sobota, 15 lutego 2014

3. Patrzyły na niego jak na ósmy cud świata i przekrzykiwały się nawzajem

Maciek:


     Nie wiem jak ja się odwdzięczę Kamilowi. Nie dość, że uchronił mnie przed najgorszą rzeczą jaką mogłem w życiu zrobić, czyli przed podniesieniem ręki na kobietę to, pozwolił mi spać w swoim pokoju. Właściwie zaciągnął mnie do niego siłą i stwierdził, ze na pewno mnie nie zostawi z Mają w jednym pomieszczeniu bo się do rana pozabijamy. Niestety jest też druga strona medalu... przez tą masakrę w nocy, Kamil na pewno się domyśla co jest grane...
     Wstaliśmy rano punkt o siódmej, bo nasz lider idealny, był oczywiście wyposażony w pięć budzików, co by nie zaspał przypadkiem i nie naraził się trenerowi.
    -Maciek? Co ty robisz pod naszym stołem w samych gatkach?!- spytał Janek przecierając oczy.
    -A co mam robić... śpię nie widać!- mruknąłem i wstałem uderzając głową w kant tego właśnie mebla.
    -Kamillll! Masz plaster? Maniek se głowę rozwalił!!!- krzyknął Ziobro i jak na komendę w drzwiach łazienki pojawił się Stoch. Już miałem protestować, że nic mi nie jest, ale przetarłem ręką po bolącym czole i ku swojemu przerażeniu moja dłoń była calutka we krwi.
    -Co wy znowu robicie? Zostawić was nie można na chwilę? W nocy Cię uchroniłem przed rozlewem krwi, ale widzę, że na darmo..- odparł zrezygnowany, no bo jasne głupia baba mnie nie załatwiła to załatwił mnie koślawy stół. Eh biednemu zawsze wiatr w oczy...- Dobra czekaj, pójdę po Winiarskiego, lepiej żeby to opatrzył, bo patrząc na ranę to musiałeś ładnie w coś przywalić...
   -No w stoliczek nasz piękny rąbnął jak moja świętej pamięci babcia w dywan trzepaczką! W ogóle czemu on tu spał?- wtrącił Janek i nadal na mnie patrzył jak na kosmitę.
    -Maniuś wyjaśnij Jasiowi co żeś w nocy powyrabiał.- powiedział nasz lider i za nim zdołałem cokolwiek odpowiedzieć, wybiegł z pokoju zapewne po lekarza. Na szczęście Ziobro nie zdążył wpędzić mnie w krzyżowy ogień pytań, bo tak jak myślałem Stoch wrócił z Aleksandrem.
    -Ohoho Młody co żeś to zrobił?- zaśmiał się doktor i uklęknął przy mnie z apteczką. Po chwili mój guz, który urósł w ekspresowym tempie został profesjonalnie opatrzony i zaklejony, ale czułem, że mogę mieć problem ze zmieszczeniem kasku na głowie.- No, ale chłopcy radzę wam się szybko zbierać, za dziesięć minut śniadanie!- dodał Winiarski i wyszedł. Kamil tylko przyznał mu rację i nas opuścił, żeby jeszcze zadzwonić do Ewy, a Janek zniknął w łazience. Nie miałem wyjścia... musiałem iść do pokoju, w końcu nic w nocy ze sobą nie zabrałem, a wypadało by z rana umyć zęby i się przebrać bo w samych bokserkach do ludzi to tak nie bardzo...
Wyszedłem na korytarz z nadzieją, że na nikogo nie wpadną. Zapukałem do drzwi, bo jeszcze tego brakuje, żeby Majka zrobiła awanturę, że wszedłem w najmniej odpowiednim momencie, ale cisza. Zapukałem drugi raz- cisza. Nacisnąłem delikatnie klamkę, ale cholera... zamknięte! Polazła pewno na śniadanie, ale żeby o mnie pomyśleć to nie łaska. Świetnie, super! Nie zostało mi nic innego jak wrócić do chłopaków i poprosić, żeby wzięli od niej klucz, ale jak na złość ich sypialnia też była zamknięta! Nawet nie zauważyłem kiedy wyszli.
Trzeba się nazywać Maciej Kot, żeby mieć takiego pecha naraz.


