleciał. Po nim na belce pojawił się Anders. Też nie zachwycił skacząc jeszcze krócej niż Słoweniec i ostatecznie z nim przegrywając, ale medal już miał! No i przyszła kolej na mnie... starałem się nie myśleć ile osób teraz mnie obserwuje i czeka, aż wygram, a ile chce żebym dał wygrać Peterowi. Nie czułem nerwów... właściwie nic nie czułem... tylko odepchnąłem się od belki i pojechałem... odwrotu już nie było. Odbicie... troszkę spóźnione... i lot... jakże wspaniałe uczucie... ale niestety krótkie. Zbliżałem się do zeskoku i uderzyłem nartami o miękki śnieg robiąc w miarę zgrabny telemark. Wiedziałem... w tym momencie byłem prawie pewien, że osiągnąłem to o czym marzyłem od małego. Złoty medal olimpijski był mój, a jedynka, która wyskoczyła obok mojego nazwiska tylko to potwierdziła... a potem była już tylko radość...

Maciek:       

     Zepsułem trochę drugi skok. Cholera, sprawa z Majką mnie rozproszyła i nie byłem w stanie skoczyć dalej, ale wyciągnąłem z tego skoku co się da i udało mi się obronić to siódme miejsce... no plan minimum zrealizowany.
      Na górze został tylko Kamil i byłem pewny, że on to wygra! Nie mogło być inaczej, nikt z nas nawet nie brał pod uwagę innej opcji. Obok mnie stał Janek i mocno trzymał kciuki. Wiedziałem ja bardzo chciał, żeby jego najlepszy przyjaciel zdobył ten medal. Klepnąłem go delikatnie w plecy i spojrzeliśmy na rozbieg, z którego Stoch się właśnie wybijał i poleciał... miałem wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nawet Majka nagle nie wiadomo skąd znalazła się obok nas i z nadzieją wpatrywała się w wielki telebim po lewej.103,5 metra i nie mogło być inaczej! MAMY MISTRZA OLIMPIJSKIEGO! Ludzie oszaleli z radości. Dawid rzucił się mojej "kuzynce" na szyję, Grzesiek z Kacprem zaczęli gwizdać i coś śpiewać, Klimowski machał rękami jak oszalały, a Janek pociągnął mnie za rękaw i po chwili byliśmy już obok Kamil, który nawet nie zdążył odpiąć nart. Ziobro rzucił mu się na szyję, mało go nie przewracając i razem wzięliśmy go na nasze ramiona, robiąc rundkę w koło. Należało mu się... był najlepszy... był bezapelacyjnym mistrzem!     To było coś niesamowitego, ale jednak nie byłem do końca usatysfakcjonowany... tak nie wiele brakowało, a mogłem jutro razem z Kamilem stać na podium... eh... Postawiliśmy Stocha na śniegu i usunęliśmy się na bok, żeby mógł przyjąć gratulacje od innych...
***       
    Do hotelu dotarliśmy grubo po północy. Wszystkie kontrole, wywiady, dekoracja kwiatowa itp. trwały strasznie długo, ale mimo zmęczenia i świadomości, że przed nami jeszcze dwa konkursy, wiedzieliśmy, że prędko nie zaśniemy. Tyle emocji... eh co to był za wieczór! Największym prezentem było przywitanie w hotelu. Koledzy z kombinacji norweskiej na prawdę się postarali i przygotowali nam specjalny transparent ( kij z tym, że zużyli do tego hotelowe prześcieradło), zawierający gratulacje i pozwolenie dla nas, że możemy być tak głośno jak chcemy ( z czego naturalnie mieliśmy zamiar skorzystać). Potem usiedliśmy razem w pokoju Kamila, porozmawialiśmy trochę, powspominaliśmy. Ku mojemu zaskoczeniu, Maja ciągle nam towarzyszyła i zachowywała się jak by nic się nie stało... stwierdziłem, że nie będę psuł atmosfery i wiercił jej dziury w brzuchu, ale zostawić tak tego nie mogłem.

Maja:      

     Że też Igor przylazł na ten konkurs... i że Maciek znowu był świadkiem mojej chwili słabości... Nie mam pojęcia co dalej mam z tym zrobić. Groził mi... powiedział, że nigdy mi nie odpuści i Maćkowi też... nie wiem już nie wiem... może powinnam z nim porozmawiać... ostrzec go... ale w sumie co mnie obchodzi jego los... a może coś obchodzi...

***   
     Kamil wygrał! Wiedziałam, nasz mistrz! W przypływie emocji rzuciłam się Maćkowi na szyje, ale szybko pożałowałam tego kroku. Przecież jak by nie było to mój wróg i przebywanie z nim w jednym miejscu nie jest szczytem moich marzeń...Po powrocie do hotelu, chłopcy się ciszyli i świętowali, więc nawet jak bym chciała to bym nie zasnęła. Siedziałam z nimi i pierwszy raz od początku mojego pobytu w kadrze poczułam, że jest mi tu dobrze. Że skoczkowie są mega pozytywni i można z nimi naprawdę świetnie spędzić czas...
***

Eh szkoda, że Kamil stracił żółtą koszulkę, ale jeszcze zostało sporo konkursów i miejmy nadzieje, że sytuacja się szybko zmieni:)

I bardzo przepraszam za wszystkie błędy, których mogłam nie zauważyć:)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!!!

środa, 19 lutego 2014

4. Całe życie z wariatami...

     Maciek:

      I Kamil znowu pomógł. Zgodził się żebym następne dwie noce spędził w ich pokoju. Nie wypytywał jak to jest ze mną i Mają, ale wiem że miał na to wielką ochotę. Moja "kuzynka" bardzo się ucieszyła, że ją opuszczam. Niby mi pogratulowała wyniku, ale czuję, że coś tu jest nie tak... oh ja biedny, czemu to trafiło na mnie?!
     Następny konkurs nie wyszedł mi najlepiej, cholerne 16 miejsce... ale Kamil wygrał! I tak jak mówiłem przegonił Prevcika! Znów mamy lidera!

     Spakowałem wszystkie moje rzeczy i zataszczyłem walizki do busa. Oczywiście zamieszanie, bo co... mistrz nasz Pietrek paszport zgubił. Przeszukaliśmy cały ich pokój, torby, szafki, łóżka, wszystkie szpary i zakamarki za meblami i nic. Myślałem, że go zatłukę no bo jak można paszport zgubić?! Jestem przekonany, że jak byśmy mieli razem pokój to nie było by takich problemów. Ja go zawsze jakoś uspakajałem, ogarniałem, a on mnie rozśmieszał, taki to był nasz duet, idealny, zgrany, przyjaciele na skoczni i po za nią!
Z uwagi na to, że czasu do wyjazdu na lotnisko było coraz mniej, trener prawie chodził po ścianach ze zdenerwowania. Wszyscy bez wyjątku zaangażowali się w poszukiwania paszportu, nawet Maja, ale jestem przekonany, że gdyby to chodziło o moją zgubę (do czego by oczywiście nigdy nie doszło) to w życiu by nie pomogła tylko by się cieszyła, że nigdzie nie pojadę...
     -Maniuś no, ty jesteś taki mądry... no Maniek, Maniek gdzieżem ja mógł to wsadzić?- mruczał Wiewiór.
     -Piotrek mnie pytasz?! Weź się ogarnij bo się przez Ciebie spóźnimy!- krzyknąłem bo to już na prawdę była przesada, co on wyrzucił ten dokument do kosza, czy gdzieś utopił, czy w swoim roztargnieniu fanom na pamiątkę dał... no to by było bardzo prawdopodobne.
Po raz setny starannie i dokładnie przeglądałem rzeczy w jego plecaku, bo a nóż się gdzieś zapodział i to przeoczyłem, kiedy Janek krzyknął tak głośno, że odruchowo uderzyłem bolącą już głową w drzwi od szafki, chcą sprawdzić co Ziobrze się tym razem działo. Ah biedny ja i biedna moja rozwalona głowa... sto światów z nimi wszystkimi.
     -Mam! Mam! Mam!- krzyczał Janek i wymachiwał mi przed oczami paszportem Piotrka. -W dawidowej torbie był!- wrzasnął dumny z siebie. No tak oczywiście, że tez nie wpadłem na to, ze kretyn Kubacki pozbierał co nie jego... to jego druga wada, zaraz po tym nocnym życiu. Pakuje się szybko i byle jak biorąc czasem nie swoje rzeczy. Kiedyś podczas jakiegoś zgrupowania musiałem z nim mieszkać bo Piotrka dzieciaki coś się pochorowały i musiał z nimi zostać no i zgarnął mój telefon. Kiedy już zacząłem godzić się z tym, że gdzieś go zgubiłem, oświadczył, że coś mu dzwoni w plecaku. No cóż... całe życie z wariatami...
Zabrałem mu ten dokument i poszedłem szukać chłopaków, którzy prawdopodobnie przeszukiwali jadalnie i recepcję. Można powiedzieć, że Janek w ostatniej chwili znalazł zgubę, bo jak tylko wyszedłem na korytarz to trener oświecił mnie, że jak zaraz nie wyjedziemy to do Soczi pójdziemy piechotą.

