Ewa:
-No to Maniek mów co się dzieje.- ponagliłam siedzącego naprzeciw mnie bruneta.
-To jest... to jest tak pokręcone, że nie wiem od czego zacząć.- westchnął głęboko i podszedł do dużego okna za, którym rozciągał się ten słynny widok na góry, który Kamil tyle razy pokazywał mi przez skypa.
-Najlepiej od początku. Kim jest ta dziewczyna, którą przed chwilą widziałam z moim mężem? Bo to o nią chodzi, tak? Oni coś tego... razem?- spytałam z mieszanymi uczuciami. Mimo, że byłam pewna, że Kamil mnie nigdy nie zdradzi to po minie Macieja mogłam się wszystkiego spodziewać.
-Nie nie nie! Coś ty, to w ogóle nie oto chodzi...gdzież Kamil i Majka... nie...- znów westchnął i wrócił na poprzednio zajmowane krzesło.
-Maciuś...
-No dobra. Wszyscy myślą, że Maja jest moją kuzynką, bo Kuba tak przedstawił sytuację, a tak na prawdę namieszał i to strasznie i wysłał tu tą straszną dziewuchę, która mnie nie znosi i najbardziej by się cieszyła jakbym wypadł z progu prosto na bulę i się połamał. A jak by tego było mało to przyjechał tu za nią jakiś podejrzany typ, przez którego ona ciągle płacze i ostatnio musiałem ją przed nim bronić... czuję, że dopiero się zaczyna... i nie wiem co mam dalej zrobić. Wygadała się Kamilowi... on od początku coś podejrzewał... był świadkiem kilku dziwnych scen w naszym wykonaniu na przykład rozdzielił nas jak mało się nie pobiliśmy w nocy, tak że ona musiał mu powiedzieć, no i jestem pewien, że on to dla siebie zachowa, ale sama rozumiesz... jak ktoś inny się domyśli... się dowie, to będzie po mnie. Jak by tego było mało wszyscy próbują z nią romansować... nie wiem na prawdę nie wiem, urwę Kubie łeb!- zakończył i patrzył na mnie tym swoim niewinnym wzrokiem. Nie wiele z tego zrozumiałam, ale to co do mnie dotarło wprawiło mnie w osłupienie... że niby ta dziewczyna udaje kuzynkę Kota, a tak na prawdę go nienawidzi... i niby to wszystko przez Kubę... eh...
-Maciek, eee nie wiem co mam powiedzieć... czego oczekujesz? Mam z nią porozmawiać? Mam z Kamilem porozmawiać... jak Ci pomóc?- spytałam.
-Możesz pogadać z Mają... wybadać ją... bo my tak dłużej nie pociągniemy...
Maciek:
Nareszcie przyjechała Ewa. Mogłem się wygadać... wszystko jej opowiedzieć. Mam wielką nadzieję, że uda jej się coś wyciągnąć z Majki na temat tego faceta... w końcu to Ewa, a Ewa ma świetne podejście do ludzi, musi dać radę!
Po obiedzie pojechaliśmy z chłopakami na skocznie, na szybki trening, po którym miała odbyć się seria próbna no i konkurs. Zauważyłem, że Ewka się gdzieś wymknęła z Mają... czyli wzięła ją w obroty. Bardzo dobrze. Miałem nadzieję, że już wkrótce czegoś się dowiem.
Pod skocznią gromadzili się już kibice. Panował zwykły przed konkursowy gwar. Nagle zauważyłem tego faceta, który biegał za moją "kuzynką" i już miałem do niego podejść, kiedy mój brat pojawił się nie wiadomo skąd i chwycił mnie za ramię:
-Cześć stary! Jak tam z Mają? Żyjecie? Nikt nie ucierpiał do tej pory?- spytał.
-Wyobraź sobie, że jakimś cudem wszyscy są cali... ale mamy problem...- westchnąłem i opowiedziałem mu skrótowo o sytuacji z tym facetem. Po jego reakcji wywnioskowałem, że nie wie nic więcej ode mnie. Obiecał, że postara się porozmawiać z Majką i rozeszliśmy się w swoje strony; ja na skocznie, on od obsługi.
Kamil:
I tak jak myślałem Kot opowiedział Ewie historię Mai i moja żona, zniknęła gdzieś z tą dziewczyną i nawet nie zdążyliśmy porozmawiać przed wyjazdem na skocznie. W przerwach miedzy treningiem, serią próbną, a serią konkursową też nie mieliśmy chwili dla siebie. Więc chcąc czy nie chcąc ruszyłem w kierunku wyciągu. Dalej do mnie nie docierało, że mam już złoty medal i stoję przed niepowtarzalną szansą, żeby zaraz do niego dorzucić drugi.
I zaczęło się... świadomość, że Ewka jest gdzieś na dole i trzyma za mnie kciuki sprawiała, że denerwowałem się trochę mniej, ale łatwo nie było.
Widziałem, że Piotrkowi nie wyszło najlepiej... 118 metrów... no niestety nie nie trafił z formą na te igrzyska. Potem Maciek, wiem, że on mierzy wysoko i 126 metrów, które uzyskał stawiały go na dobrej drodze do dość dobrego wyniku. Po nich na belce usiadł się mój współlokator; Jan. No i co... nie zawiódł ! 128, 5 metra! Wiem, że stać go na jeszcze więcej.
Kiedy na starcie pojawił się Thomas Morgenstern zaczęła się jakaś czarna seria. Najpierw on dostał tak mocny podmuch wiatru, że wstrzymaliśmy wszyscy oddech. Ciągle przed oczyma mam ten jego wypadek z Kulm i wielki szacun za to, że zdążył przygotować się na igrzyska! Teraz na szczęście udało mu się uniknąć upadku, ale 122 metry nie dawały mu szans na awans do drugiej serii... szkoda, kto jak kto, ale on na to najbardziej zasłużył. Po nim zarówno Robert Kranjec jak Thomas Diethart i Andreas Wellinger nie popisali się i zajęli jakiś odległe pozycję.
Coraz większymi krokami zbliżała się moja kolej. Wielki Noriaki prowadził, przed niesamowitym ostatnimi czasy Severinem, a Peter po swoim skoku zajmował trzecie miejsce za nimi. Wiedziałem już, że muszę się bardzo postarać, żeby ich wyprzedzić. Poleciałem...
-139 metrów! Tyle co mistrz Kasai, ale Kamil ma mniej odjętych punktów i wydaje się, że będzie prowadził! Taaaakkkk! Kamil Stoch liderem!!!- krzyczał jakiś polski dziennikarz i podszedł, a raczej podbiegł mi pogratulować. Upewniłem się patrząc na tablicę wyników i poszedłem szukać mojej żony. Niby uśmiechnięta i szczęśliwa, ale w jej oczach zobaczyłem, że coś jest nie tak.
-Gratulacje, oby tak dalej!- powiedziała i rzuciła mi się na szyję -Później pogadamy...- dodała, widząc, ze chcę o coś zapytać i odeszła w kierunku trenerów.
Nie chciałem myśleć o czym pogadamy...
Druga seria, a emocje coraz większe. Nie wiem dlaczego, ale ze skoku na skok coraz bardziej się denerwowałem. Kiedy przechodziłem po raz enty przez naszą "poczekalnie" podeszła do mnie ostatnia osoba jakiej mogłem się spodziewać... Gregor Schlierenzauer.
-Zdaję sobie sprawę, że zawaliliśmy i prawdopodobnie nie wywieziemy stąd żadnego indywidualnego medalu, ale wiem na pewno, że ty to wygrasz! Jest moc stary! dasz radę!- powiedział i poklepał mnie po plecach. Szczerze powiedziawszy zdziwiło mnie to, bo mistrz Schlieri uchodził za takiego, co to po nieudanej próbie pokazywał swoje nerwy rzucając nartami i stukając się w czoło, a potem się gdzieś chował... no ale cóż... wychodzi na to, że na igrzyskach na prawdę dzieją się niespodziewane rzeczy...
Kilkanaście minut później Noriaki poszybował na ponad 133 metr i wiedziałem, że poprzeczka stoi cholernie wysoko. Usiadłem na belce, poprawiłem wiązanie, na sekundę przymknąłem oczy i odepchnąłem się... i klops... błąd na progu... byłem pewny, że wszystko jest już stracone, ale walczyłem do końca o odległość. Telemark i totalna plątanina w głowie... tablice z wynikami pokazywał, że uzyskałem o metr krótszą odległość od Japończyka. Zobaczyłem go kątem oka, stał przy bramce w towarzystwie kolegów z drużyny i przypuszczam, że denerwował się nie mniej ode mnie. W sumie pomyślałem, że jeżeli teraz przegrałem to i tak będzie super, bo to przecież wielki mistrz i podziwiam go za to co robi, za to że w takim wieku jest w stanie tak dobrze skakać!
Nawet nie wiem kiedy obok mnie pojawił się Jasiek z Maćkiem. Pogratulowali mi wygranej, ale tak na prawdę nie było jeszcze nic wiadomo. Sędziowie zdecydowanie za długo liczyli te punkty. I nagle na trybunach zapanował wielki hałas, a ja byłem niesiony na barkach moich kolegów. Nawet nie zdążyłem spojrzeć na wyniki. To było coś niewiarygodnego! Nie wierzyłem. Chłopcy postawili mnie na śniegu i podbiegł do mnie Noriaki. Pogratulowaliśmy sobie, potem przyszedł Peter i inni, aż w końcu dane mi było wpaść w objęcia żony.