Kamil:

      Nie mogłem tych dwóch zostawić samych w nocy, bo mogę sobie dać rękę uciąć, że któreś z nich by tego nie przeżyło, więc zabrałem tego ofermę do siebie (swoją droga ciekawe jak to między nimi jest... trzeba to będzie dokładnie zbadać). Z powodu, że nasz pokój do dużych na pewno nie należy musiałem go ulokować na podłodze w okolicach stołu, co okazało się nie najlepszym pomysłem, gdyż ten oferma uderzył swoją łepetyną w jego kant wywołują mały krwotok. Musiałem iść po Winiarskiego, żeby opanował sytuację, a Janek siedział przez cały czas na łóżku i patrzył na niego takim półprzytomnym wzrokiem. Och co ja z nimi mam...
    Jak by Maćkowych problemów było mało to sierota poszedł się ogarnąć (bo oczywiście w nocy nic ze sobą nie zabrał i paradował w samych gatkach i jakiejś koszulce), a my z Jankiem szybko zebraliśmy się na śniadanie. Wszystko pięknie ładnie, ale przy jednym ze stolików siedziała, Majka... co znaczyło, że ich pokój był zamknięty i Maniek klamkę pocałował. Nie mogłem go tak zostawić. Przeprosiłem chłopaków i pobiegłem na górę, ale niestety było już za późno... Kotek stał w tym jakże wyjściowym stroju pod ścianą otoczony wianuszkiem dziewczyny. Patrzyły na niego jak na ósmy cud świata i przekrzykiwały się nawzajem. Oj młody nie ma lekko. Trzeba było coś wymyślić:
    -Przepraszam drogie panie, przepraszam bardzo, ale trener prosi Maćka do siebie, a jak szybko się nie pojawi to zostanie usunięty z kadry, a tego byście nie chciały chyba?- powiedziałem i mrugnąłem do bruneta porozumiewawczo.
    -Ale ja chce zdjęcie z Mańkiem!- krzyknęła któraś
    -Ja też! Maciek jesteś boski!!!- dodała kolejna
    -Obiecuję, że po konkursie wszyscy będziemy do waszej dyspozycji, a na razie przepraszam.- zakończyłem i pociągnąłem bladego Kota za rękę. Po chwili byliśmy już w moim pokoju.
    -Rany Kamil, kto to był, kto je tu w ogóle wpuścił?!- szepnął ciężko oddychając
    -Nie mam pojęcia ha ha ha... no to masz branie, nie powiem!- nie mogłem powstrzymać śmiechu.
 

Maja:


      Przynajmniej Kamil tu jest myślący i zabrał Maćka do siebie. Jak miałabym z nim siedzieć w jednym pomieszczeniu do rana to przysięgam, że więcej na skocznie by już nie wyszedł.
Wstałam rano o siódmej i zeszłam punktualnie na śniadanie. Usiadłam z Dawidem przy stoliku i rozmawialiśmy sobie w najlepsze. Nie powiem ciekawy gość z niego... warty zainteresowania.
Kiedy przez dłuższy czas Kot się nie pojawiał pomyślałam, że pewno nie miał się jak przebrać, bo pokój zamknęłam, ale szczerze mówiąc nie wiele mnie to interesowało. Jak dla mnie mógł iść na skocznie w piżamie, albo w ogóle. Jednak po chwili podszedł do mnie Kamil i poprosił o klucz, no cóż nie chciałam robić scen więc mu go dałam...


Kiedy jechaliśmy na skocznie mój "kuzyn", ani słowem się do mnie nie odezwał. I bardzo dobrze! Mam nadzieję, że po konkursie zabierze swoje rzeczy i na stałe się do Stocha przeniesie. Szczerze to po nocnej akcji zaczęłam mieć poważne wątpliwości, czy powinnam tu zostać. Sprawa się rypnie prędzej czy później, bo ten idiota na pewno się wygada i mnie wyrzucą, więc może lepiej odejść samemu... chociaż, nie... ja się nigdy nie poddaje! Nie dam mu tej satysfakcji!

Kiedy skakajce brali udział w serii próbnej zadzwonił do mnie Kuba. Nareszcie ktoś z kim mogę szczerze porozmawiać, bo na prawdę zwariować można:
     -Żyjesz? Są jakieś ofiary? Maniek w całości?- spytał na wstępie.
     -Chyba powinieneś zapytać czy ze mną wszystko ok! Bo Twój kochany braciszek mało mnie nie pobił w nocy!- oświadczyłam i szybko streściłam mu sytuacje.
     -Rany Boskie! Przecież to się wyda! Och jak dobrze, że w Soczi będę z wami, może uda mi się zapobiec katastrofie.- odpowiedział, a po tonie jego głosu wywnioskowałam, że bardzo się zdenerwował.
     -Też się tego nie mogę doczekać... dobra przepraszam, chyba się konkurs zaczyna.- zakończyłam i podeszłam do barierki. W końcu ktoś musiał się modlić o upadek Maćka na bule, no nie?


