czwartek, 27 lutego 2014

5.... a potem była już tylko radość...

Maja:      

     Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że Maciek przechodził tamtędy, akurat w tym momencie i uwolnił mnie od Igora, ale z drugiej strony czuję, że on mi teraz nie da spokoju i będzie drążył. Na pewno mu nie powiem prawdy! On się nigdy nie może dowiedzieć, nikt się nie może dowiedzieć... w sumie tylko Asia wie, jak było. Do tego teraz nie dość, że ten psychopata się na mnie uwziął, to może chcieć coś zrobić Mańkowi... ale w sumie co mi tam...jak by go Igor trochę pokiereszował to, nie miał by już takiej pięknej buźki....Boję się tylko, że Maciek powie Kubie, a potem to już prosta droga do wyjawienia całej prawdy, bo wiem jak Kuba działa na Aśkę i wiem, że ona mu zawsze o wszystkim mówi. Ah cholera trzeba coś wymyślić...

Maciek:           

     Wróciliśmy do hotelu i Majka od razu pobiegła do swojego pokoju. Nic mi nie wytłumaczyła, nie chciała rozmawiać. W sumie patrząc na nasze relacje nie powinno mnie to obchodzić i nie powinienem się w to mieszać, ale kiedy zobaczyłem ją tam, taką bezbronną i tego facet, który ją bił coś we mnie pękło i nie mogę, nie umiem tego tak zostawić...Postanowiłem, że nie powiem nikomu o tym, dopóki nie dowiem się co to był za typ i co Majka ma z nim wspólnego. 
***            

     I przyszedł czas na pierwszy konkurs. Czułem, że będzie dobrze. W kwalifikacjach byłem piąty, więc wystarczyło skoczyć podobnie w konkursie i mogło być dobrze, albo i bardzo dobrze. Kto wie? Mama do mnie dzwoniła, chciała się spotkać przed pierwszą serią, ale stwierdziłem, że nie chce się rozpraszać. Doskonale zdaję sobie sprawę, że wszystko zależy od głowy i mogę być w świetnej formie, ale jeżeli nie skupię się tylko i wyłącznie na skoku to nic nie osiągnę. Dlatego starałem się też nie myśleć o Majce i tajemniczym mężczyźnie, ale nie było to najłatwiejsze. Wprawdzie dziewczyna trzymała się cały czas Grześka i Kacpra, ale jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że ten typ gdzieś jest i nas obserwuje. Na szczęście kiedy tylko usiadłem na belce startowej wszystkie myśli związane z moją "kuzynką" odpłynęły i skupiłem się tylko na tym, żeby dobrze skoczyć i udało się. 101,5 metra dawało mi miejsce w pierwszej dziesiątce, ale cholera mogło być lepiej. Odpiąłem narty i poszedłem w kierunku reszty drużyny, kątem oka zobaczyłem mamę z ciotką, które stały w pierwszym rzędzie z wielkim transparentem z moją podobizną i ochoczo mi machały. Odwzajemniłem gest i podszedłem do Grześka, któremu Łukasz już przekazał jakieś uwagi na temat mojego skoku. Cierpliwie wysłuchałem co asystent trenera ma do powiedzenia i odszedłem w kierunku domku skoczków, rozglądając się w poszukiwaniu Majki.      
       -Mustaf!!!- krzyknąłem i podbiegłem do nieco przygnębionego blondyna - Majki nigdzie nie widziałeś?         -A co Maniuś kuzynkę zgubiłeś?- zaśmiał się.      
      -Wyobraź sobie, że właśnie skakałem i nie bylem w stanie kontrolować jej położenia z belki startowej!- odparłem nerwowo, no bo co mi kretyn będzie tu żartował, jak o ważne sprawy chodzi!      
      -No dobrze, spokojnie, ja tylko zapytałem...- udał obrażonego.     
       -Dawid do cholery! Widziałeś Maję czy nie?- to na prawdę takie trudne odpowiedzieć, prosto, logicznie i na temat bez zbędnych komentarzy i dopowiedzeń?      
      -Widziałem, jakieś dziesięć minut temu, albo i mniej szła z jakimś fagasem w tamtym kierunku.- odparł i wskazał ręką domki różnych reprezentacji. Otworzyłem szeroko oczy...      
      -Jakim facetem?!- spytałem pełen najgorszych uczuć.      
      -Nie wiem, nie znam go... ale chyba polak i chyba się znali...      
      -Jak wyglądał?      
      -Maniuś ogarnij się, przecież Twoje kuzynka jest dorosła i nie musisz jej niańczyć.- Kubacki się zaśmiał, a ja miałem ochotę mu w tym momencie przyłożyć.     
      -Mustaf gadaj jak wyglądał ten facet?!      
      -No dobra dobra... wysoki, ciemne włosy... nie wiem nie przyglądałem się za bardzo, ale chyba miał czerwoną czapkę...- odparł po dłuższym zastanowieniu i nogi się pode mną ugięły... wszystko się zgadzało... mimo, że wtedy pod hotelem było ciemno to mógłbym przysiąc, że facet był szatynem i na dodatek miał jakieś dziwaczne nakrycie głowy... możliwe, że czerwoną!
Zostawiłem zdziwionego Dawida i pobiegłem we wskazanym wcześniej przez niego kierunku. Przecież ten facet mógł jej coś zrobić, nie było chwili do stracenia. Już miałem wchodzić do domku oznaczonego biało- czerwoną flagą, kiedy zauważyłem skuloną postać pod drzewem. Bez trudu rozpoznałem w niej Majkę. Podszedłem i ukucnąłem obok, kładąc dłoń na jej ramieniu. Maja płakała, cała się trzęsła...      
     -Hej...co się stało...?- zapytałem niepewnie, ale odpowiedzi nie usłyszałem.- To ten typ, prawda? Zrobił Ci coś?      
     -Maciek do cholery, nie musisz się nad mną litować! Nic mi nie jest!- krzyknęła i niespodziewanie zerwała się na równe nogi, przewracając mnie.      
     -Maja czekaj!- dogoniłem ją bez trudu - Nie lituję się nad Tobą! Jesteś tu jakby nie było, pod moją opieką i nie chcę żeby coś Ci się stało. Więc daj sobie pomóc, powiedz co się dzieje...- poprosiłem spokojnie.    
     -Maniek... idź, skacz jeżeli już tu przyjechałeś. O ile się nie mylę, właśnie Kamil siada na belce, więc proszę idź mu kibicuj i nie myśl o mnie...- odparła spokojnie i odeszła. Nie próbowałem jej gonić, wiedziałem, że to w tym momencie nie ma żadnego sensu, zobaczyłem to w jej oczach, miałem tylko nadzieję, że nie natknie się już tego wieczoru na tego typa...          Kamil przeszedł samego siebie! 105, 5 metra i do tego w tak pięknym stylu! Na prawdę można by się od niego uczyć, nie wiem czy jest drugi taki skoczek, który ma tak idealną sylwetkę w locie! Na tym etapie rywalizacji był bezapelacyjnym liderem z przewagą 6,5 punktu nad drugim Bardalem, co na normalnej skoczni było miażdżącą przewagą, praktycznie nie możliwą do roztrwonienia. Czyżbyśmy mieli po czterdziestu latach kolejnego mistrza olimpijskiego w skokach?Moje siódme miejsce też nie było złe, plan minimum zrealizowany, ale liczyłem na więcej... mój medal był nadal realny...nie zostało nic innego jak walczyć w drugiej serii o awans w górę!Mai nadal nie było, nie miałem jednak czasu o tym myśleć, gdyż trzeba było powoli uciekać w kierunku wyciągu.

Kamil:           

     Widziałem, że od czasu pierwszego treningu na normalnej skoczni, między Majką, a Mańkiem jest jakieś dziwne napięcie. Nie wiem co się stało, ale czuję, że coś się zmieniło. Wiedziałem już, że trzeba to w końcu wyjaśnić i szczerze z naszym Maciejem- gwiazdorem porozmawiać, ale postanowiłem się tym zająć po konkursie. Teraz trzeba było oddać tylko drugi ponad stu metrowy skok i pokazać reszcie kto tu rządzi!Na belce siadał właśnie Peter Prevc, wiedziałem jaki jest chętny, żeby ze mną wygrać, wpatrywałem się w tabelę z wynikami oczekując co też ciekawego pokaże... no i boroczek nawet do setnego metra nie doleciał. Po nim na belce pojawił się Anders. Też nie zachwycił skacząc jeszcze krócej niż Słoweniec i ostatecznie z nim przegrywając, ale medal już miał! No i przyszła kolej na mnie... starałem się nie myśleć ile osób teraz mnie obserwuje i czeka, aż wygram, a ile chce żebym dał wygrać Peterowi. Nie czułem nerwów... właściwie nic nie czułem... tylko odepchnąłem się od belki i pojechałem... odwrotu już nie było. Odbicie... troszkę spóźnione... i lot... jakże wspaniałe uczucie... ale niestety krótkie. Zbliżałem się do zeskoku i uderzyłem nartami o miękki śnieg robiąc w miarę zgrabny telemark. Wiedziałem... w tym momencie byłem prawie pewien, że osiągnąłem to o czym marzyłem od małego. Złoty medal olimpijski był mój, a jedynka, która wyskoczyła obok mojego nazwiska tylko to potwierdziła... a potem była już tylko radość...