Maja:


     No tak jak dzisiaj to się jeszcze nigdy nie uśmiałam. Te kretyny zwane skoczkami narciarskimi i głównymi kandydatami do olimpijskich medali przeszli samych siebie. Piotrek, który swoją drogą ma jakąś wyjątkową więź z Mańkiem zgubił gdzieś swój paszport. Chcąc czy nie chcąc musiałam im pomóc szukać. Nie wiem jakim trzeba być niemotą, żeby coś takiego zrobić i to przed samymi igrzyskami?! Przegrzebaliśmy cały ich pokój, a potem resztę hotelu, kiedy mój "kuzyn" przylazł z wiadomością, że Janek w Kubackiego rzeczach znalazł zgubę! No i jak tu z nimi nie zwariować. Piotrek od razu zaczął się z Dawidem wykłócać, wybuchło zamieszanie, które bohatersko ogarnął Kamil, zanim ich biedny trener, będący u kresu wytrzymałości przylazł i załamał nad nimi ręce. No jak dzieci... co ja tu robię? Mam nadzieję, ze ich zachowanie nie jest zaraźliwe!


    Kiedy w końcu wszyscy wpakowali się do busa, mogliśmy nareszcie jechać na lotnisko, a potem  do Soczi! Rosjo nadciągam!!!




Soczi:



Kamil:



      Igrzyska czas zacząć! Po długiej i jakże męczącej drodze dotarliśmy do wioski olimpijskiej. Te moja gamonie drużynowe się pokłóciły o piotrkowy zagubiony paszport, który się znalazł w Kubackiego torbie i nie odzywali się do siebie cała drogę. Maciek próbował jakoś sytuację załagodzić, ale po kilku nieudanych próbach dał sobie spokój i również obrażony nałożył na uszy słuchawki i nie reagował nawet na uwagi trenera. Eh... znam ich dobrze, poboczom się poboczom i im przejdzie.


W hotelu oczywiście znów jakieś problemy, mianowicie moja akredytacja okazała się wadliwa i wybuchło małe zamieszanie, ale coś poprawili i zapewniali, że będzie dobrze... no mam taką nadzieję.
Co do Majki i Maćka to nie chciałem tak w prost zapytać jak to między nimi jest, wiem jaki jest młody Kot, z nim trzeba delikatnie, może jak się z Kubą spotkam to czegoś się dowiem. Na pewno coś nie gra; Maja sama poszła do trenera i poprosiła, żeby dał jej pokój jedno osobowy bo niby nie może się skupić na pisaniu pracy, ale ja jestem prawie w stu procentach pewny, że to nie o to chodzi...

Maciek:


     No i nareszcie dotarliśmy do Soczi! Niestety Ewa nie przyjechała, rozchorowała się biedna, ale ku mojej wielkiej uciesze moja "kuzynka" sama poprosiła trenera żebyśmy mieszkali osobno, więc jak za starych, dobrych, spokojnych czasów dostałem pokój z Piotrkiem. Ten zdążył się oczywiście śmiertelnie obrazić na Dawida za ten paszport, więc wyobraźcie sobie jego minę jak Kubacki stanął w naszych drzwiach i oświadczył, że z nami mieszka bo nie ma z kim. Na szczęście szybko udało mi się ogarnąć sytuację i powrócił stary Piotrek z nieziemskim poczuciem humoru... no ale cóż, trzeba będzie znosić to nocne życie przez następne dwa tygodnie...


     Zmęczony podróżą, naskrobałem coś na facebooku do moich fanów, żeby nie pomyśleli, że o nich zapomniałem, wysłałem Kubie smsa z wiadomością, że musimy poważnie porozmawiać przed pierwszym konkursem... (mam nadzieję, że mamie wszystko wytłumaczył)... no i poszedłem spać. Bardzo zaskoczył mnie fakt, że Dawid już dawno spał i nie hałasował jak to miał w zwyczaju więc z zaśnięciem problemów nie miałem.


Na szczęście zasady tutaj były inne niż na normalnych zawodach Pucharu Świata i mogliśmy się porządnie wyspać, a potem spędzić popołudnie na zapoznaniu się z tym jakże urokliwym miejscem bo dopiero o 18 miała się zacząć pierwsza z trzech serii treningowych na normalnej skoczni, czyli tej którą Kocury lubią najbardziej!
Umówiłem się z Kubą na poobiednią kawę w jednej z tutejszych kawiarni. Uparł się idiota, że mam Maję wziąć bo on chce się przekonać, czy ona żyje i czy ma się dobrze, nie no świetnie, pewno mu coś nagadała, że mało jej nie pobiłem w nocy. No cóż musiałem ją zabrać, ale w takiej sytuacji nie mogłem spokojnie porozmawiać z bratem... oczywiście ja to zawsze muszę mieć pod górkę!

     -Kubuś!- krzyknęła ta kretynka i uwiesiła się mojemu braciszkowi na szyi jak tylko dotarliśmy do wyznaczonego miejsca.
     -No witaj mała! Jak tam? Mój brat tyran nic Ci nie zrobił??- no tak ja tyran, oczywiście, najlepiej z biednego Maćka zrobić tego najgorszego. Cóż przyzwyczaiłem się do takiego traktowania przez te wszystkie lata...
Porozmawialiśmy sobie spokojnie, podobno Kuba powiedział mamie całą historię, przekręcając trochę powód tego całego zamieszkania, oczywiście stchórzył... po co się przyznawać do własnej głupoty, no ale to jego sprawa, już się nie odzywam! Umówiłem się z nim, że pogadamy na spokojnie po pierwszym konkursie i niestety musiałem już iść. No cóż, medale same się nie zdobędą!

Kuba:


     I spotkałem się z moim nierozgarniętym braciszkiem i z Mają. Ja nie wiem czemu on narzeka. Przecież z niej jest taka miła, poukładana dziewczyna. Wiele razy mi pomogła przed tą całą sytuacją, a do tego przyjaźni się z moją Asią, więc nie mam podstawy sądzić, że jest złą osobą i chce dogryźć Maćkowi tak jak on to ocenia. Mam nadzieję, że z czasem się jakoś dogadają, albo przynajmniej jakoś unormują swoje relacje.

Z tego co Majka mówi, widzę, że jednak inaczej sobie wyobrażała te wyjazdy z kadrą. Ahahaha znam ich, byłem z nimi na kilku wyjazdach i bardzo dobrze ją rozumiem. Czasami dziecinność ich zachowania przekracza wszelkie normy, ale to własnie przez to w reprezentacji jest taka dobra atmosfera, której zazdrości wiele kadr.