Maciek:

     Nie skomentuję tej kretynki, nie będę się denerwował przed konkursem... nie warto, ale naprawdę jak posiwieję tak szybko jak mój tata i fanki nie będą się już za mną uganiać (co nie było by takie złe patrząc na dzisiejszą sytuację) to będzie jej wina!
Usiadłem na belce, odepchnąłem się i nie myśląc o niczym poleciałem... 143 metry! W normalnych zawodach, a raczej w zawodach z normalnymi zasadami dało by mi to prowadzenie, ale gdzież tam, trzeba odjąć biednemu Maciusiowi kilka punktów za wiatr, potem obniżyć noty sędziów i już Maciuś jest dalej. No tak oczywiście, kto by mnie tu traktował normalnie! Może zacznę rzucać nartami i pukać się w czoło jak Schlierenzauer to mi będą pomagać jak tylko moje nazwisko usłyszą?
     Starałem się nie okazywać emocji i z lekkim uśmiechem pomachałem do kamery, niech kibice wiedzą, że nie mam ich gdzieś w przeciwieństwie do co poniektórych. Obszedłem Majkę szerokim łukiem i stanąłem koło Sobczyka czekając na skok Piotrka. Niestety Wiewiór za bardzo się nie popisał... wprawdzie 135 metrów dawało mu pewne miejsce w finale, ale wiedziałem, że stać go było na więcej. Podszedł do mnie, przybił piątkę i po chwili zjawił się też Janek. Jego 137 metrów dało mu pozycje jeszcze za Żyłą, ale humor go nie opuszczał:
     -Jak tam łepetyna?- zaśmiał się
     -Własnie Maniek opowiadaj co to za śmieszny opatrunek? he he- oczywiście Piotrek nie był by sobą, gdyby nie podłapał szybko tematu.
     -A no nasz Kotek miał rano bliskie spotkanie ze stołem!- oświadczył Ziobro zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć. Świetnie... nie ma to jak wyjść na kretyna...

     Kilkadziesiąt minut później oczy wszystkich kibiców były skierowane na górę skoczni, gdyż na belce pojawił się nie kto inny jak Kamil Stoch we własnej osobie- 139 metrów wylądowane w pięknym stylu dało mu drugiej miejsce, tuż za Jurijem Tepesem, który wyrównał rekord skoczni. Ha brawo, Prevcik spadł za mnie, nawet 140 metrów nie przekroczył! Dobrze mu tak, oj coś czuję, że żółtą koszulką się długo nie nacieszy!

     W przerwie poszliśmy na konsultacje do trenera. Moja pozycja była jednak w miarę dobra, jak bym powtórzył taki sam skok w drugiej serii, albo i lepszy to spokojnie wskoczyłbym do pierwszej dziesiątki i to był mój cel na ten konkurs. Łukasz dał nam wszystkim kilka rad i uwag i udał się w kierunku gniazda trenerskiego, a my zaczęliśmy się trochę rozgrzewać. Nagle na mojej drodze stanęła Maja, która właśnie przestałą gratulować Jankowi jego skoku ( jak by było czego).
     -Co chcesz mnie polać wodą? Wrzucić do zaspy? Czy może podpiłowałaś mi narty?- spytałem i pokręciłem głową.
     -Proszę Cię, to raczej ja powinnam spytać czy nie chciałbyś mnie czasem uderzyć... ale nie o to chodzi... no tego... gratulacje kuzynie...- mruknęła i lekko się uśmiechnęła. No tego to się w życiu nie spodziewałem, myślałem, że będzie jakaś awantura, czy coś, ale nie... wydało mi się to podejrzane.


Kuba:


     Zadzwoniłem do Majki, dowiedzieć się, czy wszystko ok. Bo z tą dwójką nigdy nie wiadomo. I co się dowiedziałem! Umieścili ich w jednym pokoju, a w nocy się mało nie pozabijali. Szczerze mówiąc to żal mi Maćka, ale żeby od razu z pięściami lecieć na kobietę! Oh jak dobrze, że Kamil tam przyszedł, bo jak by dłużej zostali tam sami to na pewno by się to wydało, ale Stoch coś podobno podejrzewa, będę musiał powiedzieć Mańkowi, żeby go jakoś uspokoił.
     Oglądałem konkurs Willingen w telewizji i muszę przyznać, że to był pokaz naprawdę dobrych i dalekich skoków. Nawet Maniek dobrze poleciał, ale oczywiście nie zadowolony. Eh co bym oddał, żeby być na jego miejscu... albo nie na jego miejscu, ale na tym samym miejscu co on razem z nim, ale przynajmniej jednemu z Kotów się udało... nic tylko się cieszyć... jestem z niego dumny!
Najbardziej zdziwiło mnie jak na przerwie pokazali urywek spod skoczni, Maciek stał i SPOKOJNIE rozmawiał z Majką... może oni jednak się tam nie pozabijają.