Maciek:       

     Zepsułem trochę drugi skok. Cholera, sprawa z Majką mnie rozproszyła i nie byłem w stanie skoczyć dalej, ale wyciągnąłem z tego skoku co się da i udało mi się obronić to siódme miejsce... no plan minimum zrealizowany.
      Na górze został tylko Kamil i byłem pewny, że on to wygra! Nie mogło być inaczej, nikt z nas nawet nie brał pod uwagę innej opcji. Obok mnie stał Janek i mocno trzymał kciuki. Wiedziałem ja bardzo chciał, żeby jego najlepszy przyjaciel zdobył ten medal. Klepnąłem go delikatnie w plecy i spojrzeliśmy na rozbieg, z którego Stoch się właśnie wybijał i poleciał... miałem wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nawet Majka nagle nie wiadomo skąd znalazła się obok nas i z nadzieją wpatrywała się w wielki telebim po lewej.103,5 metra i nie mogło być inaczej! MAMY MISTRZA OLIMPIJSKIEGO! Ludzie oszaleli z radości. Dawid rzucił się mojej "kuzynce" na szyję, Grzesiek z Kacprem zaczęli gwizdać i coś śpiewać, Klimowski machał rękami jak oszalały, a Janek pociągnął mnie za rękaw i po chwili byliśmy już obok Kamil, który nawet nie zdążył odpiąć nart. Ziobro rzucił mu się na szyję, mało go nie przewracając i razem wzięliśmy go na nasze ramiona, robiąc rundkę w koło. Należało mu się... był najlepszy... był bezapelacyjnym mistrzem!     To było coś niesamowitego, ale jednak nie byłem do końca usatysfakcjonowany... tak nie wiele brakowało, a mogłem jutro razem z Kamilem stać na podium... eh... Postawiliśmy Stocha na śniegu i usunęliśmy się na bok, żeby mógł przyjąć gratulacje od innych...
***       
    Do hotelu dotarliśmy grubo po północy. Wszystkie kontrole, wywiady, dekoracja kwiatowa itp. trwały strasznie długo, ale mimo zmęczenia i świadomości, że przed nami jeszcze dwa konkursy, wiedzieliśmy, że prędko nie zaśniemy. Tyle emocji... eh co to był za wieczór! Największym prezentem było przywitanie w hotelu. Koledzy z kombinacji norweskiej na prawdę się postarali i przygotowali nam specjalny transparent ( kij z tym, że zużyli do tego hotelowe prześcieradło), zawierający gratulacje i pozwolenie dla nas, że możemy być tak głośno jak chcemy ( z czego naturalnie mieliśmy zamiar skorzystać). Potem usiedliśmy razem w pokoju Kamila, porozmawialiśmy trochę, powspominaliśmy. Ku mojemu zaskoczeniu, Maja ciągle nam towarzyszyła i zachowywała się jak by nic się nie stało... stwierdziłem, że nie będę psuł atmosfery i wiercił jej dziury w brzuchu, ale zostawić tak tego nie mogłem.

Maja:      

     Że też Igor przylazł na ten konkurs... i że Maciek znowu był świadkiem mojej chwili słabości... Nie mam pojęcia co dalej mam z tym zrobić. Groził mi... powiedział, że nigdy mi nie odpuści i Maćkowi też... nie wiem już nie wiem... może powinnam z nim porozmawiać... ostrzec go... ale w sumie co mnie obchodzi jego los... a może coś obchodzi...

***   
     Kamil wygrał! Wiedziałam, nasz mistrz! W przypływie emocji rzuciłam się Maćkowi na szyje, ale szybko pożałowałam tego kroku. Przecież jak by nie było to mój wróg i przebywanie z nim w jednym miejscu nie jest szczytem moich marzeń...Po powrocie do hotelu, chłopcy się ciszyli i świętowali, więc nawet jak bym chciała to bym nie zasnęła. Siedziałam z nimi i pierwszy raz od początku mojego pobytu w kadrze poczułam, że jest mi tu dobrze. Że skoczkowie są mega pozytywni i można z nimi naprawdę świetnie spędzić czas...
***

Eh szkoda, że Kamil stracił żółtą koszulkę, ale jeszcze zostało sporo konkursów i miejmy nadzieje, że sytuacja się szybko zmieni:)

I bardzo przepraszam za wszystkie błędy, których mogłam nie zauważyć:)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!!!

środa, 19 lutego 2014

4. Całe życie z wariatami...

     Maciek:

      I Kamil znowu pomógł. Zgodził się żebym następne dwie noce spędził w ich pokoju. Nie wypytywał jak to jest ze mną i Mają, ale wiem że miał na to wielką ochotę. Moja "kuzynka" bardzo się ucieszyła, że ją opuszczam. Niby mi pogratulowała wyniku, ale czuję, że coś tu jest nie tak... oh ja biedny, czemu to trafiło na mnie?!
     Następny konkurs nie wyszedł mi najlepiej, cholerne 16 miejsce... ale Kamil wygrał! I tak jak mówiłem przegonił Prevcika! Znów mamy lidera!

     Spakowałem wszystkie moje rzeczy i zataszczyłem walizki do busa. Oczywiście zamieszanie, bo co... mistrz nasz Pietrek paszport zgubił. Przeszukaliśmy cały ich pokój, torby, szafki, łóżka, wszystkie szpary i zakamarki za meblami i nic. Myślałem, że go zatłukę no bo jak można paszport zgubić?! Jestem przekonany, że jak byśmy mieli razem pokój to nie było by takich problemów. Ja go zawsze jakoś uspakajałem, ogarniałem, a on mnie rozśmieszał, taki to był nasz duet, idealny, zgrany, przyjaciele na skoczni i po za nią!
Z uwagi na to, że czasu do wyjazdu na lotnisko było coraz mniej, trener prawie chodził po ścianach ze zdenerwowania. Wszyscy bez wyjątku zaangażowali się w poszukiwania paszportu, nawet Maja, ale jestem przekonany, że gdyby to chodziło o moją zgubę (do czego by oczywiście nigdy nie doszło) to w życiu by nie pomogła tylko by się cieszyła, że nigdzie nie pojadę...
     -Maniuś no, ty jesteś taki mądry... no Maniek, Maniek gdzieżem ja mógł to wsadzić?- mruczał Wiewiór.
     -Piotrek mnie pytasz?! Weź się ogarnij bo się przez Ciebie spóźnimy!- krzyknąłem bo to już na prawdę była przesada, co on wyrzucił ten dokument do kosza, czy gdzieś utopił, czy w swoim roztargnieniu fanom na pamiątkę dał... no to by było bardzo prawdopodobne.
Po raz setny starannie i dokładnie przeglądałem rzeczy w jego plecaku, bo a nóż się gdzieś zapodział i to przeoczyłem, kiedy Janek krzyknął tak głośno, że odruchowo uderzyłem bolącą już głową w drzwi od szafki, chcą sprawdzić co Ziobrze się tym razem działo. Ah biedny ja i biedna moja rozwalona głowa... sto światów z nimi wszystkimi.
     -Mam! Mam! Mam!- krzyczał Janek i wymachiwał mi przed oczami paszportem Piotrka. -W dawidowej torbie był!- wrzasnął dumny z siebie. No tak oczywiście, że tez nie wpadłem na to, ze kretyn Kubacki pozbierał co nie jego... to jego druga wada, zaraz po tym nocnym życiu. Pakuje się szybko i byle jak biorąc czasem nie swoje rzeczy. Kiedyś podczas jakiegoś zgrupowania musiałem z nim mieszkać bo Piotrka dzieciaki coś się pochorowały i musiał z nimi zostać no i zgarnął mój telefon. Kiedy już zacząłem godzić się z tym, że gdzieś go zgubiłem, oświadczył, że coś mu dzwoni w plecaku. No cóż... całe życie z wariatami...
Zabrałem mu ten dokument i poszedłem szukać chłopaków, którzy prawdopodobnie przeszukiwali jadalnie i recepcję. Można powiedzieć, że Janek w ostatniej chwili znalazł zgubę, bo jak tylko wyszedłem na korytarz to trener oświecił mnie, że jak zaraz nie wyjedziemy to do Soczi pójdziemy piechotą.

Maja:


     No tak jak dzisiaj to się jeszcze nigdy nie uśmiałam. Te kretyny zwane skoczkami narciarskimi i głównymi kandydatami do olimpijskich medali przeszli samych siebie. Piotrek, który swoją drogą ma jakąś wyjątkową więź z Mańkiem zgubił gdzieś swój paszport. Chcąc czy nie chcąc musiałam im pomóc szukać. Nie wiem jakim trzeba być niemotą, żeby coś takiego zrobić i to przed samymi igrzyskami?! Przegrzebaliśmy cały ich pokój, a potem resztę hotelu, kiedy mój "kuzyn" przylazł z wiadomością, że Janek w Kubackiego rzeczach znalazł zgubę! No i jak tu z nimi nie zwariować. Piotrek od razu zaczął się z Dawidem wykłócać, wybuchło zamieszanie, które bohatersko ogarnął Kamil, zanim ich biedny trener, będący u kresu wytrzymałości przylazł i załamał nad nimi ręce. No jak dzieci... co ja tu robię? Mam nadzieję, ze ich zachowanie nie jest zaraźliwe!


    Kiedy w końcu wszyscy wpakowali się do busa, mogliśmy nareszcie jechać na lotnisko, a potem  do Soczi! Rosjo nadciągam!!!




Soczi:



Kamil:



      Igrzyska czas zacząć! Po długiej i jakże męczącej drodze dotarliśmy do wioski olimpijskiej. Te moja gamonie drużynowe się pokłóciły o piotrkowy zagubiony paszport, który się znalazł w Kubackiego torbie i nie odzywali się do siebie cała drogę. Maciek próbował jakoś sytuację załagodzić, ale po kilku nieudanych próbach dał sobie spokój i również obrażony nałożył na uszy słuchawki i nie reagował nawet na uwagi trenera. Eh... znam ich dobrze, poboczom się poboczom i im przejdzie.


W hotelu oczywiście znów jakieś problemy, mianowicie moja akredytacja okazała się wadliwa i wybuchło małe zamieszanie, ale coś poprawili i zapewniali, że będzie dobrze... no mam taką nadzieję.
Co do Majki i Maćka to nie chciałem tak w prost zapytać jak to między nimi jest, wiem jaki jest młody Kot, z nim trzeba delikatnie, może jak się z Kubą spotkam to czegoś się dowiem. Na pewno coś nie gra; Maja sama poszła do trenera i poprosiła, żeby dał jej pokój jedno osobowy bo niby nie może się skupić na pisaniu pracy, ale ja jestem prawie w stu procentach pewny, że to nie o to chodzi...