Maciek:


     Pierwsze treningi na skoczni, którą Kamil nazwał "Francą" wyszły mi bardzo dobrze! Około stu metrowe odległości dały mi dosyć dobre miejsca i jeszcze bardziej pobudziły moje ambicje. Czułem, że medal jest w moim zasięgu. Normalne skocznie zawsze lubiłem i na nich zawsze szło mi najlepiej, więc nie wiedziałem powodu, żeby nie postawić sobie tak wysokiego celu. Zdaję sobie sprawę, że ktoś kto mnie nie zna, mógłby powiedzieć: "żadnego pucharowego konkursu nie wygrał, a medal na igrzyskach mu się marzy", no, ale na prawdę mnie na to stać. Chciałem na spokojnie przemyśleć sytuację, więc mimo bardzo późnej pory i sporego zmęczenia powiedziałem trenerowi, że wrócę na nogach i udałem się w kierunku parku prowadzącego do wioski olimpijskiej, nie zważając na zdziwienie kolegów.

Pogoda była taka jaką sobie tylko mogłem wymarzyć. Lekko mróz dawał o sobie znać, a z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Szedłem powoli przed siebie, rozmyślając o przyszłości, może za bardzo się nakręcałem, wiem jakie bolesną bywają porażki, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Chciałem wygrać, byłem głodny zwycięstw i sukcesów, chciałem żeby rodzice, Kuba, trenerzy, byli ze mnie dumni. Chciałem utrzeć nosa Mai!

     Od hotelu dzieliło mnie już tylko kilkaset metrów. Przyspieszyłem trochę, bo jednak było już grubo po północy, kiedy usłyszałem krzyk...znajomy krzyk. Podbiegłem w stronę, z której dochodził i zobaczyłem dziewczynę, która rozpaczliwie szarpała się z jakimś mężczyzną. Nie wiele myśląc podbiegłem do nich by pomóc tej niewieście i doznałem szoku...to była Majka!!! Odepchnąłem napastnika i pomogłem jej wstać. Facet się nie podawał, uderzył mnie w brzuch, ale na szczęście niezbyt mocno, w porę zdołałem się obronić i ponownie odepchnąć go tym razem na pobliskie drzewo. Maja coś krzyczała, mężczyzna też, ale nie słuchałem. Przywaliłem mu raz i drugi, ale tak żeby za bardzo go nie uszkodzić. Co jak co, ale krzywdzenie innych nie należało do moich ulubionych zajęć, wręcz tego nie lubiłem, ale zdarzały się sytuacje, w których trzeba było nagiąć troszkę zasady i to właśnie była jedna z nich.
Facet w końcu odszedł, odgrażając się. Nie wiem kto to był, co to był za typ, ale Maja na pewno go znała...eh ta dziewczyna była dla mnie coraz większą zagadką.
     -Nie musiałeś tego robić! Dałabym sobie radę sama!- krzyczała
     -Żartujesz?! Miałem pozwolić, żeby ten gbur coś Ci zrobił?!
     -A bo Ciebie akurat obchodzi co się ze mną dzieje! Na pewno było by Ci na rękę, jak by mi coś zrobił!- po jej policzkach spływało coraz więcej łez.
     -Majka do cholery schowaj swoje humory do kieszeni i powiedz kto to był i o co chodziło!- nie dawałem za wygraną. Na pewno tak nie mogłem tego zostawić.
     -Nie wiem, nie znam go! Zresztą to nie Twoja sprawa, odwal się!- odepchnęła mnie i zaczęła mnie bić, pewno myśląc, że zrobi to na mnie jakieś wrażenie. Cierpliwie czekałem, aż ten napad histerii jej przejdzie, ale w końcu zdecydowałem się go przerwać i chwyciłem ją za ręce. Trochę się wyrywała, ale w końcu ku mojemu zaskoczeniu mocno wtuliła się w moje ramie.
     -To nie jest takie proste...- wyszeptała.
   
***

Eh nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału;( Z góry przepraszam za wszystkie błędy.
Pozdrawiam!


No niestety konkurs drużynowy nie wypadł tak jak wszyscy by chcieli, ale czwarte miejsce nie jest złe! Chłopcy i tak są genialni! Teraz pora kontynuować walkę o Kryształową Kulę!:)

sobota, 15 lutego 2014

3. Patrzyły na niego jak na ósmy cud świata i przekrzykiwały się nawzajem

Maciek:


     Nie wiem jak ja się odwdzięczę Kamilowi. Nie dość, że uchronił mnie przed najgorszą rzeczą jaką mogłem w życiu zrobić, czyli przed podniesieniem ręki na kobietę to, pozwolił mi spać w swoim pokoju. Właściwie zaciągnął mnie do niego siłą i stwierdził, ze na pewno mnie nie zostawi z Mają w jednym pomieszczeniu bo się do rana pozabijamy. Niestety jest też druga strona medalu... przez tą masakrę w nocy, Kamil na pewno się domyśla co jest grane...
     Wstaliśmy rano punkt o siódmej, bo nasz lider idealny, był oczywiście wyposażony w pięć budzików, co by nie zaspał przypadkiem i nie naraził się trenerowi.
    -Maciek? Co ty robisz pod naszym stołem w samych gatkach?!- spytał Janek przecierając oczy.
    -A co mam robić... śpię nie widać!- mruknąłem i wstałem uderzając głową w kant tego właśnie mebla.
    -Kamillll! Masz plaster? Maniek se głowę rozwalił!!!- krzyknął Ziobro i jak na komendę w drzwiach łazienki pojawił się Stoch. Już miałem protestować, że nic mi nie jest, ale przetarłem ręką po bolącym czole i ku swojemu przerażeniu moja dłoń była calutka we krwi.
    -Co wy znowu robicie? Zostawić was nie można na chwilę? W nocy Cię uchroniłem przed rozlewem krwi, ale widzę, że na darmo..- odparł zrezygnowany, no bo jasne głupia baba mnie nie załatwiła to załatwił mnie koślawy stół. Eh biednemu zawsze wiatr w oczy...- Dobra czekaj, pójdę po Winiarskiego, lepiej żeby to opatrzył, bo patrząc na ranę to musiałeś ładnie w coś przywalić...
   -No w stoliczek nasz piękny rąbnął jak moja świętej pamięci babcia w dywan trzepaczką! W ogóle czemu on tu spał?- wtrącił Janek i nadal na mnie patrzył jak na kosmitę.
    -Maniuś wyjaśnij Jasiowi co żeś w nocy powyrabiał.- powiedział nasz lider i za nim zdołałem cokolwiek odpowiedzieć, wybiegł z pokoju zapewne po lekarza. Na szczęście Ziobro nie zdążył wpędzić mnie w krzyżowy ogień pytań, bo tak jak myślałem Stoch wrócił z Aleksandrem.
    -Ohoho Młody co żeś to zrobił?- zaśmiał się doktor i uklęknął przy mnie z apteczką. Po chwili mój guz, który urósł w ekspresowym tempie został profesjonalnie opatrzony i zaklejony, ale czułem, że mogę mieć problem ze zmieszczeniem kasku na głowie.- No, ale chłopcy radzę wam się szybko zbierać, za dziesięć minut śniadanie!- dodał Winiarski i wyszedł. Kamil tylko przyznał mu rację i nas opuścił, żeby jeszcze zadzwonić do Ewy, a Janek zniknął w łazience. Nie miałem wyjścia... musiałem iść do pokoju, w końcu nic w nocy ze sobą nie zabrałem, a wypadało by z rana umyć zęby i się przebrać bo w samych bokserkach do ludzi to tak nie bardzo...
Wyszedłem na korytarz z nadzieją, że na nikogo nie wpadną. Zapukałem do drzwi, bo jeszcze tego brakuje, żeby Majka zrobiła awanturę, że wszedłem w najmniej odpowiednim momencie, ale cisza. Zapukałem drugi raz- cisza. Nacisnąłem delikatnie klamkę, ale cholera... zamknięte! Polazła pewno na śniadanie, ale żeby o mnie pomyśleć to nie łaska. Świetnie, super! Nie zostało mi nic innego jak wrócić do chłopaków i poprosić, żeby wzięli od niej klucz, ale jak na złość ich sypialnia też była zamknięta! Nawet nie zauważyłem kiedy wyszli.
Trzeba się nazywać Maciej Kot, żeby mieć takiego pecha naraz.