W drugiej serii skoki nie były już tak okazałe, chociaż dwóm Słoweńcom udało się dolecieć do 150 metrów. Mój brat wylądował 10 metrów bliżej niż za pierwszym razem i już widziałem tą złość w jego oczach... cholera, myślałem, że mu się uda dostać do pierwszej dziesiątki... Maniek Maniek... trza będzie do niego potem zadzwonić..., ale za to Kamil nie zawiódł! Ponad 145 metrów dało mu zwycięstwo, bo Tepes spadł ledwo na 137 metr i wypadł z podium. No i proszę jutro powtóreczka i nasz mistrz pojedzie do Soczi w żółtej koszulce!

***

To dzisiaj wieczorem wszyscy trzymamy mocno kciuki! 

I jest ZŁOTO!!! Kamil genialny, Noriaki genialny!!! Co za dzień, jeszcze złoto Bródki! 
Czekamy na drużynówkę!:)

Pozdrawiam:*


16 komentarzy:

  1. Ogólnie nie mam żadnych zastrzeżeń co do rozdziału, ale na przyszłość jak piszesz w rodzaju męskim to przeczytaj raz jeszcze :D Ja wiem, że też robię błędy ale u ciebie parę literówek było w rodzajniku żeńskim, a nie męskim ;)
    To by było na tyle.
    Maniek to chodząca sierota jak nic :D Jak nie Majka, która go wkurza, to biedny stolik. Chociaż nie, bo najbardziej poszkodowany kto jest? Kotek! nawet w jednym zdaniu mnie zabiłaś, bo fajnie wyszło!
    Oj tak dzisiaj trzymamy kciuki! :)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj przepraszam, już poprawiam, zawsze mi się jakieś błędy zaplączą;( Dziękuję za spostrzeżenie:)

      Tak Maniek to ma pecha, może go kiedyś przezwycięży...

      Pozdrawiam!:)

      Usuń
  2. Ach, ten Maciek. No żeby nawet stolik się na niego uwziął? ;d Ocho.. co to się dzieje. Majka mu pogratulowała. Nie wydaje mi się, aby miała czyste intencje, ale moooże coś?
    No i Kamil.. on chyba jako pierwszy się o wszystkim dowie, tak czuję.

    Oczywiście, że trzymamy kciuki!<3
    :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pech to pech xD Zobaczymy na co się zdadzą umiejętności detektywistyczne Kamila:)

      Pozdrawiam:*

      Usuń
  3. Maciuś to mój ulubieniec :D Przecież nie jego wina, że to taka chodząca oferma. Na drugim miejscu jest Kamil - opiekun, obrońca i niańka dla niedorobionych skoczków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, gdyby nie Kamil to było by ciężko:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Hahaha bardzo pozytywne stoliki, Maciek jest moim numerem jeden. Kamil to wiadome, dobry duch całej ekipy. Dodam sobie do czytanych :)
    Dziękuje za odwiedzenie mnie :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz:)

      Dobrze, że Kamil czuwa, pomaga, interweniuje bo byłyby problemy:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
  5. Pomijając fakt, że Maja z Maćkiem chętnie by się nawzajem zjedli, to byłaby z nich całkiem ładna para. Powinniśmy kierować się zasadą "kto się czubi, ten się lubi" :)
    Bardzo mi się podoba ^^ Wianuszek dziewczyn wokół Maćka ;D Nie dziwię się no bo w końcu brzydki nie jest, prawda? c; Mi podoba się postać młodego Kota jako typowego ciapy =)
    Cudowny rozdział i postaram się go komentować z każdym następnym ^.^
    Oczywiście zapraszam do mnie :D
    http://historia-milosna-od-poczatku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz:) No tak kto się lubi, ten się czubi... coś w tym jestxD
      Już do ciebie lecę:)
      Pozdrawiam:D

      Usuń
  6. Cisza przed burzą, na bank! Kuba zdecydowanie za wcześniej wyciągnął wniosek i nie powinien tak z góry zakładać, że jego brat z rzekomą kuzynką nie wymordują się nawzajem za pomocą samej agresji słownej, bo to może być dopiero początek najgorszego:D
    Żal trochę Maćka, bo chciał się uwolnić od ukochanej towarzyszki i w efekcie oprócz kolejnego awantury dostał mu się jeszcze guz, rana cięta i opatrunek. A oni przecież nie po to jedzą na śniadanie dwa listki sałaty, żeby się potem dociążać ligniną!:D
    Pozdrawiam.
    [piec-sekund]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cisza przed burzą... bardzo prawdopodobna zobaczymy, a może jakaś zaskakująca zmiana się szykuje... kto wie:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  7. Jaki kochany Maniek sierota xD Jak nie Majka to stolik, guz i krew... eh nasz pechowiec xD Dobrze, że mają Kamila, jak by tam Klimowski, albo co gorsza Kruczek wpadł to było by pozamiatane :) ahahah i próbuję sobie wyobrazić półprzytomny wzrok Janka xD
    Genialne!!!
    Ciekawe czy Majka szczerze pogratulowała... oh czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj biedna Maciejowa głowa xD
    Świetne opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń