Maja:
Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że Maciek przechodził tamtędy, akurat w tym momencie i uwolnił mnie od Igora, ale z drugiej strony czuję, że on mi teraz nie da spokoju i będzie drążył. Na pewno mu nie powiem prawdy! On się nigdy nie może dowiedzieć, nikt się nie może dowiedzieć... w sumie tylko Asia wie, jak było. Do tego teraz nie dość, że ten psychopata się na mnie uwziął, to może chcieć coś zrobić Mańkowi... ale w sumie co mi tam...jak by go Igor trochę pokiereszował to, nie miał by już takiej pięknej buźki....Boję się tylko, że Maciek powie Kubie, a potem to już prosta droga do wyjawienia całej prawdy, bo wiem jak Kuba działa na Aśkę i wiem, że ona mu zawsze o wszystkim mówi. Ah cholera trzeba coś wymyślić...
Maciek:
Wróciliśmy do hotelu i Majka od razu pobiegła do swojego pokoju. Nic mi nie wytłumaczyła, nie chciała rozmawiać. W sumie patrząc na nasze relacje nie powinno mnie to obchodzić i nie powinienem się w to mieszać, ale kiedy zobaczyłem ją tam, taką bezbronną i tego facet, który ją bił coś we mnie pękło i nie mogę, nie umiem tego tak zostawić...Postanowiłem, że nie powiem nikomu o tym, dopóki nie dowiem się co to był za typ i co Majka ma z nim wspólnego.
***
I przyszedł czas na pierwszy konkurs. Czułem, że będzie dobrze. W kwalifikacjach byłem piąty, więc wystarczyło skoczyć podobnie w konkursie i mogło być dobrze, albo i bardzo dobrze. Kto wie? Mama do mnie dzwoniła, chciała się spotkać przed pierwszą serią, ale stwierdziłem, że nie chce się rozpraszać. Doskonale zdaję sobie sprawę, że wszystko zależy od głowy i mogę być w świetnej formie, ale jeżeli nie skupię się tylko i wyłącznie na skoku to nic nie osiągnę. Dlatego starałem się też nie myśleć o Majce i tajemniczym mężczyźnie, ale nie było to najłatwiejsze. Wprawdzie dziewczyna trzymała się cały czas Grześka i Kacpra, ale jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że ten typ gdzieś jest i nas obserwuje. Na szczęście kiedy tylko usiadłem na belce startowej wszystkie myśli związane z moją "kuzynką" odpłynęły i skupiłem się tylko na tym, żeby dobrze skoczyć i udało się. 101,5 metra dawało mi miejsce w pierwszej dziesiątce, ale cholera mogło być lepiej. Odpiąłem narty i poszedłem w kierunku reszty drużyny, kątem oka zobaczyłem mamę z ciotką, które stały w pierwszym rzędzie z wielkim transparentem z moją podobizną i ochoczo mi machały. Odwzajemniłem gest i podszedłem do Grześka, któremu Łukasz już przekazał jakieś uwagi na temat mojego skoku. Cierpliwie wysłuchałem co asystent trenera ma do powiedzenia i odszedłem w kierunku domku skoczków, rozglądając się w poszukiwaniu Majki.
-Mustaf!!!- krzyknąłem i podbiegłem do nieco przygnębionego blondyna - Majki nigdzie nie widziałeś? -A co Maniuś kuzynkę zgubiłeś?- zaśmiał się.
-Wyobraź sobie, że właśnie skakałem i nie bylem w stanie kontrolować jej położenia z belki startowej!- odparłem nerwowo, no bo co mi kretyn będzie tu żartował, jak o ważne sprawy chodzi!
-No dobrze, spokojnie, ja tylko zapytałem...- udał obrażonego.
-Dawid do cholery! Widziałeś Maję czy nie?- to na prawdę takie trudne odpowiedzieć, prosto, logicznie i na temat bez zbędnych komentarzy i dopowiedzeń?
-Widziałem, jakieś dziesięć minut temu, albo i mniej szła z jakimś fagasem w tamtym kierunku.- odparł i wskazał ręką domki różnych reprezentacji. Otworzyłem szeroko oczy...
-Jakim facetem?!- spytałem pełen najgorszych uczuć.
-Nie wiem, nie znam go... ale chyba polak i chyba się znali...
-Jak wyglądał?
-Maniuś ogarnij się, przecież Twoje kuzynka jest dorosła i nie musisz jej niańczyć.- Kubacki się zaśmiał, a ja miałem ochotę mu w tym momencie przyłożyć.
-Mustaf gadaj jak wyglądał ten facet?!
-No dobra dobra... wysoki, ciemne włosy... nie wiem nie przyglądałem się za bardzo, ale chyba miał czerwoną czapkę...- odparł po dłuższym zastanowieniu i nogi się pode mną ugięły... wszystko się zgadzało... mimo, że wtedy pod hotelem było ciemno to mógłbym przysiąc, że facet był szatynem i na dodatek miał jakieś dziwaczne nakrycie głowy... możliwe, że czerwoną!
Zostawiłem zdziwionego Dawida i pobiegłem we wskazanym wcześniej przez niego kierunku. Przecież ten facet mógł jej coś zrobić, nie było chwili do stracenia. Już miałem wchodzić do domku oznaczonego biało- czerwoną flagą, kiedy zauważyłem skuloną postać pod drzewem. Bez trudu rozpoznałem w niej Majkę. Podszedłem i ukucnąłem obok, kładąc dłoń na jej ramieniu. Maja płakała, cała się trzęsła...
-Hej...co się stało...?- zapytałem niepewnie, ale odpowiedzi nie usłyszałem.- To ten typ, prawda? Zrobił Ci coś?
-Maciek do cholery, nie musisz się nad mną litować! Nic mi nie jest!- krzyknęła i niespodziewanie zerwała się na równe nogi, przewracając mnie.
-Maja czekaj!- dogoniłem ją bez trudu - Nie lituję się nad Tobą! Jesteś tu jakby nie było, pod moją opieką i nie chcę żeby coś Ci się stało. Więc daj sobie pomóc, powiedz co się dzieje...- poprosiłem spokojnie.
-Maniek... idź, skacz jeżeli już tu przyjechałeś. O ile się nie mylę, właśnie Kamil siada na belce, więc proszę idź mu kibicuj i nie myśl o mnie...- odparła spokojnie i odeszła. Nie próbowałem jej gonić, wiedziałem, że to w tym momencie nie ma żadnego sensu, zobaczyłem to w jej oczach, miałem tylko nadzieję, że nie natknie się już tego wieczoru na tego typa... Kamil przeszedł samego siebie! 105, 5 metra i do tego w tak pięknym stylu! Na prawdę można by się od niego uczyć, nie wiem czy jest drugi taki skoczek, który ma tak idealną sylwetkę w locie! Na tym etapie rywalizacji był bezapelacyjnym liderem z przewagą 6,5 punktu nad drugim Bardalem, co na normalnej skoczni było miażdżącą przewagą, praktycznie nie możliwą do roztrwonienia. Czyżbyśmy mieli po czterdziestu latach kolejnego mistrza olimpijskiego w skokach?Moje siódme miejsce też nie było złe, plan minimum zrealizowany, ale liczyłem na więcej... mój medal był nadal realny...nie zostało nic innego jak walczyć w drugiej serii o awans w górę!Mai nadal nie było, nie miałem jednak czasu o tym myśleć, gdyż trzeba było powoli uciekać w kierunku wyciągu.
Kamil:
Widziałem, że od czasu pierwszego treningu na normalnej skoczni, między Majką, a Mańkiem jest jakieś dziwne napięcie. Nie wiem co się stało, ale czuję, że coś się zmieniło. Wiedziałem już, że trzeba to w końcu wyjaśnić i szczerze z naszym Maciejem- gwiazdorem porozmawiać, ale postanowiłem się tym zająć po konkursie. Teraz trzeba było oddać tylko drugi ponad stu metrowy skok i pokazać reszcie kto tu rządzi!Na belce siadał właśnie Peter Prevc, wiedziałem jaki jest chętny, żeby ze mną wygrać, wpatrywałem się w tabelę z wynikami oczekując co też ciekawego pokaże... no i boroczek nawet do setnego metra nie doleciał. Po nim na belce pojawił się Anders. Też nie zachwycił skacząc jeszcze krócej niż Słoweniec i ostatecznie z nim przegrywając, ale medal już miał! No i przyszła kolej na mnie... starałem się nie myśleć ile osób teraz mnie obserwuje i czeka, aż wygram, a ile chce żebym dał wygrać Peterowi. Nie czułem nerwów... właściwie nic nie czułem... tylko odepchnąłem się od belki i pojechałem... odwrotu już nie było. Odbicie... troszkę spóźnione... i lot... jakże wspaniałe uczucie... ale niestety krótkie. Zbliżałem się do zeskoku i uderzyłem nartami o miękki śnieg robiąc w miarę zgrabny telemark. Wiedziałem... w tym momencie byłem prawie pewien, że osiągnąłem to o czym marzyłem od małego. Złoty medal olimpijski był mój, a jedynka, która wyskoczyła obok mojego nazwiska tylko to potwierdziła... a potem była już tylko radość...