Kamil:

      Nie mogłem tych dwóch zostawić samych w nocy, bo mogę sobie dać rękę uciąć, że któreś z nich by tego nie przeżyło, więc zabrałem tego ofermę do siebie (swoją droga ciekawe jak to między nimi jest... trzeba to będzie dokładnie zbadać). Z powodu, że nasz pokój do dużych na pewno nie należy musiałem go ulokować na podłodze w okolicach stołu, co okazało się nie najlepszym pomysłem, gdyż ten oferma uderzył swoją łepetyną w jego kant wywołują mały krwotok. Musiałem iść po Winiarskiego, żeby opanował sytuację, a Janek siedział przez cały czas na łóżku i patrzył na niego takim półprzytomnym wzrokiem. Och co ja z nimi mam...
    Jak by Maćkowych problemów było mało to sierota poszedł się ogarnąć (bo oczywiście w nocy nic ze sobą nie zabrał i paradował w samych gatkach i jakiejś koszulce), a my z Jankiem szybko zebraliśmy się na śniadanie. Wszystko pięknie ładnie, ale przy jednym ze stolików siedziała, Majka... co znaczyło, że ich pokój był zamknięty i Maniek klamkę pocałował. Nie mogłem go tak zostawić. Przeprosiłem chłopaków i pobiegłem na górę, ale niestety było już za późno... Kotek stał w tym jakże wyjściowym stroju pod ścianą otoczony wianuszkiem dziewczyny. Patrzyły na niego jak na ósmy cud świata i przekrzykiwały się nawzajem. Oj młody nie ma lekko. Trzeba było coś wymyślić:
    -Przepraszam drogie panie, przepraszam bardzo, ale trener prosi Maćka do siebie, a jak szybko się nie pojawi to zostanie usunięty z kadry, a tego byście nie chciały chyba?- powiedziałem i mrugnąłem do bruneta porozumiewawczo.
    -Ale ja chce zdjęcie z Mańkiem!- krzyknęła któraś
    -Ja też! Maciek jesteś boski!!!- dodała kolejna
    -Obiecuję, że po konkursie wszyscy będziemy do waszej dyspozycji, a na razie przepraszam.- zakończyłem i pociągnąłem bladego Kota za rękę. Po chwili byliśmy już w moim pokoju.
    -Rany Kamil, kto to był, kto je tu w ogóle wpuścił?!- szepnął ciężko oddychając
    -Nie mam pojęcia ha ha ha... no to masz branie, nie powiem!- nie mogłem powstrzymać śmiechu.
 

Maja:


      Przynajmniej Kamil tu jest myślący i zabrał Maćka do siebie. Jak miałabym z nim siedzieć w jednym pomieszczeniu do rana to przysięgam, że więcej na skocznie by już nie wyszedł.
Wstałam rano o siódmej i zeszłam punktualnie na śniadanie. Usiadłam z Dawidem przy stoliku i rozmawialiśmy sobie w najlepsze. Nie powiem ciekawy gość z niego... warty zainteresowania.
Kiedy przez dłuższy czas Kot się nie pojawiał pomyślałam, że pewno nie miał się jak przebrać, bo pokój zamknęłam, ale szczerze mówiąc nie wiele mnie to interesowało. Jak dla mnie mógł iść na skocznie w piżamie, albo w ogóle. Jednak po chwili podszedł do mnie Kamil i poprosił o klucz, no cóż nie chciałam robić scen więc mu go dałam...


Kiedy jechaliśmy na skocznie mój "kuzyn", ani słowem się do mnie nie odezwał. I bardzo dobrze! Mam nadzieję, że po konkursie zabierze swoje rzeczy i na stałe się do Stocha przeniesie. Szczerze to po nocnej akcji zaczęłam mieć poważne wątpliwości, czy powinnam tu zostać. Sprawa się rypnie prędzej czy później, bo ten idiota na pewno się wygada i mnie wyrzucą, więc może lepiej odejść samemu... chociaż, nie... ja się nigdy nie poddaje! Nie dam mu tej satysfakcji!

Kiedy skakajce brali udział w serii próbnej zadzwonił do mnie Kuba. Nareszcie ktoś z kim mogę szczerze porozmawiać, bo na prawdę zwariować można:
     -Żyjesz? Są jakieś ofiary? Maniek w całości?- spytał na wstępie.
     -Chyba powinieneś zapytać czy ze mną wszystko ok! Bo Twój kochany braciszek mało mnie nie pobił w nocy!- oświadczyłam i szybko streściłam mu sytuacje.
     -Rany Boskie! Przecież to się wyda! Och jak dobrze, że w Soczi będę z wami, może uda mi się zapobiec katastrofie.- odpowiedział, a po tonie jego głosu wywnioskowałam, że bardzo się zdenerwował.
     -Też się tego nie mogę doczekać... dobra przepraszam, chyba się konkurs zaczyna.- zakończyłam i podeszłam do barierki. W końcu ktoś musiał się modlić o upadek Maćka na bule, no nie?


Maciek:

     Nie skomentuję tej kretynki, nie będę się denerwował przed konkursem... nie warto, ale naprawdę jak posiwieję tak szybko jak mój tata i fanki nie będą się już za mną uganiać (co nie było by takie złe patrząc na dzisiejszą sytuację) to będzie jej wina!
Usiadłem na belce, odepchnąłem się i nie myśląc o niczym poleciałem... 143 metry! W normalnych zawodach, a raczej w zawodach z normalnymi zasadami dało by mi to prowadzenie, ale gdzież tam, trzeba odjąć biednemu Maciusiowi kilka punktów za wiatr, potem obniżyć noty sędziów i już Maciuś jest dalej. No tak oczywiście, kto by mnie tu traktował normalnie! Może zacznę rzucać nartami i pukać się w czoło jak Schlierenzauer to mi będą pomagać jak tylko moje nazwisko usłyszą?
     Starałem się nie okazywać emocji i z lekkim uśmiechem pomachałem do kamery, niech kibice wiedzą, że nie mam ich gdzieś w przeciwieństwie do co poniektórych. Obszedłem Majkę szerokim łukiem i stanąłem koło Sobczyka czekając na skok Piotrka. Niestety Wiewiór za bardzo się nie popisał... wprawdzie 135 metrów dawało mu pewne miejsce w finale, ale wiedziałem, że stać go było na więcej. Podszedł do mnie, przybił piątkę i po chwili zjawił się też Janek. Jego 137 metrów dało mu pozycje jeszcze za Żyłą, ale humor go nie opuszczał:
     -Jak tam łepetyna?- zaśmiał się
     -Własnie Maniek opowiadaj co to za śmieszny opatrunek? he he- oczywiście Piotrek nie był by sobą, gdyby nie podłapał szybko tematu.
     -A no nasz Kotek miał rano bliskie spotkanie ze stołem!- oświadczył Ziobro zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć. Świetnie... nie ma to jak wyjść na kretyna...

     Kilkadziesiąt minut później oczy wszystkich kibiców były skierowane na górę skoczni, gdyż na belce pojawił się nie kto inny jak Kamil Stoch we własnej osobie- 139 metrów wylądowane w pięknym stylu dało mu drugiej miejsce, tuż za Jurijem Tepesem, który wyrównał rekord skoczni. Ha brawo, Prevcik spadł za mnie, nawet 140 metrów nie przekroczył! Dobrze mu tak, oj coś czuję, że żółtą koszulką się długo nie nacieszy!

     W przerwie poszliśmy na konsultacje do trenera. Moja pozycja była jednak w miarę dobra, jak bym powtórzył taki sam skok w drugiej serii, albo i lepszy to spokojnie wskoczyłbym do pierwszej dziesiątki i to był mój cel na ten konkurs. Łukasz dał nam wszystkim kilka rad i uwag i udał się w kierunku gniazda trenerskiego, a my zaczęliśmy się trochę rozgrzewać. Nagle na mojej drodze stanęła Maja, która właśnie przestałą gratulować Jankowi jego skoku ( jak by było czego).
     -Co chcesz mnie polać wodą? Wrzucić do zaspy? Czy może podpiłowałaś mi narty?- spytałem i pokręciłem głową.
     -Proszę Cię, to raczej ja powinnam spytać czy nie chciałbyś mnie czasem uderzyć... ale nie o to chodzi... no tego... gratulacje kuzynie...- mruknęła i lekko się uśmiechnęła. No tego to się w życiu nie spodziewałem, myślałem, że będzie jakaś awantura, czy coś, ale nie... wydało mi się to podejrzane.