Jedno jest pewne... długo do mnie nie dotrze co się stało... najpierw Zbyszek Bródka, potem ja... ten dzień na pewno pozostanie na zawsze w pamięci wszystkich polskich kibiców i nas...
Maja:
Poznałam tą całą Ewę; żonę Kamila i naprawdę nie wiem co w tej kobiecie jest takiego, że jedna poważna rozmowa z nią i to jeszcze na pewno zaaranżowana przez jaśnie genialnego przemądrzałego pana Kocura sprawiła, że coś we mnie pękło i zdałam sobie sprawę, ze moje kretyńskie podejście do życia nic dobrego nikomu, a tym bardziej mnie nie przyniesie. Nie znaczy, to że zostanę nagle przyjaciółką mojego "kuzyna" i nie zmieni to tego, że go nie znoszę, ale uświadomiłam sobie, że to wszystko nie miało tak wyglądać.
Nie wiem co na to wpłynęło, ale opowiedziałam Ewie wszytko... o Igorze... o mojej przeszłość, dobrze mi to zrobiło. Nie dziwię się, że Kamil mając przy sobie taką kobietę, został podwójnym mistrzem olimpijskim i jest na najlepszej drodze do zdobycia Pucharu Świata!
Maciek:
Eh nie udało mi się... Kamil wygrał, no i świetnie, super... to jest na prawdę wielki wyczyn, ale mi się nie udało. Pewno wszyscy powiedzą, że dwunaste miejsce w debiucie olimpijskim to świetny wynik, ale miałem być w czołowej dziesiątce, takie było założenie, więc nie mam się z czego cieszyć...
Wróciłem do hotelu bardzo późno, w dobrym nastroju, ale jednak z małym niedosytem. Wziąłem szybki prysznic i kiedy wróciłem do pokoju Piotrka jeszcze nie było. Nie miałem pojęcia, gdzie on mógł się podziewać, ale średnio mnie to obchodziło. Już miałem wskoczyć pod tą piękną, kolorową kołdrę, kiedy do sypialni wbiegła zapłakana Maja, a za nią nie mniej wzburzona Ewa. Moja kuzynka dość nieoczekiwanie uwiesiła mi się na szyi, a żona Kamila, zamknęła drzwi i usiadła obok nas. Nie miałem pojęcia co się znowu stało, ale czułem, że zaraz się dowiem.
-No powiedz mu... Maja tak nie może być... powiedz mu, Maniek na pewno zrozumie...- szepnęła blondynka i pogładziła po ramieniu zdezorientowaną brunetkę.
-Powiecie mi co się stało?!- nie wytrzymałem i potrząsnąłem delikatnie Mają.
-Bo... bo ja... ja Ci muszę to wszystko wyjaśnić...- załkała i wtuliła się w ramiona Ewy.
-To może ja was zostawię...- zaproponowała blondynka, ale moja "kuzynka" gwałtownie zaprotestowała.
-Słucham...- zachęciłem
-No bo ten chłopak... Igor... on jest moim... moim znajomym z domu dziecka...byliśmy kiedyś razem... ale jak poznałam... twojego brata, zrozumiałem, że Igor... jest zły... że nie nie powinnam się w to pakować i go zostawiłam... ale on nie chciał odpuścić... groził mi...łaził za mną... pobił mnie kilka razy...i... przyjechał tu... Maciek to już nie chodzi o mnie... zrobi mi coś, trudno, ale on chyba myśli, że my jesteśmy razem i... groził, że coś Ci zrobi!- wyrzuciła z siebie i ukryła twarz w dłoniach.
Maja... dom dziecka... Igor... pobicia... my razem! Nie mogłem w to uwierzyć. W pierwszym momencie miałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że pewno było by jej na rękę, jak by coś mi zrobił i że ma się stąd wynieść razem z nim, ale jedno spojrzenie Ewy wystarczyło, żebym odrzucił te myśli i jakoś jej pomógł.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wszystkiego wcześniej...?- zapytałem, chociaż dobrze znałem odpowiedź.
-Maniek...- westchnęła.
-Ok. Po pierwsze możesz być pewna, że on nic nie zrobi, ani Tobie, ani mi! Nie musisz się bać! A po drugie, żebyśmy nie musieli sobie niepotrzebnie utrudniać życie, obiecaj, że przestaniemy ze sobą walczyć i zaczniemy się traktować jak normalni ludzie...- odparłem sam się sobie dziwiąc. W odpowiedzi Maja kiwnęła twierdząco głową i ponownie się do mnie przytuliła...
***
No i Kamil ma Kryształową Kulę!:D Nasz Mistrz!!! Ale szkoda, że sezon się kończy:(
Pozdrawiam :*