Maciek:


     No i nareszcie dotarliśmy do Soczi! Niestety Ewa nie przyjechała, rozchorowała się biedna, ale ku mojej wielkiej uciesze moja "kuzynka" sama poprosiła trenera żebyśmy mieszkali osobno, więc jak za starych, dobrych, spokojnych czasów dostałem pokój z Piotrkiem. Ten zdążył się oczywiście śmiertelnie obrazić na Dawida za ten paszport, więc wyobraźcie sobie jego minę jak Kubacki stanął w naszych drzwiach i oświadczył, że z nami mieszka bo nie ma z kim. Na szczęście szybko udało mi się ogarnąć sytuację i powrócił stary Piotrek z nieziemskim poczuciem humoru... no ale cóż, trzeba będzie znosić to nocne życie przez następne dwa tygodnie...


     Zmęczony podróżą, naskrobałem coś na facebooku do moich fanów, żeby nie pomyśleli, że o nich zapomniałem, wysłałem Kubie smsa z wiadomością, że musimy poważnie porozmawiać przed pierwszym konkursem... (mam nadzieję, że mamie wszystko wytłumaczył)... no i poszedłem spać. Bardzo zaskoczył mnie fakt, że Dawid już dawno spał i nie hałasował jak to miał w zwyczaju więc z zaśnięciem problemów nie miałem.


Na szczęście zasady tutaj były inne niż na normalnych zawodach Pucharu Świata i mogliśmy się porządnie wyspać, a potem spędzić popołudnie na zapoznaniu się z tym jakże urokliwym miejscem bo dopiero o 18 miała się zacząć pierwsza z trzech serii treningowych na normalnej skoczni, czyli tej którą Kocury lubią najbardziej!
Umówiłem się z Kubą na poobiednią kawę w jednej z tutejszych kawiarni. Uparł się idiota, że mam Maję wziąć bo on chce się przekonać, czy ona żyje i czy ma się dobrze, nie no świetnie, pewno mu coś nagadała, że mało jej nie pobiłem w nocy. No cóż musiałem ją zabrać, ale w takiej sytuacji nie mogłem spokojnie porozmawiać z bratem... oczywiście ja to zawsze muszę mieć pod górkę!

     -Kubuś!- krzyknęła ta kretynka i uwiesiła się mojemu braciszkowi na szyi jak tylko dotarliśmy do wyznaczonego miejsca.
     -No witaj mała! Jak tam? Mój brat tyran nic Ci nie zrobił??- no tak ja tyran, oczywiście, najlepiej z biednego Maćka zrobić tego najgorszego. Cóż przyzwyczaiłem się do takiego traktowania przez te wszystkie lata...
Porozmawialiśmy sobie spokojnie, podobno Kuba powiedział mamie całą historię, przekręcając trochę powód tego całego zamieszkania, oczywiście stchórzył... po co się przyznawać do własnej głupoty, no ale to jego sprawa, już się nie odzywam! Umówiłem się z nim, że pogadamy na spokojnie po pierwszym konkursie i niestety musiałem już iść. No cóż, medale same się nie zdobędą!

Kuba:


     I spotkałem się z moim nierozgarniętym braciszkiem i z Mają. Ja nie wiem czemu on narzeka. Przecież z niej jest taka miła, poukładana dziewczyna. Wiele razy mi pomogła przed tą całą sytuacją, a do tego przyjaźni się z moją Asią, więc nie mam podstawy sądzić, że jest złą osobą i chce dogryźć Maćkowi tak jak on to ocenia. Mam nadzieję, że z czasem się jakoś dogadają, albo przynajmniej jakoś unormują swoje relacje.

Z tego co Majka mówi, widzę, że jednak inaczej sobie wyobrażała te wyjazdy z kadrą. Ahahaha znam ich, byłem z nimi na kilku wyjazdach i bardzo dobrze ją rozumiem. Czasami dziecinność ich zachowania przekracza wszelkie normy, ale to własnie przez to w reprezentacji jest taka dobra atmosfera, której zazdrości wiele kadr.

Maciek:


     Pierwsze treningi na skoczni, którą Kamil nazwał "Francą" wyszły mi bardzo dobrze! Około stu metrowe odległości dały mi dosyć dobre miejsca i jeszcze bardziej pobudziły moje ambicje. Czułem, że medal jest w moim zasięgu. Normalne skocznie zawsze lubiłem i na nich zawsze szło mi najlepiej, więc nie wiedziałem powodu, żeby nie postawić sobie tak wysokiego celu. Zdaję sobie sprawę, że ktoś kto mnie nie zna, mógłby powiedzieć: "żadnego pucharowego konkursu nie wygrał, a medal na igrzyskach mu się marzy", no, ale na prawdę mnie na to stać. Chciałem na spokojnie przemyśleć sytuację, więc mimo bardzo późnej pory i sporego zmęczenia powiedziałem trenerowi, że wrócę na nogach i udałem się w kierunku parku prowadzącego do wioski olimpijskiej, nie zważając na zdziwienie kolegów.

Pogoda była taka jaką sobie tylko mogłem wymarzyć. Lekko mróz dawał o sobie znać, a z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Szedłem powoli przed siebie, rozmyślając o przyszłości, może za bardzo się nakręcałem, wiem jakie bolesną bywają porażki, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Chciałem wygrać, byłem głodny zwycięstw i sukcesów, chciałem żeby rodzice, Kuba, trenerzy, byli ze mnie dumni. Chciałem utrzeć nosa Mai!

     Od hotelu dzieliło mnie już tylko kilkaset metrów. Przyspieszyłem trochę, bo jednak było już grubo po północy, kiedy usłyszałem krzyk...znajomy krzyk. Podbiegłem w stronę, z której dochodził i zobaczyłem dziewczynę, która rozpaczliwie szarpała się z jakimś mężczyzną. Nie wiele myśląc podbiegłem do nich by pomóc tej niewieście i doznałem szoku...to była Majka!!! Odepchnąłem napastnika i pomogłem jej wstać. Facet się nie podawał, uderzył mnie w brzuch, ale na szczęście niezbyt mocno, w porę zdołałem się obronić i ponownie odepchnąć go tym razem na pobliskie drzewo. Maja coś krzyczała, mężczyzna też, ale nie słuchałem. Przywaliłem mu raz i drugi, ale tak żeby za bardzo go nie uszkodzić. Co jak co, ale krzywdzenie innych nie należało do moich ulubionych zajęć, wręcz tego nie lubiłem, ale zdarzały się sytuacje, w których trzeba było nagiąć troszkę zasady i to właśnie była jedna z nich.
Facet w końcu odszedł, odgrażając się. Nie wiem kto to był, co to był za typ, ale Maja na pewno go znała...eh ta dziewczyna była dla mnie coraz większą zagadką.
     -Nie musiałeś tego robić! Dałabym sobie radę sama!- krzyczała
     -Żartujesz?! Miałem pozwolić, żeby ten gbur coś Ci zrobił?!
     -A bo Ciebie akurat obchodzi co się ze mną dzieje! Na pewno było by Ci na rękę, jak by mi coś zrobił!- po jej policzkach spływało coraz więcej łez.
     -Majka do cholery schowaj swoje humory do kieszeni i powiedz kto to był i o co chodziło!- nie dawałem za wygraną. Na pewno tak nie mogłem tego zostawić.
     -Nie wiem, nie znam go! Zresztą to nie Twoja sprawa, odwal się!- odepchnęła mnie i zaczęła mnie bić, pewno myśląc, że zrobi to na mnie jakieś wrażenie. Cierpliwie czekałem, aż ten napad histerii jej przejdzie, ale w końcu zdecydowałem się go przerwać i chwyciłem ją za ręce. Trochę się wyrywała, ale w końcu ku mojemu zaskoczeniu mocno wtuliła się w moje ramie.
     -To nie jest takie proste...- wyszeptała.
   
***

Eh nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału;( Z góry przepraszam za wszystkie błędy.
Pozdrawiam!


No niestety konkurs drużynowy nie wypadł tak jak wszyscy by chcieli, ale czwarte miejsce nie jest złe! Chłopcy i tak są genialni! Teraz pora kontynuować walkę o Kryształową Kulę!:)

sobota, 15 lutego 2014

3. Patrzyły na niego jak na ósmy cud świata i przekrzykiwały się nawzajem

Maciek:


     Nie wiem jak ja się odwdzięczę Kamilowi. Nie dość, że uchronił mnie przed najgorszą rzeczą jaką mogłem w życiu zrobić, czyli przed podniesieniem ręki na kobietę to, pozwolił mi spać w swoim pokoju. Właściwie zaciągnął mnie do niego siłą i stwierdził, ze na pewno mnie nie zostawi z Mają w jednym pomieszczeniu bo się do rana pozabijamy. Niestety jest też druga strona medalu... przez tą masakrę w nocy, Kamil na pewno się domyśla co jest grane...
     Wstaliśmy rano punkt o siódmej, bo nasz lider idealny, był oczywiście wyposażony w pięć budzików, co by nie zaspał przypadkiem i nie naraził się trenerowi.
    -Maciek? Co ty robisz pod naszym stołem w samych gatkach?!- spytał Janek przecierając oczy.
    -A co mam robić... śpię nie widać!- mruknąłem i wstałem uderzając głową w kant tego właśnie mebla.
    -Kamillll! Masz plaster? Maniek se głowę rozwalił!!!- krzyknął Ziobro i jak na komendę w drzwiach łazienki pojawił się Stoch. Już miałem protestować, że nic mi nie jest, ale przetarłem ręką po bolącym czole i ku swojemu przerażeniu moja dłoń była calutka we krwi.
    -Co wy znowu robicie? Zostawić was nie można na chwilę? W nocy Cię uchroniłem przed rozlewem krwi, ale widzę, że na darmo..- odparł zrezygnowany, no bo jasne głupia baba mnie nie załatwiła to załatwił mnie koślawy stół. Eh biednemu zawsze wiatr w oczy...- Dobra czekaj, pójdę po Winiarskiego, lepiej żeby to opatrzył, bo patrząc na ranę to musiałeś ładnie w coś przywalić...
   -No w stoliczek nasz piękny rąbnął jak moja świętej pamięci babcia w dywan trzepaczką! W ogóle czemu on tu spał?- wtrącił Janek i nadal na mnie patrzył jak na kosmitę.
    -Maniuś wyjaśnij Jasiowi co żeś w nocy powyrabiał.- powiedział nasz lider i za nim zdołałem cokolwiek odpowiedzieć, wybiegł z pokoju zapewne po lekarza. Na szczęście Ziobro nie zdążył wpędzić mnie w krzyżowy ogień pytań, bo tak jak myślałem Stoch wrócił z Aleksandrem.
    -Ohoho Młody co żeś to zrobił?- zaśmiał się doktor i uklęknął przy mnie z apteczką. Po chwili mój guz, który urósł w ekspresowym tempie został profesjonalnie opatrzony i zaklejony, ale czułem, że mogę mieć problem ze zmieszczeniem kasku na głowie.- No, ale chłopcy radzę wam się szybko zbierać, za dziesięć minut śniadanie!- dodał Winiarski i wyszedł. Kamil tylko przyznał mu rację i nas opuścił, żeby jeszcze zadzwonić do Ewy, a Janek zniknął w łazience. Nie miałem wyjścia... musiałem iść do pokoju, w końcu nic w nocy ze sobą nie zabrałem, a wypadało by z rana umyć zęby i się przebrać bo w samych bokserkach do ludzi to tak nie bardzo...
Wyszedłem na korytarz z nadzieją, że na nikogo nie wpadną. Zapukałem do drzwi, bo jeszcze tego brakuje, żeby Majka zrobiła awanturę, że wszedłem w najmniej odpowiednim momencie, ale cisza. Zapukałem drugi raz- cisza. Nacisnąłem delikatnie klamkę, ale cholera... zamknięte! Polazła pewno na śniadanie, ale żeby o mnie pomyśleć to nie łaska. Świetnie, super! Nie zostało mi nic innego jak wrócić do chłopaków i poprosić, żeby wzięli od niej klucz, ale jak na złość ich sypialnia też była zamknięta! Nawet nie zauważyłem kiedy wyszli.
Trzeba się nazywać Maciej Kot, żeby mieć takiego pecha naraz.


Kamil:

      Nie mogłem tych dwóch zostawić samych w nocy, bo mogę sobie dać rękę uciąć, że któreś z nich by tego nie przeżyło, więc zabrałem tego ofermę do siebie (swoją droga ciekawe jak to między nimi jest... trzeba to będzie dokładnie zbadać). Z powodu, że nasz pokój do dużych na pewno nie należy musiałem go ulokować na podłodze w okolicach stołu, co okazało się nie najlepszym pomysłem, gdyż ten oferma uderzył swoją łepetyną w jego kant wywołują mały krwotok. Musiałem iść po Winiarskiego, żeby opanował sytuację, a Janek siedział przez cały czas na łóżku i patrzył na niego takim półprzytomnym wzrokiem. Och co ja z nimi mam...
    Jak by Maćkowych problemów było mało to sierota poszedł się ogarnąć (bo oczywiście w nocy nic ze sobą nie zabrał i paradował w samych gatkach i jakiejś koszulce), a my z Jankiem szybko zebraliśmy się na śniadanie. Wszystko pięknie ładnie, ale przy jednym ze stolików siedziała, Majka... co znaczyło, że ich pokój był zamknięty i Maniek klamkę pocałował. Nie mogłem go tak zostawić. Przeprosiłem chłopaków i pobiegłem na górę, ale niestety było już za późno... Kotek stał w tym jakże wyjściowym stroju pod ścianą otoczony wianuszkiem dziewczyny. Patrzyły na niego jak na ósmy cud świata i przekrzykiwały się nawzajem. Oj młody nie ma lekko. Trzeba było coś wymyślić:
    -Przepraszam drogie panie, przepraszam bardzo, ale trener prosi Maćka do siebie, a jak szybko się nie pojawi to zostanie usunięty z kadry, a tego byście nie chciały chyba?- powiedziałem i mrugnąłem do bruneta porozumiewawczo.
    -Ale ja chce zdjęcie z Mańkiem!- krzyknęła któraś
    -Ja też! Maciek jesteś boski!!!- dodała kolejna
    -Obiecuję, że po konkursie wszyscy będziemy do waszej dyspozycji, a na razie przepraszam.- zakończyłem i pociągnąłem bladego Kota za rękę. Po chwili byliśmy już w moim pokoju.
    -Rany Kamil, kto to był, kto je tu w ogóle wpuścił?!- szepnął ciężko oddychając
    -Nie mam pojęcia ha ha ha... no to masz branie, nie powiem!- nie mogłem powstrzymać śmiechu.
 

Maja:


      Przynajmniej Kamil tu jest myślący i zabrał Maćka do siebie. Jak miałabym z nim siedzieć w jednym pomieszczeniu do rana to przysięgam, że więcej na skocznie by już nie wyszedł.
Wstałam rano o siódmej i zeszłam punktualnie na śniadanie. Usiadłam z Dawidem przy stoliku i rozmawialiśmy sobie w najlepsze. Nie powiem ciekawy gość z niego... warty zainteresowania.
Kiedy przez dłuższy czas Kot się nie pojawiał pomyślałam, że pewno nie miał się jak przebrać, bo pokój zamknęłam, ale szczerze mówiąc nie wiele mnie to interesowało. Jak dla mnie mógł iść na skocznie w piżamie, albo w ogóle. Jednak po chwili podszedł do mnie Kamil i poprosił o klucz, no cóż nie chciałam robić scen więc mu go dałam...


Kiedy jechaliśmy na skocznie mój "kuzyn", ani słowem się do mnie nie odezwał. I bardzo dobrze! Mam nadzieję, że po konkursie zabierze swoje rzeczy i na stałe się do Stocha przeniesie. Szczerze to po nocnej akcji zaczęłam mieć poważne wątpliwości, czy powinnam tu zostać. Sprawa się rypnie prędzej czy później, bo ten idiota na pewno się wygada i mnie wyrzucą, więc może lepiej odejść samemu... chociaż, nie... ja się nigdy nie poddaje! Nie dam mu tej satysfakcji!

Kiedy skakajce brali udział w serii próbnej zadzwonił do mnie Kuba. Nareszcie ktoś z kim mogę szczerze porozmawiać, bo na prawdę zwariować można:
     -Żyjesz? Są jakieś ofiary? Maniek w całości?- spytał na wstępie.
     -Chyba powinieneś zapytać czy ze mną wszystko ok! Bo Twój kochany braciszek mało mnie nie pobił w nocy!- oświadczyłam i szybko streściłam mu sytuacje.
     -Rany Boskie! Przecież to się wyda! Och jak dobrze, że w Soczi będę z wami, może uda mi się zapobiec katastrofie.- odpowiedział, a po tonie jego głosu wywnioskowałam, że bardzo się zdenerwował.
     -Też się tego nie mogę doczekać... dobra przepraszam, chyba się konkurs zaczyna.- zakończyłam i podeszłam do barierki. W końcu ktoś musiał się modlić o upadek Maćka na bule, no nie?


Maciek:

     Nie skomentuję tej kretynki, nie będę się denerwował przed konkursem... nie warto, ale naprawdę jak posiwieję tak szybko jak mój tata i fanki nie będą się już za mną uganiać (co nie było by takie złe patrząc na dzisiejszą sytuację) to będzie jej wina!
Usiadłem na belce, odepchnąłem się i nie myśląc o niczym poleciałem... 143 metry! W normalnych zawodach, a raczej w zawodach z normalnymi zasadami dało by mi to prowadzenie, ale gdzież tam, trzeba odjąć biednemu Maciusiowi kilka punktów za wiatr, potem obniżyć noty sędziów i już Maciuś jest dalej. No tak oczywiście, kto by mnie tu traktował normalnie! Może zacznę rzucać nartami i pukać się w czoło jak Schlierenzauer to mi będą pomagać jak tylko moje nazwisko usłyszą?
     Starałem się nie okazywać emocji i z lekkim uśmiechem pomachałem do kamery, niech kibice wiedzą, że nie mam ich gdzieś w przeciwieństwie do co poniektórych. Obszedłem Majkę szerokim łukiem i stanąłem koło Sobczyka czekając na skok Piotrka. Niestety Wiewiór za bardzo się nie popisał... wprawdzie 135 metrów dawało mu pewne miejsce w finale, ale wiedziałem, że stać go było na więcej. Podszedł do mnie, przybił piątkę i po chwili zjawił się też Janek. Jego 137 metrów dało mu pozycje jeszcze za Żyłą, ale humor go nie opuszczał:
     -Jak tam łepetyna?- zaśmiał się
     -Własnie Maniek opowiadaj co to za śmieszny opatrunek? he he- oczywiście Piotrek nie był by sobą, gdyby nie podłapał szybko tematu.
     -A no nasz Kotek miał rano bliskie spotkanie ze stołem!- oświadczył Ziobro zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć. Świetnie... nie ma to jak wyjść na kretyna...

     Kilkadziesiąt minut później oczy wszystkich kibiców były skierowane na górę skoczni, gdyż na belce pojawił się nie kto inny jak Kamil Stoch we własnej osobie- 139 metrów wylądowane w pięknym stylu dało mu drugiej miejsce, tuż za Jurijem Tepesem, który wyrównał rekord skoczni. Ha brawo, Prevcik spadł za mnie, nawet 140 metrów nie przekroczył! Dobrze mu tak, oj coś czuję, że żółtą koszulką się długo nie nacieszy!

     W przerwie poszliśmy na konsultacje do trenera. Moja pozycja była jednak w miarę dobra, jak bym powtórzył taki sam skok w drugiej serii, albo i lepszy to spokojnie wskoczyłbym do pierwszej dziesiątki i to był mój cel na ten konkurs. Łukasz dał nam wszystkim kilka rad i uwag i udał się w kierunku gniazda trenerskiego, a my zaczęliśmy się trochę rozgrzewać. Nagle na mojej drodze stanęła Maja, która właśnie przestałą gratulować Jankowi jego skoku ( jak by było czego).
     -Co chcesz mnie polać wodą? Wrzucić do zaspy? Czy może podpiłowałaś mi narty?- spytałem i pokręciłem głową.
     -Proszę Cię, to raczej ja powinnam spytać czy nie chciałbyś mnie czasem uderzyć... ale nie o to chodzi... no tego... gratulacje kuzynie...- mruknęła i lekko się uśmiechnęła. No tego to się w życiu nie spodziewałem, myślałem, że będzie jakaś awantura, czy coś, ale nie... wydało mi się to podejrzane.


Kuba:


     Zadzwoniłem do Majki, dowiedzieć się, czy wszystko ok. Bo z tą dwójką nigdy nie wiadomo. I co się dowiedziałem! Umieścili ich w jednym pokoju, a w nocy się mało nie pozabijali. Szczerze mówiąc to żal mi Maćka, ale żeby od razu z pięściami lecieć na kobietę! Oh jak dobrze, że Kamil tam przyszedł, bo jak by dłużej zostali tam sami to na pewno by się to wydało, ale Stoch coś podobno podejrzewa, będę musiał powiedzieć Mańkowi, żeby go jakoś uspokoił.
     Oglądałem konkurs Willingen w telewizji i muszę przyznać, że to był pokaz naprawdę dobrych i dalekich skoków. Nawet Maniek dobrze poleciał, ale oczywiście nie zadowolony. Eh co bym oddał, żeby być na jego miejscu... albo nie na jego miejscu, ale na tym samym miejscu co on razem z nim, ale przynajmniej jednemu z Kotów się udało... nic tylko się cieszyć... jestem z niego dumny!
Najbardziej zdziwiło mnie jak na przerwie pokazali urywek spod skoczni, Maciek stał i SPOKOJNIE rozmawiał z Majką... może oni jednak się tam nie pozabijają.

W drugiej serii skoki nie były już tak okazałe, chociaż dwóm Słoweńcom udało się dolecieć do 150 metrów. Mój brat wylądował 10 metrów bliżej niż za pierwszym razem i już widziałem tą złość w jego oczach... cholera, myślałem, że mu się uda dostać do pierwszej dziesiątki... Maniek Maniek... trza będzie do niego potem zadzwonić..., ale za to Kamil nie zawiódł! Ponad 145 metrów dało mu zwycięstwo, bo Tepes spadł ledwo na 137 metr i wypadł z podium. No i proszę jutro powtóreczka i nasz mistrz pojedzie do Soczi w żółtej koszulce!

***

To dzisiaj wieczorem wszyscy trzymamy mocno kciuki! 

I jest ZŁOTO!!! Kamil genialny, Noriaki genialny!!! Co za dzień, jeszcze złoto Bródki! 
Czekamy na drużynówkę!:)

Pozdrawiam:*


niedziela, 9 lutego 2014

2. Podobno jesteście zgranymi, kochającymi się kuzynkami...

Maciek:

      Nie wiem jak do tego mogło dojść? Żeby wpakować nas razem do pokoju to jeszcze jestem w stanie jakoś zrozumieć, chociaż nie jestem zachwycony tym faktem, no, ale żeby małżeńskie łoże?! Oni chyba powariowali do reszty! Oczywiście od razu poszedłem do trenera, a ten, że nic nie poradzi, że innych wolnych pokojów już nie ma, że Kuba mu opowiadał jak to dobrze dogadywałem się zawsze z Majką, i że skoro jesteśmy rodziną, a nawet nie dawno byliśmy razem pod namiotem to nie powinno nam to sprawić problemu... To ciekawe co by nasz szanowny trener powiedział, jak by jego ulubiona ciocia Halinka zechciała nam towarzyszyć na jakiś zawodach i trafiła by z nim do pokoju. Och nigdy nie zapomnę jak kiedyś podczas konkursów w Zakopanem spędziła z nami cały dzień i ciągle było tylko : "Łukaszku nie bądź taki ostry, przecież ich zamęczysz tymi brzuszkami", "Łukaszku, a może zamiast iść na skocznie zjecie obiadek, przywiozłam z domu specjalnie dla was zupkę pomidorową i kotleciki, zaraz je gdzieś wam odgrzeje" , "Łukaszku, ale ty się zupełnie na tym nie znasz..." Ciocia Halinka- doradca trenera- tak ją nazywaliśmy.            
      Wróciłem do niej no i nie miałem wyjścia, musiałem odstąpić jej to wielkie łoże, a sam ułożyć się na twardej podłodze... jak jutro nie będę się mógł ruszać i spadnę na bule to skargi proszę do trenera, albo Kuby, że mnie tak załatwili!
   
      Po obiedzie pojechaliśmy na kwalifikacje. Majka oczywiście usiadła w busie między Dawidem i Jankiem, z czego obaj się bardzo ucieszyli i rozmawiali o czymś zawzięcie, a ja mogłem w końcu porozmawiać z Piotrkiem:
      -Te młody jak mogłeś mnie wymienić na Maje? No rozumiem, że jest bardzo atrakcyjna i tak dalej, no ale nie musisz się martwić, jak by na przykład dostała pokój z takim Mustafą to na pewno nic złego by się jej nie stało... a tak to ja będę musiał teraz znosić jego nocne życie, a rano będę musiał go na siłę z wyrka wyciągać!- oburzył się, bo jeśli nie wiecie to Dawid jest nocnym markiem, nieraz kiedy np. Piotrek nie jechał, albo mieliśmy pokój w trójkę to chcieliśmy iść spać o jakiejś ludzkiej porze, bo jak by nie było śniadanie jest zawsze ok. 8 więc trzeba wcześnie wstać, a ten siedział na komputerze przez pół nocy i stukał w tą klawiaturę, albo oglądał jakieś filmiki i spać się nie dało, a rano budzik dzwonił mu piąty, szósty raz, a ten nic i potem przychodziliśmy na skocznie pół przytomni.
      -Co ja Ci poradzę?! To trener wymyślił, jeżeli o mnie chodzi to chętnie bym się z Dawidem zamienił...- mruknąłem, no jeszcze nie zwariowałem, żeby z własnej woli być z Mają w jednym pokoju.
      -Serio?! he he he no to co zamieniamy się?- zaproponował rozentuzjazmowany, no i co miałem pozwolić, żeby Dawid spał z Mają w jednym łóżku, czy może ja mam w nim spać razem z Wiewiórem. O rany chętnie bym do niej Mustafa posłał, ale jak coś między nimi zajdzie i on się prawdy dowie... cholera, musiałem Piotrkowi odmówić... Postękał trochę, pomęczył no, ale co miałem zrobić? Czuję, że muszę ją mieć cały czas na oku bo coś wywinie, więc będę z nią mieszkał, przynajmniej na razie, jak Ewa przyjedzie do Soczi to może uda mi się je razem ulokować. Ewa ratuj!!!

   

      Warunki na skoczni jak na Willingen, gdzie często wiatr krzyżuje wszystkim szyki, były całkiem dobre. Wszystko działo się w równym tempie, nikt raczej nie został ściągany z belki, było dobrze. Jankowi się udało, przez to, że kilku zawodników z pierwszej dziesiątki nie zaszczyciło nas tutaj swoją obecnością i nie musiał się kwalifikować. Temu to dobrze, pierwszy sezon, w którym tak na prawdę regularnie zaczął się pojawiać na skoczni i już wygrał w Engelbergu, potem był tam trzeci i nazbierał trochę tych punktów, a człowiek porządny, taki jak ja ciężko trenuje tyle lat i co i najlepsze osiągnięcie to piąte miejsce i gdzie tu sprawiedliwość? No nic, może w Soczi na normalnej skoczni mi się poszczęści?
      Usiadłem na belce, odepchnąłem się kiedy tylko Łukasz machnął flagą i pojechałem. Zdecydowanie wolę mniejsze skocznie, no ale bardzo chciałem się tu dobrze zaprezentować, udowodnić, że wybranie mnie do olimpijskiej reprezentacji to była dobra decyzja. Wyjście z progu chyba troszkę spóźniłem, ale nie ważne trzeba było wyciągnąć z tego skoku co się da, ale w granicach rozsądku... no i 135,5 metra... eh co to jest w porównaniu z rekordem Ahonena- 152 metry, ale w tych warunkach to i tak dobrze. Odpiąłem narty, pomachałem do grupy kibiców z biało- czerwoną flagą, którzy stali zaraz za barierką i podszedłem do Sobczyka. Szybko ubrałem kurtkę i zacząłem się rozglądać za tą moją "kuzynką". Oczywiście nigdzie jej nie było, nikt jej nie widział. Świetnie... i co zamiast przyglądać się jak idzie pozostałym, czy analizować z Klimowskim co było nie tak muszę biegać i szukać tej kretynki, jeszcze tego brakuje, żeby jakiś dziennikarz ją złapał. No kompromitacja na skale światową jak to się wyda.
Ruszyłem w kierunku domków skoczków próbując zlokalizować jej położenie i na całe szczęście nie musiałem długo szukać. Stała sobie zadowolona i gawędziła o czymś z Wellingerem. Oj choroba zwana "majkomanią" stanowczo za szybko wypłynęła po za naszą kadrę.
        -O Maciek! Muszę Ci powiedzieć, że masz bardzo sympatyczną kuzynkę!- krzyknął ten pożal się Boże idol nastolatek. No cudownie jeszcze chwila i zaczną się o nią bić...
      -Ta...- mruknąłem- Ale przepraszam teraz musimy iść.- Majka pożegnała się z Niemcem i niezbyt zadowolona poszła za mną. Świetnie przegapiłem przez nią skok Piotrka i to całkiem niezły skok na ponad 140 metrów. Świetnie, cudownie!
     -Te najlepszy skoczek świata, możesz mi powiedzieć dlaczego muszę za Tobą łazić i nie mogę sobie normalnie porozmawiać z Andreasem?- oburzyła się. Świetnie jeszcze jej mam pozwolić na romansowanie z każdym, a potem doprowadzi to do trzeciej skokowej wojny światowej!