Kuba:


     Zadzwoniłem do Majki, dowiedzieć się, czy wszystko ok. Bo z tą dwójką nigdy nie wiadomo. I co się dowiedziałem! Umieścili ich w jednym pokoju, a w nocy się mało nie pozabijali. Szczerze mówiąc to żal mi Maćka, ale żeby od razu z pięściami lecieć na kobietę! Oh jak dobrze, że Kamil tam przyszedł, bo jak by dłużej zostali tam sami to na pewno by się to wydało, ale Stoch coś podobno podejrzewa, będę musiał powiedzieć Mańkowi, żeby go jakoś uspokoił.
     Oglądałem konkurs Willingen w telewizji i muszę przyznać, że to był pokaz naprawdę dobrych i dalekich skoków. Nawet Maniek dobrze poleciał, ale oczywiście nie zadowolony. Eh co bym oddał, żeby być na jego miejscu... albo nie na jego miejscu, ale na tym samym miejscu co on razem z nim, ale przynajmniej jednemu z Kotów się udało... nic tylko się cieszyć... jestem z niego dumny!
Najbardziej zdziwiło mnie jak na przerwie pokazali urywek spod skoczni, Maciek stał i SPOKOJNIE rozmawiał z Majką... może oni jednak się tam nie pozabijają.

W drugiej serii skoki nie były już tak okazałe, chociaż dwóm Słoweńcom udało się dolecieć do 150 metrów. Mój brat wylądował 10 metrów bliżej niż za pierwszym razem i już widziałem tą złość w jego oczach... cholera, myślałem, że mu się uda dostać do pierwszej dziesiątki... Maniek Maniek... trza będzie do niego potem zadzwonić..., ale za to Kamil nie zawiódł! Ponad 145 metrów dało mu zwycięstwo, bo Tepes spadł ledwo na 137 metr i wypadł z podium. No i proszę jutro powtóreczka i nasz mistrz pojedzie do Soczi w żółtej koszulce!

***

To dzisiaj wieczorem wszyscy trzymamy mocno kciuki! 

I jest ZŁOTO!!! Kamil genialny, Noriaki genialny!!! Co za dzień, jeszcze złoto Bródki! 
Czekamy na drużynówkę!:)

Pozdrawiam:*


niedziela, 9 lutego 2014

2. Podobno jesteście zgranymi, kochającymi się kuzynkami...

Maciek:

      Nie wiem jak do tego mogło dojść? Żeby wpakować nas razem do pokoju to jeszcze jestem w stanie jakoś zrozumieć, chociaż nie jestem zachwycony tym faktem, no, ale żeby małżeńskie łoże?! Oni chyba powariowali do reszty! Oczywiście od razu poszedłem do trenera, a ten, że nic nie poradzi, że innych wolnych pokojów już nie ma, że Kuba mu opowiadał jak to dobrze dogadywałem się zawsze z Majką, i że skoro jesteśmy rodziną, a nawet nie dawno byliśmy razem pod namiotem to nie powinno nam to sprawić problemu... To ciekawe co by nasz szanowny trener powiedział, jak by jego ulubiona ciocia Halinka zechciała nam towarzyszyć na jakiś zawodach i trafiła by z nim do pokoju. Och nigdy nie zapomnę jak kiedyś podczas konkursów w Zakopanem spędziła z nami cały dzień i ciągle było tylko : "Łukaszku nie bądź taki ostry, przecież ich zamęczysz tymi brzuszkami", "Łukaszku, a może zamiast iść na skocznie zjecie obiadek, przywiozłam z domu specjalnie dla was zupkę pomidorową i kotleciki, zaraz je gdzieś wam odgrzeje" , "Łukaszku, ale ty się zupełnie na tym nie znasz..." Ciocia Halinka- doradca trenera- tak ją nazywaliśmy.            
      Wróciłem do niej no i nie miałem wyjścia, musiałem odstąpić jej to wielkie łoże, a sam ułożyć się na twardej podłodze... jak jutro nie będę się mógł ruszać i spadnę na bule to skargi proszę do trenera, albo Kuby, że mnie tak załatwili!
   
      Po obiedzie pojechaliśmy na kwalifikacje. Majka oczywiście usiadła w busie między Dawidem i Jankiem, z czego obaj się bardzo ucieszyli i rozmawiali o czymś zawzięcie, a ja mogłem w końcu porozmawiać z Piotrkiem:
      -Te młody jak mogłeś mnie wymienić na Maje? No rozumiem, że jest bardzo atrakcyjna i tak dalej, no ale nie musisz się martwić, jak by na przykład dostała pokój z takim Mustafą to na pewno nic złego by się jej nie stało... a tak to ja będę musiał teraz znosić jego nocne życie, a rano będę musiał go na siłę z wyrka wyciągać!- oburzył się, bo jeśli nie wiecie to Dawid jest nocnym markiem, nieraz kiedy np. Piotrek nie jechał, albo mieliśmy pokój w trójkę to chcieliśmy iść spać o jakiejś ludzkiej porze, bo jak by nie było śniadanie jest zawsze ok. 8 więc trzeba wcześnie wstać, a ten siedział na komputerze przez pół nocy i stukał w tą klawiaturę, albo oglądał jakieś filmiki i spać się nie dało, a rano budzik dzwonił mu piąty, szósty raz, a ten nic i potem przychodziliśmy na skocznie pół przytomni.
      -Co ja Ci poradzę?! To trener wymyślił, jeżeli o mnie chodzi to chętnie bym się z Dawidem zamienił...- mruknąłem, no jeszcze nie zwariowałem, żeby z własnej woli być z Mają w jednym pokoju.
      -Serio?! he he he no to co zamieniamy się?- zaproponował rozentuzjazmowany, no i co miałem pozwolić, żeby Dawid spał z Mają w jednym łóżku, czy może ja mam w nim spać razem z Wiewiórem. O rany chętnie bym do niej Mustafa posłał, ale jak coś między nimi zajdzie i on się prawdy dowie... cholera, musiałem Piotrkowi odmówić... Postękał trochę, pomęczył no, ale co miałem zrobić? Czuję, że muszę ją mieć cały czas na oku bo coś wywinie, więc będę z nią mieszkał, przynajmniej na razie, jak Ewa przyjedzie do Soczi to może uda mi się je razem ulokować. Ewa ratuj!!!

   