Maciek:
Zepsułem trochę drugi skok. Cholera, sprawa z Majką mnie rozproszyła i nie byłem w stanie skoczyć dalej, ale wyciągnąłem z tego skoku co się da i udało mi się obronić to siódme miejsce... no plan minimum zrealizowany.
Na górze został tylko Kamil i byłem pewny, że on to wygra! Nie mogło być inaczej, nikt z nas nawet nie brał pod uwagę innej opcji. Obok mnie stał Janek i mocno trzymał kciuki. Wiedziałem ja bardzo chciał, żeby jego najlepszy przyjaciel zdobył ten medal. Klepnąłem go delikatnie w plecy i spojrzeliśmy na rozbieg, z którego Stoch się właśnie wybijał i poleciał... miałem wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nawet Majka nagle nie wiadomo skąd znalazła się obok nas i z nadzieją wpatrywała się w wielki telebim po lewej.103,5 metra i nie mogło być inaczej! MAMY MISTRZA OLIMPIJSKIEGO! Ludzie oszaleli z radości. Dawid rzucił się mojej "kuzynce" na szyję, Grzesiek z Kacprem zaczęli gwizdać i coś śpiewać, Klimowski machał rękami jak oszalały, a Janek pociągnął mnie za rękaw i po chwili byliśmy już obok Kamil, który nawet nie zdążył odpiąć nart. Ziobro rzucił mu się na szyję, mało go nie przewracając i razem wzięliśmy go na nasze ramiona, robiąc rundkę w koło. Należało mu się... był najlepszy... był bezapelacyjnym mistrzem! To było coś niesamowitego, ale jednak nie byłem do końca usatysfakcjonowany... tak nie wiele brakowało, a mogłem jutro razem z Kamilem stać na podium... eh... Postawiliśmy Stocha na śniegu i usunęliśmy się na bok, żeby mógł przyjąć gratulacje od innych...
***
Do hotelu dotarliśmy grubo po północy. Wszystkie kontrole, wywiady, dekoracja kwiatowa itp. trwały strasznie długo, ale mimo zmęczenia i świadomości, że przed nami jeszcze dwa konkursy, wiedzieliśmy, że prędko nie zaśniemy. Tyle emocji... eh co to był za wieczór! Największym prezentem było przywitanie w hotelu. Koledzy z kombinacji norweskiej na prawdę się postarali i przygotowali nam specjalny transparent ( kij z tym, że zużyli do tego hotelowe prześcieradło), zawierający gratulacje i pozwolenie dla nas, że możemy być tak głośno jak chcemy ( z czego naturalnie mieliśmy zamiar skorzystać). Potem usiedliśmy razem w pokoju Kamila, porozmawialiśmy trochę, powspominaliśmy. Ku mojemu zaskoczeniu, Maja ciągle nam towarzyszyła i zachowywała się jak by nic się nie stało... stwierdziłem, że nie będę psuł atmosfery i wiercił jej dziury w brzuchu, ale zostawić tak tego nie mogłem.
Maja:
Że też Igor przylazł na ten konkurs... i że Maciek znowu był świadkiem mojej chwili słabości... Nie mam pojęcia co dalej mam z tym zrobić. Groził mi... powiedział, że nigdy mi nie odpuści i Maćkowi też... nie wiem już nie wiem... może powinnam z nim porozmawiać... ostrzec go... ale w sumie co mnie obchodzi jego los... a może coś obchodzi...
***
Kamil wygrał! Wiedziałam, nasz mistrz! W przypływie emocji rzuciłam się Maćkowi na szyje, ale szybko pożałowałam tego kroku. Przecież jak by nie było to mój wróg i przebywanie z nim w jednym miejscu nie jest szczytem moich marzeń...Po powrocie do hotelu, chłopcy się ciszyli i świętowali, więc nawet jak bym chciała to bym nie zasnęła. Siedziałam z nimi i pierwszy raz od początku mojego pobytu w kadrze poczułam, że jest mi tu dobrze. Że skoczkowie są mega pozytywni i można z nimi naprawdę świetnie spędzić czas...
***
Eh szkoda, że Kamil stracił żółtą koszulkę, ale jeszcze zostało sporo konkursów i miejmy nadzieje, że sytuacja się szybko zmieni:)
I bardzo przepraszam za wszystkie błędy, których mogłam nie zauważyć:)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!!!