Maja:

      Byliśmy na kwalifikacjach, no niestety Maciek się zakwalifikował i do tego z całkiem dobrym wynikiem... eh, a miałam taką cichą nadzieję, że mu się nie uda, albo się połamie, zabije i wykluczy go to ze startów zarówno tu, jak i na olimpiadzie. No, ale nie musiał mieć idiota szczęście. Jeszcze przerwał mi ciekawą rozmowę z Andreasem Wellingerem i był wielce oburzony, że w ogóle miałam śmiałość się odezwać do kogokolwiek poza polakami. Co czy on na prawdę myśli, że ja na prawo i lewo będę wszystkim rozpowiadać, że nie jesteśmy rodziną..., żeby mnie stąd wyrzucili w ekspresowym tempie? No idiota, na prawdę. No, ale trudno taki już on jest i nic z tym nie zrobię. Teraz trzeba jakoś przeżyć tą noc. Kretyn rozłożył się na podłodze i mam nadzieję, że nic mu nie wpadnie do tej głupiej łepetyny i nie zamarzy mu się przenieść do łóżka bo go wyrzuca, ale na balkon!
   
   
      Świetnie! Trzecia w nocy, a ten chrapie jak lokomotywa i jeszcze się wierci na tym skrzypiącym materacu, który przytargał od któregoś z jego kolesi, tak że się spać nie da. Co on sobie wyobraża, sam tu nie jest. Przekręciłam się na drugi bok, potem znowu, ale nic to nie dało. Święty by nie wytrzymał w takich spartańskich warunkach!
Wstałam i do niego podeszłam wcale nie starając się być cicho, przewróciłam po drodze krzesło robiąc sporo hałasu, ale oczywiście na nim to nie zrobiło żadnego wrażenia, mruknął tylko coś pod nosem i spał jak kamień nadal chrapiąc. Zsunęłam z niego kołdrę- nic, szturchnęłam go w ramie- nic, kopnęła go - nic, cholera jasna, najwyższa pora przejść do drastyczniejszych metod. Poszłam do łazienki, nalałam zimnej, wręcz lodowatej wody do kubka i ruszyłam z powrotem, niestety kiedy już miałam wylać zawartość naczynia na jego głowę, zahaczyłam nogą o  kabel z jego laptopa, strącając go z półki i przewróciłam się wprost na Maćka, oblewając nie tylko jego wodą, ale również komputer, ścianę, książki leżące obok i ogólnie wszystko w koło.
       -Pogięło Cię do reszty?!- krzyknął spychając mnie na podłogę.
     -Chyba Ciebie! Jak można tak chrapać! Ciesz się, że nie posunęłam się do brutalniejszych czynów!- wrzasnęłam odgryzając mu się. No bo co, on może na mnie tak bezkarnie krzyczeć skoro jak by nie było mnie obudził, a ja się tylko za to odwdzięczałam.
       -Cicho kretynko! Obudzisz pół hotelu!- mruknął starając się namierzyć pstryczek od lampki nocnej
       -Licz się ze słowami!- mam pozwolić żeby mnie bezkarnie obrażał? O na pewno nie!
       -Coś ty zrobiła z moim laptopem!- o nie...! Nie byłam świadoma, że doprowadziłam jego sprzęt do takiego stanu...
      -Trzeba było nie chrapać, albo przynajmniej się obudzić jak Cię kopałam to nie musiałabym sięgać po wodę!
      -Że to niby moja wina! Jesteś nienormalna! Jak ja się mogłem na to zgodzić! Idź się lecz!- teraz to on krzyczał tak głośno, że na pewno słychać go było na drugim piętrze.
     -Hamuj!- starałam się go uspokoić, ale było za późno... drzwi się otworzyły i stał w nich niezadowolony Kamil...


Maciek:

      Spałem sobie smacznie. Widziałem oczyma wyobraźni jak stoję na najwyższym stopniu podium na igrzyskach, wszyscy mi gratulują, Schlierenzauer patrzy z zazdrością, mama z ciocią płaczą ze szczęścia w pierwszym rzędzie, Kuba z chłopakami szaleją, trener patrzy z niedowierzaniem, a ta kretynka Maja zielenieje ze złości. Och to zdecydowanie był piękny sen, który jakże brutalnie został przerwany... usłyszałem tylko wielki huk i poczułem jak coś ciężkiego na mnie spada, polewając mnie czymś zimnym.
Szybko się zorientowałem co się stało: to ta kretynka się na mnie przewróciła zalewając wodą wszystko do koła. Zlokalizowałem zegar, na którym widniała godzina 3:06 i przetarłem oczy, żeby upewnić się czy na prawdę jest środek nocy. Co do cholery ona robiła o tej porze?! Zrzuciłem ją z siebie, zaświeciłem światło i zobaczyłem coś co podniosło mój poziom gniewu o 100%: ZEPSUŁA, ZALAŁA mój nowiuteńki laptop- prezent od mamy z okazji powołania mnie do kadry olimpijskiej!!! Nie, tak tego nie zostawię, ona musi stąd zniknąć i to już!
Zacząłem na nią krzyczeć i dotarło do mnie, że jestem stanowczo za głośno jak na tą porę doby, kiedy w drzwiach naszego pokoju stanął Kamil.

Kamil:

      No żeby się nie można było wyspać, to już są jakieś jaja! Obudziły mnie krzyki dochodzące z pokoju... Mańka! I to krzyki o 3 w nocy! On zwariował? Chce trenera obudzić i wprowadzić go w szał?!
Zaświeciłem lampkę stojącą na szafce nocnej i wstałem cicho z łóżka nie chcąc obudzić Janka. Co jak co, ale on na pewno nie miał kamiennego snu, więc zdziwiło mnie, że hałasy dochodzące od Kota go nie obudziły. Ubrałem klapki i ruszyłem do drzwi. Na korytarzu był już zdenerwowany i niewyspany Klimowski. To znaczyło, że na szczęście Łukasz się nie obudził. Żeby nie robić Mańkowi większych problemów niż już miał, z trudnościami odesłałem go do pokoju i obiecałem, że sprawdzę co się tam dzieję i ich uciszę. Trener odszedł mówiąc coś i nowych zwyczajach i nieszanowaniu siebie na wzajem, a ja bez pukania wpadłem do ich pokoju:
      -Możecie mi do cholery powiedzieć co tu się dzieje?- spytałem najspokojniej jak tylko potrafiłem, co nie było wcale proste widząc rozwalony komputer Maćka, rozlaną wszędzie wodę, Majkę siedząca pod ścianą i Kota stojącego nad nią.
      -Jej spytaj! Patrz co mi zrobiła!- wrzasnął Kot i momentalnie zatkałem mu jadaczkę dłonią.
      -Co ja?! Co ja?! To ten chrapie, że się ściany trzęsą i spać nie daje!- broniła się, a ten gdyby nie ja rzucił by się na nią z pięściami - No i popatrz damski bokser się znalazł!
     -Ej do cholery, scisza!- starłem się ich uspokoić, ale Maciek cały czas próbował się mi wyrwać, a Maja coś krzyczała.
   -Łatwo Ci mówić! Ja z nią dłużej nie wytrzymam!- oj takiego zdenerwowanego Kota dawno nie widziałem, o ile w ogóle kiedyś widziałem.
    - Po pierwsze zamknijcie się w końcu, bo trener za raz przyjdzie i dostanie się nam wszystkim! A po drugie podobno jesteście zgranymi, kochającymi się kuzynkami...
      -No właśnie, podobno!- odparł Maniek i wiedziałem już na pewno, że coś tu nie gra.

***

No i mamy kolejny rozdział, tak z okazji dzisiejszego konkursu, którego już nie mogę się doczekać!
Oby Kamilowi i całej spółce poszło jak najlepiej! Trzymamy kciuki! No i może Maciek zrobi jakąś niespodziankę, w końcu małe skocznie to on lubi:)

Pozdrawiam!:)

No i poszło genialnie! Brawo KAMIL !!! Maćkowi też nie wiele zabrakło i Janek ładnie! Brawoo!!!

wtorek, 4 lutego 2014

1. A złamane serca, to kto będzie potem leczył?

Maciek:


    Dobra to ustaliliśmy chyba wszystko, Kuba mi zrobił notatki żebym sobie jeszcze wszystko powtórzył w samolocie. Nie no świetnie, nie mam co robić po drodze, jak uczyć się jakiegoś wymyślonego życiorysu, udawanej kuzynki. Tego mi jeszcze brakuje. Na prawdę ja nie chcę być w jego skórze, jak ten cyrk się skończy i będziemy sobie mogli SPOKOJNIE, rodzinne porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Ten sobie siedzi ze swoją Asią, a ja się tu z wariatką przez niego nasłaną muszę się użerać.
    Wyjechaliśmy na lotnisko do Krakowa już o 7 rano, Kuba przynajmniej okazał tyle serca, że nas zawiózł. Oczywiście Majką wszyscy zaczęli się od razu zachwycać, a że problemy i tym razem nas nie opuściły to nasz samolot miał awarię i godzinę poślizgu moi koledzy spędzili na wypytywaniu jej o wszystko. O mały włos, a prawda by się wydała, ale jakoś uratowaliśmy sytuację, choć wydaję mi się, że Kamil zaczął coś podejrzewać. No cóż to na pewno prędzej czy później się wyda.
      Kiedy w końcu przysłali nam zastępczy samolot zrobiliśmy z Piotrkiem małą sesję, co by kibice się nie martwili, że gdzieś utknęliśmy na dobre, bo oczywiście media już zrobiły aferę, że spóźnimy się na kwalifikacje i tata dzwonił, żeby się dowiedzieć jaka jest sytuacja i czy obawy są uzasadnione. No i jak tylko dodałem zdjęcia na Facebooka, na którym była Maja, dostałem kilkaset komentarzy z pytaniem czy to moja dziewczyna... i musiałem okłamać także moich fanów... okropność...
    -Ładna ta Twoja kuzynka, nie wiesz czy kogoś ma?- no nie jeszcze mi tu jakiś miłosnych zawirowań z Majką i Kubackim w roli głównej brakuje. Znając tą wariatkę to bardzo możliwe, że doprowadzi do rozłamu w kadrze porównywalnego do Wielkiej Schizmy.
    -Ma!- odpowiedziałem krótko i podszedłem do niej bo stała z zadowolonym Jankiem i coś go tam bajerowała. Świetnie jak tak dalej pójdzie to cała drużyna się w niej zakocha, a ja będę musiał ich godzić i co gorsza partnerki tych matołów pocieszać. Jeszcze Ziobro sobie teraz dziecko zrobił, znaczy w zeszłym roku, ale teraz się urodziło, a tu proszę z Majką flirtuje, nie no trzeba ratować sytuację puki nie jest za późno.
    -A wam co tak wesoło?- spytałem i objąłem tą kretynkę ramieniem jak na kochającego kuzyna przystało, odciągając ją od Janka.
      -A no Maniek muszę Ci powiedzieć, że masz wspaniałą kuzynkę! Świetnie, że jedzie z nami, na pewno przy nas licencjatkę zda na 5!- zachwycił się, świetnie kupiła następnego...
       -Taa... nie wątpię, Majeczka jest bardzooo zdolna, ale teraz przepraszam, muszę ją porwać na chwilkę, takie tam rodzinne sprawy.- mruknąłem i pociągnąłem ją mocniej za rękę w kierunku naszego samolotu, do którego mieliśmy się już za chwilę pakować.
       -Ała! Zwariowałeś!- krzyknęła i wyrwał się z mojego uścisku. No nie powiem cwana bestia z niej.
       -To ty zwariowałaś, kleisz się do wszystkich jak rzep do psiego ogona! A śmiem Cię poinformować, że Piotrek ma żonę i dwójkę dzieci, Kamil też ma żonę i niedługo...zresztą nie ważne, Jankowi się niedawno córka urodziła i z tą swoją Angeliką, modeleczką do ołtarza ma zamiar iść i Stefciu też ma żonkę i córeczkę, więc nie masz tu czego szukać! Wszyscy zajęci!- wrzasnąłem, a ona się na mnie patrzyła jak na kretyna.
      -Czy Ty się dobrze czujesz, ja z nimi tylko spokojnie rozmawiam, a ty o czym myślisz?! W ogóle co Ci do tego!- nie no pewnie co mi do tego, kokietuj sobie wszystkich moich kumpli, a złamane serca, to kto będzie potem leczył?
      -Słuchaj, zabrałem Cię tu tylko ze względu na wrodzoną głupotę mojego braciszka, więc radzę Ci nie przeciągać struny bo pierwszym lepszym samolotem, pociągiem, autobusem, czy co tam będzie pod ręką wrócisz do kraju!- krzyknąłem i jakaś kobiecina w służbowym uniformie, ze stertą papierów w rękach obdarzyła mnie niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
       -Ha ha tylko byś spróbował! Nie pamiętasz jaka była umowa?- spytała ta mała, przebrzydła żmija i jak gdyby nigdy nic poszła sobie do naszego genialnego trenera, który starał się zwołać wszystkich, żeby wpakowali się do tej latającej maszyny, ale wiecie jak to zawsze u nas jest, Kruczek się nigdy doprosić niczego nie może i w ten o to sposób tracimy zazwyczaj połowę naszego cennego czasu na jakieś nieporozumienia, czy poszukiwania któregoś geniusza, co trafić do nas nie umie, albo z zegarkiem styczności nigdy nie miał. Tak teraz owym geniuszem okazał się nasz Mustaf cudowny co bule zawsze oklepuje, a jak już czasem mu się uda odlecieć to znosi go gdzieś na reklamy i musi się ratować, żeby nie mieć z nimi bliskiego spotkania tylko wylądować jakimś krzywym telemarkiem. Co on się tylko z jednej nogi odbija czy jak? No nic oczywiście chętnych nie było żeby go szukać więc ja musiałem się pofatygować bo pewno idiota się gdzieś w kiblu zaciął, albo fanki moje podrywa. Przeszukałem wszystkie zakamarki, a tego nigdzie nie ma. No pewnie, nie dość, że jeden samolot się zepsuł to zaraz pilot drugiego straci cierpliwość i zostaniemy na tym lotnisku na wieki. 
Trudno, może Dawid stwierdził, że jednak odda swoje miejsce na Willingen i Soczi Klimkowi, co by się bardzo jego szanownemu tatusiowi spodobało i uciekł, stwierdziłem, że to nie mój problem i pobiegłem do tego samolotu, a tam afera. Trener coś krzyczy, że jak gdzieś pójdę to zawsze przepadnę, że od piętnastu minut tylko na mnie czekają i że jak tak dalej pójdzie to ja się z miejscem z olimpijskiej kadrze, na rzecz Klemensa pożegnam. No i świetnie, kretyn Kubacki siedzi w naszej prywatnej maszynie i szczerzy japę jak głupi, a Majka mu coś szczebiocze do ucha. Pewnie, Maciuś biega jak głupi, szuka go, żeby trener go czasem nie zostawił, a ten se bajeruje tą małpę... no i znowu wszystko na mnie. Wy się potem dziwicie, że się mało uśmiecham, a co mam robić jak tak się mnie tutaj traktuje!
      -Maciuś gdzie to się szwendasz? Zaraz się na prawdę na te kwalifikacje przez Ciebie spóźnimy.- pisnęła ta kretynka i uśmiechnęła się do mnie serdecznie żeby pokazać jakimi to jesteśmy zgodnymi kuzynami.
      -Dokładnie, słuchaj kuzynki Maciek! Ileż można na Ciebie czekać, zawsze się gdzieś włóczysz!- dodał Kruczek i ostatkiem sił powstrzymałem się, żeby jej i jemu przy okazji nie przywalić, ale jestem kulturalnym osobnikiem i nie warto robić przy wszystkich cyrku, lepiej załatwić to gdzieś, gdzie nikogo nie będzie, na spokojnie.

      Wylądowaliśmy na tym całym lotniku , a tam cyrków ciąg dalszy. Nasz geniusz do smarowania nart, Skrobot, co go chyba przyjęli ze zwykłego ludzkiego współczucie, bo on w życiu osiągnął tyle co nic, a za coś żyć musiał, zapomniał oczywiście smarów i kilku potrzebnych narzędzi i czekał w tej hali, żeby ogłosić to Łukaszowi i poprosić, żeby coś wymyślił bo tym busikiem, staruszkiem to w życiu by nie zdążyli nawet do konkursu. Oczywiście trener prawie się zagotował ze złości i chyba zaczęło do niego docierać, że zatrudnienie Skrobota to nie był zbyt fortunny pomysł, ale no z dwojga złego lepsze to, niż jak by miał dalej pobijać rekordy najkrótszych skoków ryzykując życiem i doprowadzając trenerów i kibiców i ogólnie wszystkich, którzy się akurat przypałętali, do zawału za każdym razem kiedy tylko usiadł na belce.
      Łukasz złapał tego pilota i poprosił, żeby zrobił jeszcze raz kurs tam i z powrotem na nasz koszt (no spróbowali by nam tylko kazać coś dopłacać do głupoty Skrobota), a my wpakowaliśmy się do busa i pojechaliśmy do hotelu. No i tam znowu oczywiście zamieszanie, bo poszedłem jak zawsze z Piotrkiem, żebyśmy pokój wspólny mieli, a tu trener krzyczy, że mam być z Majką, bo ona jest pierwszy raz i trzeba ją wprowadzić i nie pozwolić żeby się czuła samotna... No cudownie jeszcze tego brakuje! Oczywiście Dawid się zgłosił na pierwszego, żeby się nią zająć no, musiałem mu to wybić z głowy i zgodzić się... Oj jak ja się już nie mogę doczekać, aż do Soczi pojedziemy. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to Ewa będzie nam tam towarzyszyć i w końcu będę mógł z nią porozmawiać, bo chyba tylko jej mogę powiedzieć całą prawdę. Ona mi zawsze umie pomóc... zazdroszczę Kamilowi takiej żony...

Maja:

      Bardzo tu miło. Chłopcy mnie chyba polubili, dobrze mi się z nimi rozmawiało. Trener też mnie przyjął, można powiedzieć z otwartymi ramionami, tylko ten kretyn Maciek... Nie wiem, czegoś mu dosypię do śniadania, albo co, to go odeślą do domu, a Kubę, albo kogokolwiek innego wezmą na zastępstwo. Bo naprawdę wytrzymać się nie da. Rozmawiam sobie spokojnie z Jankiem, a ten tu wpada z aferą wielką, krzyczy coś, że wszyscy tu żonaci i dzieciaki mają i, że mam się odczepić. No zwariował, normalnie sobie porozmawiać nie można.  W ogóle co go to obchodzi? Do tego wszystkiego szanowny pan Kruczek umieścił mnie z nim w jednym pokoju. Ubzdurał sobie, że nie mogę być sama i lepiej żebym miała towarzystwo. No świetnie, a mnie to nikt o zdanie nie spyta! Chociaż może w nocy mu coś zrobię, prościej będzie...

      Mówiłam, że chłopcy są bardzo mili, ale zachowują się jak dzieci. No bo żeby lecieć po schodach do pokoju wrzeszcząc i tupiąc jak dzieciaki w podstawówce na przerwie... no normalne to to nie jest. Tylko jeden Kamil jak na mistrza świata przystało, szedł spokojnie z tyłu i debatował o czymś ostro z trenerem.  Banda wariatów... ale jak by atrakcji było mało okazało się, że w naszym świetnym, hotelowym pokoju... jest jedno dużo, małżeńskie łoże! Nie no na to to ja się za nic nie zgodzę. Ten debil Maniek, miał minę jakby cytrynę zjadł i tylko rzucił torbę na podłogę i wybiegł gdzieś, aż się za nim kurzyło. Pewno na skargę.