      Warunki na skoczni jak na Willingen, gdzie często wiatr krzyżuje wszystkim szyki, były całkiem dobre. Wszystko działo się w równym tempie, nikt raczej nie został ściągany z belki, było dobrze. Jankowi się udało, przez to, że kilku zawodników z pierwszej dziesiątki nie zaszczyciło nas tutaj swoją obecnością i nie musiał się kwalifikować. Temu to dobrze, pierwszy sezon, w którym tak na prawdę regularnie zaczął się pojawiać na skoczni i już wygrał w Engelbergu, potem był tam trzeci i nazbierał trochę tych punktów, a człowiek porządny, taki jak ja ciężko trenuje tyle lat i co i najlepsze osiągnięcie to piąte miejsce i gdzie tu sprawiedliwość? No nic, może w Soczi na normalnej skoczni mi się poszczęści?
      Usiadłem na belce, odepchnąłem się kiedy tylko Łukasz machnął flagą i pojechałem. Zdecydowanie wolę mniejsze skocznie, no ale bardzo chciałem się tu dobrze zaprezentować, udowodnić, że wybranie mnie do olimpijskiej reprezentacji to była dobra decyzja. Wyjście z progu chyba troszkę spóźniłem, ale nie ważne trzeba było wyciągnąć z tego skoku co się da, ale w granicach rozsądku... no i 135,5 metra... eh co to jest w porównaniu z rekordem Ahonena- 152 metry, ale w tych warunkach to i tak dobrze. Odpiąłem narty, pomachałem do grupy kibiców z biało- czerwoną flagą, którzy stali zaraz za barierką i podszedłem do Sobczyka. Szybko ubrałem kurtkę i zacząłem się rozglądać za tą moją "kuzynką". Oczywiście nigdzie jej nie było, nikt jej nie widział. Świetnie... i co zamiast przyglądać się jak idzie pozostałym, czy analizować z Klimowskim co było nie tak muszę biegać i szukać tej kretynki, jeszcze tego brakuje, żeby jakiś dziennikarz ją złapał. No kompromitacja na skale światową jak to się wyda.
Ruszyłem w kierunku domków skoczków próbując zlokalizować jej położenie i na całe szczęście nie musiałem długo szukać. Stała sobie zadowolona i gawędziła o czymś z Wellingerem. Oj choroba zwana "majkomanią" stanowczo za szybko wypłynęła po za naszą kadrę.
        -O Maciek! Muszę Ci powiedzieć, że masz bardzo sympatyczną kuzynkę!- krzyknął ten pożal się Boże idol nastolatek. No cudownie jeszcze chwila i zaczną się o nią bić...
      -Ta...- mruknąłem- Ale przepraszam teraz musimy iść.- Majka pożegnała się z Niemcem i niezbyt zadowolona poszła za mną. Świetnie przegapiłem przez nią skok Piotrka i to całkiem niezły skok na ponad 140 metrów. Świetnie, cudownie!
     -Te najlepszy skoczek świata, możesz mi powiedzieć dlaczego muszę za Tobą łazić i nie mogę sobie normalnie porozmawiać z Andreasem?- oburzyła się. Świetnie jeszcze jej mam pozwolić na romansowanie z każdym, a potem doprowadzi to do trzeciej skokowej wojny światowej!


Maja:

      Byliśmy na kwalifikacjach, no niestety Maciek się zakwalifikował i do tego z całkiem dobrym wynikiem... eh, a miałam taką cichą nadzieję, że mu się nie uda, albo się połamie, zabije i wykluczy go to ze startów zarówno tu, jak i na olimpiadzie. No, ale nie musiał mieć idiota szczęście. Jeszcze przerwał mi ciekawą rozmowę z Andreasem Wellingerem i był wielce oburzony, że w ogóle miałam śmiałość się odezwać do kogokolwiek poza polakami. Co czy on na prawdę myśli, że ja na prawo i lewo będę wszystkim rozpowiadać, że nie jesteśmy rodziną..., żeby mnie stąd wyrzucili w ekspresowym tempie? No idiota, na prawdę. No, ale trudno taki już on jest i nic z tym nie zrobię. Teraz trzeba jakoś przeżyć tą noc. Kretyn rozłożył się na podłodze i mam nadzieję, że nic mu nie wpadnie do tej głupiej łepetyny i nie zamarzy mu się przenieść do łóżka bo go wyrzuca, ale na balkon!
   
   
      Świetnie! Trzecia w nocy, a ten chrapie jak lokomotywa i jeszcze się wierci na tym skrzypiącym materacu, który przytargał od któregoś z jego kolesi, tak że się spać nie da. Co on sobie wyobraża, sam tu nie jest. Przekręciłam się na drugi bok, potem znowu, ale nic to nie dało. Święty by nie wytrzymał w takich spartańskich warunkach!
Wstałam i do niego podeszłam wcale nie starając się być cicho, przewróciłam po drodze krzesło robiąc sporo hałasu, ale oczywiście na nim to nie zrobiło żadnego wrażenia, mruknął tylko coś pod nosem i spał jak kamień nadal chrapiąc. Zsunęłam z niego kołdrę- nic, szturchnęłam go w ramie- nic, kopnęła go - nic, cholera jasna, najwyższa pora przejść do drastyczniejszych metod. Poszłam do łazienki, nalałam zimnej, wręcz lodowatej wody do kubka i ruszyłam z powrotem, niestety kiedy już miałam wylać zawartość naczynia na jego głowę, zahaczyłam nogą o  kabel z jego laptopa, strącając go z półki i przewróciłam się wprost na Maćka, oblewając nie tylko jego wodą, ale również komputer, ścianę, książki leżące obok i ogólnie wszystko w koło.
       -Pogięło Cię do reszty?!- krzyknął spychając mnie na podłogę.
     -Chyba Ciebie! Jak można tak chrapać! Ciesz się, że nie posunęłam się do brutalniejszych czynów!- wrzasnęłam odgryzając mu się. No bo co, on może na mnie tak bezkarnie krzyczeć skoro jak by nie było mnie obudził, a ja się tylko za to odwdzięczałam.
       -Cicho kretynko! Obudzisz pół hotelu!- mruknął starając się namierzyć pstryczek od lampki nocnej
       -Licz się ze słowami!- mam pozwolić żeby mnie bezkarnie obrażał? O na pewno nie!
       -Coś ty zrobiła z moim laptopem!- o nie...! Nie byłam świadoma, że doprowadziłam jego sprzęt do takiego stanu...
      -Trzeba było nie chrapać, albo przynajmniej się obudzić jak Cię kopałam to nie musiałabym sięgać po wodę!
      -Że to niby moja wina! Jesteś nienormalna! Jak ja się mogłem na to zgodzić! Idź się lecz!- teraz to on krzyczał tak głośno, że na pewno słychać go było na drugim piętrze.
     -Hamuj!- starałam się go uspokoić, ale było za późno... drzwi się otworzyły i stał w nich niezadowolony Kamil...


Maciek:

      Spałem sobie smacznie. Widziałem oczyma wyobraźni jak stoję na najwyższym stopniu podium na igrzyskach, wszyscy mi gratulują, Schlierenzauer patrzy z zazdrością, mama z ciocią płaczą ze szczęścia w pierwszym rzędzie, Kuba z chłopakami szaleją, trener patrzy z niedowierzaniem, a ta kretynka Maja zielenieje ze złości. Och to zdecydowanie był piękny sen, który jakże brutalnie został przerwany... usłyszałem tylko wielki huk i poczułem jak coś ciężkiego na mnie spada, polewając mnie czymś zimnym.
Szybko się zorientowałem co się stało: to ta kretynka się na mnie przewróciła zalewając wodą wszystko do koła. Zlokalizowałem zegar, na którym widniała godzina 3:06 i przetarłem oczy, żeby upewnić się czy na prawdę jest środek nocy. Co do cholery ona robiła o tej porze?! Zrzuciłem ją z siebie, zaświeciłem światło i zobaczyłem coś co podniosło mój poziom gniewu o 100%: ZEPSUŁA, ZALAŁA mój nowiuteńki laptop- prezent od mamy z okazji powołania mnie do kadry olimpijskiej!!! Nie, tak tego nie zostawię, ona musi stąd zniknąć i to już!
Zacząłem na nią krzyczeć i dotarło do mnie, że jestem stanowczo za głośno jak na tą porę doby, kiedy w drzwiach naszego pokoju stanął Kamil.

Kamil:

      No żeby się nie można było wyspać, to już są jakieś jaja! Obudziły mnie krzyki dochodzące z pokoju... Mańka! I to krzyki o 3 w nocy! On zwariował? Chce trenera obudzić i wprowadzić go w szał?!
Zaświeciłem lampkę stojącą na szafce nocnej i wstałem cicho z łóżka nie chcąc obudzić Janka. Co jak co, ale on na pewno nie miał kamiennego snu, więc zdziwiło mnie, że hałasy dochodzące od Kota go nie obudziły. Ubrałem klapki i ruszyłem do drzwi. Na korytarzu był już zdenerwowany i niewyspany Klimowski. To znaczyło, że na szczęście Łukasz się nie obudził. Żeby nie robić Mańkowi większych problemów niż już miał, z trudnościami odesłałem go do pokoju i obiecałem, że sprawdzę co się tam dzieję i ich uciszę. Trener odszedł mówiąc coś i nowych zwyczajach i nieszanowaniu siebie na wzajem, a ja bez pukania wpadłem do ich pokoju:
      -Możecie mi do cholery powiedzieć co tu się dzieje?- spytałem najspokojniej jak tylko potrafiłem, co nie było wcale proste widząc rozwalony komputer Maćka, rozlaną wszędzie wodę, Majkę siedząca pod ścianą i Kota stojącego nad nią.
      -Jej spytaj! Patrz co mi zrobiła!- wrzasnął Kot i momentalnie zatkałem mu jadaczkę dłonią.
      -Co ja?! Co ja?! To ten chrapie, że się ściany trzęsą i spać nie daje!- broniła się, a ten gdyby nie ja rzucił by się na nią z pięściami - No i popatrz damski bokser się znalazł!
     -Ej do cholery, scisza!- starłem się ich uspokoić, ale Maciek cały czas próbował się mi wyrwać, a Maja coś krzyczała.
   -Łatwo Ci mówić! Ja z nią dłużej nie wytrzymam!- oj takiego zdenerwowanego Kota dawno nie widziałem, o ile w ogóle kiedyś widziałem.
    - Po pierwsze zamknijcie się w końcu, bo trener za raz przyjdzie i dostanie się nam wszystkim! A po drugie podobno jesteście zgranymi, kochającymi się kuzynkami...
      -No właśnie, podobno!- odparł Maniek i wiedziałem już na pewno, że coś tu nie gra.

***

No i mamy kolejny rozdział, tak z okazji dzisiejszego konkursu, którego już nie mogę się doczekać!
Oby Kamilowi i całej spółce poszło jak najlepiej! Trzymamy kciuki! No i może Maciek zrobi jakąś niespodziankę, w końcu małe skocznie to on lubi:)

Pozdrawiam!:)

No i poszło genialnie! Brawo KAMIL !!! Maćkowi też nie wiele zabrakło i Janek ładnie! Brawoo!!!

wtorek, 4 lutego 2014

1. A złamane serca, to kto będzie potem leczył?

Maciek:


    Dobra to ustaliliśmy chyba wszystko, Kuba mi zrobił notatki żebym sobie jeszcze wszystko powtórzył w samolocie. Nie no świetnie, nie mam co robić po drodze, jak uczyć się jakiegoś wymyślonego życiorysu, udawanej kuzynki. Tego mi jeszcze brakuje. Na prawdę ja nie chcę być w jego skórze, jak ten cyrk się skończy i będziemy sobie mogli SPOKOJNIE, rodzinne porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Ten sobie siedzi ze swoją Asią, a ja się tu z wariatką przez niego nasłaną muszę się użerać.
    Wyjechaliśmy na lotnisko do Krakowa już o 7 rano, Kuba przynajmniej okazał tyle serca, że nas zawiózł. Oczywiście Majką wszyscy zaczęli się od razu zachwycać, a że problemy i tym razem nas nie opuściły to nasz samolot miał awarię i godzinę poślizgu moi koledzy spędzili na wypytywaniu jej o wszystko. O mały włos, a prawda by się wydała, ale jakoś uratowaliśmy sytuację, choć wydaję mi się, że Kamil zaczął coś podejrzewać. No cóż to na pewno prędzej czy później się wyda.
      Kiedy w końcu przysłali nam zastępczy samolot zrobiliśmy z Piotrkiem małą sesję, co by kibice się nie martwili, że gdzieś utknęliśmy na dobre, bo oczywiście media już zrobiły aferę, że spóźnimy się na kwalifikacje i tata dzwonił, żeby się dowiedzieć jaka jest sytuacja i czy obawy są uzasadnione. No i jak tylko dodałem zdjęcia na Facebooka, na którym była Maja, dostałem kilkaset komentarzy z pytaniem czy to moja dziewczyna... i musiałem okłamać także moich fanów... okropność...
    -Ładna ta Twoja kuzynka, nie wiesz czy kogoś ma?- no nie jeszcze mi tu jakiś miłosnych zawirowań z Majką i Kubackim w roli głównej brakuje. Znając tą wariatkę to bardzo możliwe, że doprowadzi do rozłamu w kadrze porównywalnego do Wielkiej Schizmy.
    -Ma!- odpowiedziałem krótko i podszedłem do niej bo stała z zadowolonym Jankiem i coś go tam bajerowała. Świetnie jak tak dalej pójdzie to cała drużyna się w niej zakocha, a ja będę musiał ich godzić i co gorsza partnerki tych matołów pocieszać. Jeszcze Ziobro sobie teraz dziecko zrobił, znaczy w zeszłym roku, ale teraz się urodziło, a tu proszę z Majką flirtuje, nie no trzeba ratować sytuację puki nie jest za późno.
    -A wam co tak wesoło?- spytałem i objąłem tą kretynkę ramieniem jak na kochającego kuzyna przystało, odciągając ją od Janka.
      -A no Maniek muszę Ci powiedzieć, że masz wspaniałą kuzynkę! Świetnie, że jedzie z nami, na pewno przy nas licencjatkę zda na 5!- zachwycił się, świetnie kupiła następnego...
       -Taa... nie wątpię, Majeczka jest bardzooo zdolna, ale teraz przepraszam, muszę ją porwać na chwilkę, takie tam rodzinne sprawy.- mruknąłem i pociągnąłem ją mocniej za rękę w kierunku naszego samolotu, do którego mieliśmy się już za chwilę pakować.
       -Ała! Zwariowałeś!- krzyknęła i wyrwał się z mojego uścisku. No nie powiem cwana bestia z niej.
       -To ty zwariowałaś, kleisz się do wszystkich jak rzep do psiego ogona! A śmiem Cię poinformować, że Piotrek ma żonę i dwójkę dzieci, Kamil też ma żonę i niedługo...zresztą nie ważne, Jankowi się niedawno córka urodziła i z tą swoją Angeliką, modeleczką do ołtarza ma zamiar iść i Stefciu też ma żonkę i córeczkę, więc nie masz tu czego szukać! Wszyscy zajęci!- wrzasnąłem, a ona się na mnie patrzyła jak na kretyna.
      -Czy Ty się dobrze czujesz, ja z nimi tylko spokojnie rozmawiam, a ty o czym myślisz?! W ogóle co Ci do tego!- nie no pewnie co mi do tego, kokietuj sobie wszystkich moich kumpli, a złamane serca, to kto będzie potem leczył?
      -Słuchaj, zabrałem Cię tu tylko ze względu na wrodzoną głupotę mojego braciszka, więc radzę Ci nie przeciągać struny bo pierwszym lepszym samolotem, pociągiem, autobusem, czy co tam będzie pod ręką wrócisz do kraju!- krzyknąłem i jakaś kobiecina w służbowym uniformie, ze stertą papierów w rękach obdarzyła mnie niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
       -Ha ha tylko byś spróbował! Nie pamiętasz jaka była umowa?- spytała ta mała, przebrzydła żmija i jak gdyby nigdy nic poszła sobie do naszego genialnego trenera, który starał się zwołać wszystkich, żeby wpakowali się do tej latającej maszyny, ale wiecie jak to zawsze u nas jest, Kruczek się nigdy doprosić niczego nie może i w ten o to sposób tracimy zazwyczaj połowę naszego cennego czasu na jakieś nieporozumienia, czy poszukiwania któregoś geniusza, co trafić do nas nie umie, albo z zegarkiem styczności nigdy nie miał. Tak teraz owym geniuszem okazał się nasz Mustaf cudowny co bule zawsze oklepuje, a jak już czasem mu się uda odlecieć to znosi go gdzieś na reklamy i musi się ratować, żeby nie mieć z nimi bliskiego spotkania tylko wylądować jakimś krzywym telemarkiem. Co on się tylko z jednej nogi odbija czy jak? No nic oczywiście chętnych nie było żeby go szukać więc ja musiałem się pofatygować bo pewno idiota się gdzieś w kiblu zaciął, albo fanki moje podrywa. Przeszukałem wszystkie zakamarki, a tego nigdzie nie ma. No pewnie, nie dość, że jeden samolot się zepsuł to zaraz pilot drugiego straci cierpliwość i zostaniemy na tym lotnisku na wieki. 
Trudno, może Dawid stwierdził, że jednak odda swoje miejsce na Willingen i Soczi Klimkowi, co by się bardzo jego szanownemu tatusiowi spodobało i uciekł, stwierdziłem, że to nie mój problem i pobiegłem do tego samolotu, a tam afera. Trener coś krzyczy, że jak gdzieś pójdę to zawsze przepadnę, że od piętnastu minut tylko na mnie czekają i że jak tak dalej pójdzie to ja się z miejscem z olimpijskiej kadrze, na rzecz Klemensa pożegnam. No i świetnie, kretyn Kubacki siedzi w naszej prywatnej maszynie i szczerzy japę jak głupi, a Majka mu coś szczebiocze do ucha. Pewnie, Maciuś biega jak głupi, szuka go, żeby trener go czasem nie zostawił, a ten se bajeruje tą małpę... no i znowu wszystko na mnie. Wy się potem dziwicie, że się mało uśmiecham, a co mam robić jak tak się mnie tutaj traktuje!
      -Maciuś gdzie to się szwendasz? Zaraz się na prawdę na te kwalifikacje przez Ciebie spóźnimy.- pisnęła ta kretynka i uśmiechnęła się do mnie serdecznie żeby pokazać jakimi to jesteśmy zgodnymi kuzynami.
      -Dokładnie, słuchaj kuzynki Maciek! Ileż można na Ciebie czekać, zawsze się gdzieś włóczysz!- dodał Kruczek i ostatkiem sił powstrzymałem się, żeby jej i jemu przy okazji nie przywalić, ale jestem kulturalnym osobnikiem i nie warto robić przy wszystkich cyrku, lepiej załatwić to gdzieś, gdzie nikogo nie będzie, na spokojnie.