Kamil:

      Oj to się zapowiada miesiąc z wariatami. Kłócą się jeden z drugim jak zawsze, a ja potem muszę ich ratować przed trenerem. No cóż taki to już los lidera drużyny, jak to niektórzy o mnie mówią. Ja się tam żadnym liderem nie czuję, niby mam tam wyniki dosyć dobre, zostałem tym Mistrzem Świata na dużej skoczni, jestem drugi w klasyfikacji generalnej, dwadzieścia razy na podium byłem, no ale sam w drużynie nie jestem. Wszyscy trenują, wszyscy pracują, więc lidera jako lidera nie ma. No bo jak Adam skakał to można go było tak tytułować, bo niestety pozostali kadrowicze (w tym ja przez pewien czas) ledwo dostawali się do finałowej trzydziestki, a teraz Janek wygrał, Piotrek wygrał, Krzysiu wygrał, Maniek z Dawidem się gdzieś tam kręcą w okolicach pierwszej dziesiątki no i jak jednemu nie wyjdzie to drugi ratuje, więc lidera samotnego nie ma, a jest drużyna, w której jest siła! I to mi się podoba, tylko jak by oni czasem trochę pomyśleli. No bo w hotelu sami nie jesteśmy, ludzi pełno z różnych krajów, a Ci lezą po tych schodach całą ich szerokością, tak że jak ktoś by chciał zejść na dół to chyba musiał by ich przeskoczyć, a drą się przy tym niemiłosiernie. Pewnie, bo wszyscy muszą wiedzieć, że polska kadra przyjechała. 
      Ta Majka; Mańka kuzynka, biedna sama szła z tyłu, co ona sobie musiała pomyśleć o nich... że jakieś dzieciaki, a nie jak by nie było dorośli faceci. Swoją drogą coś z nią jest nie tak, Kot mówił, że przyjechała tutaj bo zbiera materiały do licencjatki, ale jakoś mi się to nie podoba... coś tu nie pasuję, trzeba będzie się bliżej przyjrzeć tej sprawie.
       Łukasz jak zwykle zdenerwowany bo znając życie i naszą kadrę zaraz ktoś przyjdzie do niego na skargę, bo wrzeszczą dalej, ale co ja mogę? Niech no tylko uda mi się zabrać Ewę do Soczi to może będzie chociaż trochę spokoju, bo ona to ma zbawienny wpływ na tych bezmózgów. Tylko martwią mnie trochę jej relacje z Maćkiem... oj chyba zaczynam być zazdrosny.

***


sobota, 1 lutego 2014

Prolog

Maciek:

W co ja się wplątałem. To jest jakaś kuriozalna pomyłka. Nie wiem, no nie wiem jak ja się mogłem na to zgodzić. I pomyśleć, ze to wszystko przez mojego kochanego braciszka. O nie nie ja to się z nim jeszcze policzę. Jak można mnie było postawić w takiej sytuacji, pod ścianą! I niby teraz mam jeździć na konkursy, spokojnie brać w nich udział, koncentrować się na skokach i udawać, że ta dziewczyna jest naszą kuzynką i zechciała nam towarzyszyć bo co? No na prawdę gratulacje Jakubie! Mam udawać, że się lubimy, a przecież ja z nią nie wytrzymam chwili, a co dopiero do końca sezonu... a jak ktoś się spyta, bo na pewno się spyta, dlaczego ją zabrałem, to co powiem. Trener dał się jakoś nabrać na tą szopkę z pracą licencjacką,  tata go przekonał, ale chłopaki na pewno się nie nabiorą. Brawo, tego Ci było trzeba; kretynki na głowie. Jeszcze teraz na pewno będę musiał ją pilnować na każdym kroku żeby nie nagadała czegoś komuś bo będę skończony. 
Chciałem zadzwonić do Piotrka i mu powiedzieć w co mnie ten kochany braciszek wplątał, ale znając jego to zaraz nie tylko wszyscy w kadrze by się z nas śmiali, ale i cały świat, bo wiecie, że jak Wiewiór palnie coś przed kamerą to na You Tubie bije rekordy popularności, wszyscy to komentują i zachwycają się jego humorem, a nawet ostatnio powstała piosenka z powplatanymi jego wypowiedziami. No nic musiałem to jakoś sam przeboleć.
Ta dziewczyna, jak jej tam na imię...Maja... no tak Maja, ma dzisiaj do nas przyjechać i razem mamy lecieć jutro do Willingen do Niemiec, a potem do Soczi. Muszę z nią opracować jakąś wspólną wersję wydarzeń, no bo co będzie jak ktoś nas spyta np. o nasze pokrewieństwo czy jej rodzinę i ona powie jedno, a ja drugie no to się wszystko wyda. No nic jak tylko przyjedzie to będziemy musieli wszystko obgadać.
Najgorsze jest to, że oprócz Kuby, który będzie wolontariuszem, do Soczi jedzie jeszcze moja mama i ciocia... a one nic nie wiedzą, mama by chyba zawału dostała jak by znała prawdę. No jak Kuba im tego jakoś nie wyjaśni to go normalnie uduszę! No bo co spotkam mamę gdzieś pod skocznią, zobaczy Majkę i spyta kto to. No nie to będzie totalna porażka. Jak ja się mogłem dać wplątać w ten cyrk... no nic Kuba będzie musiał bardzo się postarać żeby mi się jakoś odwdzięczyć. 
-Maniek! Majka przyjechała!- krzyknął mój kochany braciszek więc chcąc czy nie chcąc zwlokłem się z łóżka, wylogowałem z mojego facebooka i poczłapałem na dół. Kuba wszystko do tego stopnia dopracował, że wysłał matkę z ojcem do Warszawy, żeby móc spokojnie zająć się Majką. Bo jak wiecie mój tata robi za eksperta w studiu tvp podczas konkursów, więc teraz też tam pojechał tyle, że już w środę bo Kurzajewski chciał zrobić jakiś specjalny reportaż z okazji zbliżających się igrzysk no i tata musiał wziąć wolne w szpitalu. 
-Hej... KUZYNIE!- krzyknęła ta wariatka i rzuciła mi się na szyję. 
-Cześć...- mruknąłem i odsunąłem ją od siebie.
-Jak się cieszę, że mogę z Tobą jechać!- powiedziała
-No Maniek zaprowadź gościa do pokoju, a ja zrobię coś do picia.- ogłosił Kuba i zrobił uśmiech numer 5.
No nie miałem wyjścia. Podniosłem jej walizkę... (o mamuniu co ona w niej taszczy!) i ruszyliśmy na piętro. 


Maja:

No to coś czuję, że zapowiada się świetna zabawa. Uwielbiam skoki więc bez wahania powiedziałam, że to właśnie tego chcę. Reszta sezonu spędzona razem z kadrą na zawodach... no no no nie jedna by się dała pokroić za to, żeby być na moim miejscu. No, ale powiem wam, ze udawanie kuzynku Kotów nie bardzo mi się widzi. No bo o ile Kubę polubiłam to jego brat zdaje się być jego całkowitym przeciwieństwem... mruk taki. Ileż to razy widziałam tą jego kwaśną minę po całkiem dobrym skoku... jak dla mnie to mogli by się zamienić; Kuba mógłby skakać na takim światowym poziomie, a Maciek mógłby ciułać drobne punkciki w kontynentalu, no bo popatrzcie sami Kuba gdyby miał formę swojego brata na pewno wykorzystał by to i dawno by coś wygrał, a Maniek co... w miejscu stoi z tymi swoimi humorkami. Nie wiem jakim cudem się dostał na igrzyska, no miejmy nadzieję, że trener wie co robić.
Jak sobie pomyślę, że przez następne miesiące będę go widywała codziennie w hotelach to mam dość. Święty by tego nie wytrzymał! Ale cóż to chyba tylko jeden jedyny minus tego całego przedstawienia.


Kuba:

No wiem, wiem co ja poradzę, że tak wyszło. Wplątałem Maćka w tą całą pokręconą sytuację, ale nie rozumiem go, przecież Majka jest całkiem sympatyczna. Może jak ją lepiej pozna to zmieni zdanie, bo dotychczas podczas wszystkich ich spotkać ,gdyby mógł to zabił by ją wzrokiem. Cieszę się, że jadę do Soczi bo przynajmniej będę miał ich na oku, tylko najpierw trzeba wytłumaczyć wszystko jakoś mamie i cioci... tata wie, no nie był zachwycony, ale jak wszystko mu wyjaśniłem to pomógł nam przekonać Kruczka, ale mama... ciężko to widzę... zawału dostanie jak się dowie co ja nawyrabiałem z tą dziewczyną i dlaczego musiałem załatwić jej tą miejscówkę w kadrze. Trudno jak się naważyło piwa to trzeba je teraz wypić. Ja mam tylko nadzieję, że oni się nie pozabijają i że ta cała sytuacja nie wpłynie jakoś negatywnie na starty Maćka bo wtedy będę miał przerąbane u niego, taty, trenera i prawdopodobnie wszystkich, którzy poznają sytuację. Ale spokojnie, Kuba spokojnie, myślmy pozytywnie, wszystko się jakoś ułoży. Musi! Teraz pozostaje nam tylko opracować wspólną wersję wydarzeń, żeby mój kochany braciszek nie zepsuł wszystkiego przez jakieś szczegóły typu imiona jej rodziców czy coś w tym stylu, on jest do tego zdolny.

***

No to prolog za nami. Jak wam się podoba? Jak myślicie co Kuba zrobił i dlaczego Maja będzie jeździć ze skoczkami? Czekam na wasze propozycje.
Pozdrawiam!:)