      Wylądowaliśmy na tym całym lotniku , a tam cyrków ciąg dalszy. Nasz geniusz do smarowania nart, Skrobot, co go chyba przyjęli ze zwykłego ludzkiego współczucie, bo on w życiu osiągnął tyle co nic, a za coś żyć musiał, zapomniał oczywiście smarów i kilku potrzebnych narzędzi i czekał w tej hali, żeby ogłosić to Łukaszowi i poprosić, żeby coś wymyślił bo tym busikiem, staruszkiem to w życiu by nie zdążyli nawet do konkursu. Oczywiście trener prawie się zagotował ze złości i chyba zaczęło do niego docierać, że zatrudnienie Skrobota to nie był zbyt fortunny pomysł, ale no z dwojga złego lepsze to, niż jak by miał dalej pobijać rekordy najkrótszych skoków ryzykując życiem i doprowadzając trenerów i kibiców i ogólnie wszystkich, którzy się akurat przypałętali, do zawału za każdym razem kiedy tylko usiadł na belce.
      Łukasz złapał tego pilota i poprosił, żeby zrobił jeszcze raz kurs tam i z powrotem na nasz koszt (no spróbowali by nam tylko kazać coś dopłacać do głupoty Skrobota), a my wpakowaliśmy się do busa i pojechaliśmy do hotelu. No i tam znowu oczywiście zamieszanie, bo poszedłem jak zawsze z Piotrkiem, żebyśmy pokój wspólny mieli, a tu trener krzyczy, że mam być z Majką, bo ona jest pierwszy raz i trzeba ją wprowadzić i nie pozwolić żeby się czuła samotna... No cudownie jeszcze tego brakuje! Oczywiście Dawid się zgłosił na pierwszego, żeby się nią zająć no, musiałem mu to wybić z głowy i zgodzić się... Oj jak ja się już nie mogę doczekać, aż do Soczi pojedziemy. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to Ewa będzie nam tam towarzyszyć i w końcu będę mógł z nią porozmawiać, bo chyba tylko jej mogę powiedzieć całą prawdę. Ona mi zawsze umie pomóc... zazdroszczę Kamilowi takiej żony...

Maja:

      Bardzo tu miło. Chłopcy mnie chyba polubili, dobrze mi się z nimi rozmawiało. Trener też mnie przyjął, można powiedzieć z otwartymi ramionami, tylko ten kretyn Maciek... Nie wiem, czegoś mu dosypię do śniadania, albo co, to go odeślą do domu, a Kubę, albo kogokolwiek innego wezmą na zastępstwo. Bo naprawdę wytrzymać się nie da. Rozmawiam sobie spokojnie z Jankiem, a ten tu wpada z aferą wielką, krzyczy coś, że wszyscy tu żonaci i dzieciaki mają i, że mam się odczepić. No zwariował, normalnie sobie porozmawiać nie można.  W ogóle co go to obchodzi? Do tego wszystkiego szanowny pan Kruczek umieścił mnie z nim w jednym pokoju. Ubzdurał sobie, że nie mogę być sama i lepiej żebym miała towarzystwo. No świetnie, a mnie to nikt o zdanie nie spyta! Chociaż może w nocy mu coś zrobię, prościej będzie...

      Mówiłam, że chłopcy są bardzo mili, ale zachowują się jak dzieci. No bo żeby lecieć po schodach do pokoju wrzeszcząc i tupiąc jak dzieciaki w podstawówce na przerwie... no normalne to to nie jest. Tylko jeden Kamil jak na mistrza świata przystało, szedł spokojnie z tyłu i debatował o czymś ostro z trenerem.  Banda wariatów... ale jak by atrakcji było mało okazało się, że w naszym świetnym, hotelowym pokoju... jest jedno dużo, małżeńskie łoże! Nie no na to to ja się za nic nie zgodzę. Ten debil Maniek, miał minę jakby cytrynę zjadł i tylko rzucił torbę na podłogę i wybiegł gdzieś, aż się za nim kurzyło. Pewno na skargę.

Kamil:

      Oj to się zapowiada miesiąc z wariatami. Kłócą się jeden z drugim jak zawsze, a ja potem muszę ich ratować przed trenerem. No cóż taki to już los lidera drużyny, jak to niektórzy o mnie mówią. Ja się tam żadnym liderem nie czuję, niby mam tam wyniki dosyć dobre, zostałem tym Mistrzem Świata na dużej skoczni, jestem drugi w klasyfikacji generalnej, dwadzieścia razy na podium byłem, no ale sam w drużynie nie jestem. Wszyscy trenują, wszyscy pracują, więc lidera jako lidera nie ma. No bo jak Adam skakał to można go było tak tytułować, bo niestety pozostali kadrowicze (w tym ja przez pewien czas) ledwo dostawali się do finałowej trzydziestki, a teraz Janek wygrał, Piotrek wygrał, Krzysiu wygrał, Maniek z Dawidem się gdzieś tam kręcą w okolicach pierwszej dziesiątki no i jak jednemu nie wyjdzie to drugi ratuje, więc lidera samotnego nie ma, a jest drużyna, w której jest siła! I to mi się podoba, tylko jak by oni czasem trochę pomyśleli. No bo w hotelu sami nie jesteśmy, ludzi pełno z różnych krajów, a Ci lezą po tych schodach całą ich szerokością, tak że jak ktoś by chciał zejść na dół to chyba musiał by ich przeskoczyć, a drą się przy tym niemiłosiernie. Pewnie, bo wszyscy muszą wiedzieć, że polska kadra przyjechała. 
      Ta Majka; Mańka kuzynka, biedna sama szła z tyłu, co ona sobie musiała pomyśleć o nich... że jakieś dzieciaki, a nie jak by nie było dorośli faceci. Swoją drogą coś z nią jest nie tak, Kot mówił, że przyjechała tutaj bo zbiera materiały do licencjatki, ale jakoś mi się to nie podoba... coś tu nie pasuję, trzeba będzie się bliżej przyjrzeć tej sprawie.
       Łukasz jak zwykle zdenerwowany bo znając życie i naszą kadrę zaraz ktoś przyjdzie do niego na skargę, bo wrzeszczą dalej, ale co ja mogę? Niech no tylko uda mi się zabrać Ewę do Soczi to może będzie chociaż trochę spokoju, bo ona to ma zbawienny wpływ na tych bezmózgów. Tylko martwią mnie trochę jej relacje z Maćkiem... oj chyba zaczynam być zazdrosny.

***